Krytyczny materiał wideo o zależności mediów od koncernów zbrojeniowych

Fragment materiału wideo: „środki masowego przekazu ponoszą ogromną odpowiedzialność za kształtowanie naszego rozumienia wydarzeń, do których nie mamy bezpośredniego dostępu. […]

Ale w krajobrazie mediów, w którym mała garstka firm posiada na własność praktycznie wszystkie media drukowane, radio i telewizję w każdym kraju, jedynym ratunkiem jakie społeczeństwo posiada, jest odwrócenie się od głównych mediów całkowicie. I to jest właśnie to, co się właśnie dzieje.

Jak wykazują badania jedne po drugich, śmierć starych mediów przyspieszyła w ostatnich latach wraz z coraz większą liczbą ludzi porzucających gazety, a obecnie nawet telewizję, jako główne źródło informacji. Zamiast tego, społeczeństwo coraz częściej zwraca się do źródeł internetowych jako źródła wiadomości i informacji . […]

Podczas gdy istnieje wolność internetu, indywidualni czytelnicy i widzowie w żadnej sprawie nie muszą przyjmować każdego słowa na stronie WWW lub wypowiedzi eksperta lub komentatora. Mogą je sprawdzić w dokumentacji źródła, z wyjątkiem, być może nie przypadkiem, stron internetowych mediów tradycyjnych, które nie mają zwyczaju podawania materiału źródłowego i dokumentacji w swoich źródłach.

Stąd powstanie ustaw SOPA, Protect IP, które są próbami przejęcia rządu USA przejęcia stron internetowych na poziomie nazw domen i wszystkie inne połączone ataki na wolnośc internetu, które widzieliśmy w ostatnich latach. […] Wszystko co musimy zrobić, to je wyłączyć.” (wg http://kap1.tek24.pl/944,67-wyobraz-sobie-internet-bez-dostepu-do-wolnej-wiedzy)

Proste rozwiązanie problemów rynku mediów w Polsce

Uważam że obowiązkiem ekonomisty jest objaśniać rzeczywistość zgodnie z zasadami naukowymi. Jest to bardzo trudny rygor moralny, ponieważ nakazuje odrzucenie emocji, narzucających się teorii spiskowych i faktoidów na rzecz bardzo wnikliwego, precyzyjnego i sprawdzanego przez osoby w zewnętrznych redakcjach dyskursu.

Geneza problemu
Przyczyną polskich niedomagań jest także słabe opisanie i wyjaśnienie rzeczywistości. Dla ekonomisty analizującego polską rzeczywistość rzuca się w oczy skąpość literatury, nieliczność wnikliwych analiz, także ekonomicznych, a przede wszystkim zaś- nieliczność analiz wysokiej jakości. Nie wysokonakładowego chrzanienia, ale popartej źródłami analizy wiarygodnych autorów o uznanym warsztacie.
Polska spoczywa w zastoju, ponieważ w powijakach znajduje się rynek medialny. Gazeta, Moi Drodzy Państwo, nie kosztuje złoty pięćdziesiąt, ale około 10 złotych. Wszystko poniżej jest tanią prasą, żółtą prasą, pobieżnymi informatorami bez środków finansowych na dziennikarski risercz, na wysokojakościowe dziennikarstwo. Przecież w Polsce większość kosztów składowych wydawania prasy codziennej jest taka sama jak w krajach Europy Zachodniej, albo nieznacznie tylko niższa. Skąd więc te ceny prasy? Co można zrobić za 40 eurocentów?
Bez zmiany tego przykrego stanu będziemy niewolnikami przykrego państwa peryferii, państwa po przekroczeniu granicy którego od razu widzimy różnicę względem państw Europy Zachodniej. Rozlicznych polskim problemów nie ma bowiem gdzie opisać, nie ma gdzie podać sposobów na ich rozwiązanie. Nigdy w Polsce nie powstała bowiem Gazeta Codzienna. Jest to czasopismo liczące około kilkudziesięciu stron, z osobnymi wkładkami dla felietonów, kultury, czasopismo w którym szefem działu muzycznego jest osoba z tytułem doktorskim, i którego doniesienia gospodarcze może zacytować w swojej pracy naukowiec, bez obawy o cytowanie faktoidów.
Pochodząc z regionu przygranicznego, porównując prasę po obu stronach granicy, konstatuję że rzeczywistość po polskiej stronie granicy niemal nie jest opisana. Nie może też być- z braku stosownych miejsc. Moi znajomi niemieccy profesorowie swoje nudne analizy regionalnego budżetu Brandenburgii mieli gdzie publikować. Po polskiej stronie granicy- takich miejsc brak.
Marginalizacja prasy jakościowej
Nieliczna prasa inteligencka dotycząca np. spraw regionalnych, jak na przykład czasopismo „Puls” w Zielonej Górze, jest nawet niedostępna zwykłym śmiertelnikom, będąc rozprowadzana tylko w abonamencie. Jest czasami finansowana przez polityków z pieniędzy podatników, wobec czego oczekiwać można cenzury krytycznych tekstów i uwikłania.
Styl pisania rodzimej inteligenckiej prasy jest nadal zbyt daleki od prasy opiniotwórczej Europy Zachodniej. Tam dominują dłuższe i poważniejsze teksty. Po polskiej stronie granicy- jest krótko i lekko, redakcje preferują krótkie i pieprzne teksty. Na specyficzne problemy się nie pisze. Pozostają nieopisane.
Blogi i media obywatelskie rewolucji nie zrobiły- mają mały zasięg, są amatorskie, rzadko uaktualniane. Przypominają lamus zbędności. Nieliczne agregatory odniosły nieznaczną popularność. Z prasą codzienną nijak im się ścigać. Prowadzę serwis agregujący lokalne blogi z Zielonej Góry i okolic. Nic to nie daje- media takie wymagają sporych nakładów reklamowych by stać się popularne, a zbiorcza atrakcyjność wszystkich blogów w nawet milionowym regionie jest niewielka. Również skromne są liczby odwiedzających ową zbiorówkę.
Mam kolejne pomysły na dalsze podobne serwisy. Ale rewolucji one nie zrobią. Blogi i media obywatelskie są chaotyczne, niezorganizowane, o różnorodnej jakości. Nie są to media jakościowe, mające domniemany obowiązek raportowania o wszystkim ważnym dla danej grupy socjoekonomicznej na jakiej się skoncentrowały. „Newspaper of record”- to właśnie gazet tej półki nie uświadczymy w Polsce.

Tabela: Średnia dzienna sprzedaż prasy w kategorii „Newspaper of record” w Niemczech
  • Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) 367.983
  • Süddeutsche Zeitung 445.822
  • Die Welt 256.185
dane wg IVW 1/2010
W Polsce nie kupuję jakichkolwiek mediów poza gazetami sportowymi. Niemal nie wydaję pieniędzy na cokolwiek. Sięgam po owe agregatory blogów, czytam media obywatelskie, czytam prasę naukową, i to wszystko. Czasem sięgam po kwartalniki lub, z rzadka i tylko w kawiarniach, po prasę codzienną niskiej jakości, owe „żółte tytuły” za złoty pięćdziesiąt.
Banalne rozwiązanie wielkich problemów
Możemy snuć wielkie teorie, ale rozwiązania polskich problemów mogą być banalne. Sam nawet myślę o założeniu gazety (podbierającej wyedukowanych czytelników „Wyborczej”). Niestety, moje dotychczasowe próby dziennikarskie świata nie zawojowały, a portal na którym piszę sukcesu nie odniósł. Choć uczciwie przyznaję że swojego dziennikarstwa nigdy nijak nie zareklamowałem poza moim profilem w sieci społecznościowej.
Na medium z prawdziwego zdarzenia należy mieć kapitał, zarówno ten finansowy jak i ludzki. Nikt się jeszcze nie zdecydował poważnie zainwestować w polskie media. Ciekaw jestem, ile kosztowałoby stworzenie jednej Gazety Codziennej, i czy miałaby szansę na polskim, przecież w skali Europy atrakcyjnym rynku. Być może byłoby trudno.
Brakuje wielu różnych „otoczek” rynku prasowego. W Niemczech owe opasłe gazety codzienne czyta się np. podróżując pociągiem, podczas gdy w Polsce ten środek transportu jest kilkakrotnie rzadziej wykorzystywany. Ponadto polska kolej nie jest koleją szwajcarską, i plakat „mądry jeździ koleją” przedstawiający Pana siedzącego na fotelu i zasłoniętego płachtą gazety, w Polsce byłby egzotyką. Ta kategoria pasażerów w większości w Polsce ze zdezelowanej kolei nie korzysta.
Recepta na zmianę
Po moich narzekaniach w przeszłości powstały w sumie 3 nowe gazety codzienne. Przetrwały dwie. Żadna- jakościowej rewolucji nie zrobiła. Dominują w nich teksty płytkie, krótkie. Wciąż nie mam gazety codziennej do której mógłbym wysłać jeden z moich nudnawych tekstów. Choć bez wątpienia jest postęp- oto drukuje się już moich kolegów, co wcześniej byłoby nie do pomyślenia z racji politycznego związania tanich gazet codziennych.
Jestem sceptyczny wobec mediów elektronicznych, choć po Warszawie często podróżuję autobusem, czytając z netbooka. Ostatnio czytam także media elektroniczne poprzez telefon. Jednocześnie nie wierzę w zdolność mediów bezpłatnych do rozwiązania polskich problemów, zaś w dziedzinie płatnych mediów elektronicznych nie powstało nic godnego uwagi.
Sytuacja w Polsce w mojej opinii się zmieni, gdy nie tylko w metropoliach, ale i w polskich regionach spopularyzują się, nieobecne dziś, media klasy „newspaper of record”. Dla przykładu, aktualnie w tej chwili, właśnie dziś, zrywa się torowisko tramwajowe w Gliwicach oraz wyrywane są tory przedwojennej kolei miejskiej w Zielonej Górze. Gdybyśmy żyli w Niemczech, rozpisałoby się na te tematy co najmniej kilka gazet wysokiej jakości, debatując na temat polityki transportowej polskich miast. W Polsce stało się odmiennie- to właśnie „tania prasa” prowadziła kampanię za rozbiórką torów, które w wielu wyżej rozwiniętych krajach buduje się od zera, wydając setki milionów złotych. Krytyczne uwagi specjalistów owa tania prasa ocenzurowała.
Na polskim rynku medialnym piętno odcisnęły dwie największe afery 20-lecia (afery: FOZZ i Rywina). Wciąż żywe są dywagacje na temat pochodzenia kapitału z którego stworzono na przykład popularną konserwatywną telewizję prywatną. Nowe medium po prostu rozcięłoby ten węzeł gordyjski. W zdrowej gospodarce przedsiębiorcy po prostu zebraliby swój kapitał i stworzyliby spółkę która takie medium wydawałaby.
Niestety- moja wiedza biznesowa z zakresu modeli biznesowych w mediach jest tylko wyrywkowa. Regularnie czytam doniesienia na temat losów światowych „newspapers of record”. Mają one rozliczne problemy w związku z przechodzeniem z modelu prasy papierowej na elektroniczną. Gwiazdami na tym nieboskłonie są dziś takie media jak Huffington Post- skrzyżowanie mediów obywatelskich z klasyczną prasą elektroniczną. I ten model biznesowy polecałbym ewentualnym inwestorom, samemu jednocześnie składając akces do takiego przedsięwzięcia.

A.Fularz, ilustracja:cc wikimedia, autor: creator-bz

Polskie media a rozpad "wspólnego razem"

Łódzkie wydarzenia (morderstwo motywowane politycznie) tylko obnażają sytuacje które są codziennością wielu polskich miast. Autor wielokrotnie zetknął się z przemocą polityczną, jest ona normą dnia codziennego wielu polskich miast, niewidoczna może dla osób zamkniętych w swoich warszawskich biurach i gabinetach. Walka polityczna odbywa się na ulicach, wolność niektórych grup jest ograniczona agresją np. grup skrajnych, użyciem przemocy. Przemoc polityczna dotyczy osób odważających się mieć odrębne poglądy, czy choćby tylko odmienny wygląd.

Autor zna sytuację miasta swojego pochodzenia na terenie Ziemi Lubuskiej, skąd bezustannie słyszy od ofiar o toczących się konfliktach, jak też nawet o manipulowaniu policyjnymi statystykami przestępstw w tym najniebezpieczniejszym z większych miast Polski (65,63 przestępstw na 1000 mieszkańców w 2008 r.) . Sam też padł kilkakrotnie ofiarą ataków na tle ideowym we wspomnianym regionie- powodem mógł być „zbyt kosmopolityczny ubiór”. 
Policja? W jej mityczną moc rozwiązywania takich napięć wierzą chyba najczęściej czytelnicy i twórcy tabloidów. Trudno iść się skarżyć, gdy sprawcę i tak niedługo znów spotkamy na ulicy. W Polsce funkcjonuje nie ten model wymierzania sprawiedliwości, obecny pochodzi z innej epoki historycznej. Policja i wymiar sprawiedliwości w Polsce są archaicznymi organizacjami, są niezreformowanymi organami dawnego państwa totalitarnego niedopasowanymi do realiów świata współczesnego, są organami nienadającymi się do funkcjonowania we współczesnych społecznościach. Represyjny model sprawiedliwości powodujący wzrost kosztów całkowitych (suma kosztów ofiary i przestępcy) winien być zastąpiony modelem sprawiedliwości naprawczej jako wydajniejszej nie tylko ekonomicznie, ale także i społecznie.
Urwana ciągłość społeczna
Ciągłość społeczna jest zrywana przez rewolucje technologiczne. Hipotezą niniejszej pracy jest twierdzenie jakoby rewolucja technologiczna w sferze mediów spowodowała zerwanie wspólnoty społecznej i spowodowała wykształcenie się w Polsce szeregu różnych, odrębnych społeczeństw. W opinii autora w Polsce zawiodły media tkwiące w XX-wiecznej przednowoczesności, w wyniku czego wykształciło się kilka odrębnych społeczeństw, w których każde posiada odrębną kulturę, sztukę. W wyniku zaawansowania procesu narrowcastingu doszło do rozpadu czy zaniku wspólnotowości. Upolitycznienie, czy też „rotacyjna prywatyzacja” mediów publicznych spowodowały sytuację w której ogromne grupy społeczeństwa nie korzystają w ogóle z żadnych produktów mediów definiujących się jako publiczne. Doszło do rozpadu „Polskiego Razem”, możliwe że nie dostrzeganego przez osoby śledzące np. media tabloidowe, w Polsce uważane za media głównonurtowe.
Powyższe słowa autor notuje na seminarium poświęconym rozwojowi kulturowemu Polaków. Dane statystyczne są wstrząsające. 12 % ludności kraju nie prowadzi nawet życia towarzyskiego. Indeks aktywności obywatelskiej, procent aktywnych i bardzo aktywnych obywatelsko, wynosi 13 %, i jest najniższy spośród 20 badanych krajów. Zaangażowanie w organizacjach społecznych jest 4-rokrotnie mniejsze niż w krajach -liderach i oczywiście najmniejsze w badanej grupie 20 krajów. Badania te przytoczono w pracy Henryka Domańskiego pt. „Europejskie społeczeństwa” komentującej wyniki Europejskiego Sondażu Społecznego.
Następuje kulturowe „zamykanie się” w gettach odrębnych kultur. Wnioski spisane przez Pawła Śpiewaka po jednym z seminariów niedawnego Kongresu Obywatelskiego to: „Polska podzielona aż do trzewi. Na plemiona, na plemię narodowo- katolickie i drugie plemię, które trudno określić.” Nastąpiła dekompozycja, widoczny jest brak wspólnych celów społecznych, pojawiła się antagonizacja poszczególnych grup.
Już tylko interesy polityczne
Mira Marody i Jacek Raciborski cytowani przez E. Bendyka przedstawiają rozpad tradycyjnego społeczeństwa, które w dzisiejszych czasach jest „posegmentowane, zamykające się jak amerykańscy Amisze w swoich enklawach”. Socjolog Alain Touraine idzie dalej, i w opinii autora trafia w sedno. Oto wspólne społeczeństwo już nie istnieje. „Społeczne i polityczne instrumenty tworzenia społecznej całości utraciły na znaczeniu: związki zawodowe, kościoły, partie polityczne, klasy, a nawet rodzina przestały być kluczowymi punktami odniesienia dla budowania społecznej tożsamości jednostek. Najważniejszym źródłem podmiotowości staje się kultura”- argumentuje Touraine przytaczany przez Edwina Bendyka. To wokół niej zbudowały się nowe polskie społeczeństwa. Jesteśmy już krajem wielokulturowym. I wielu społeczeństw.
Autor ma przyjemność być członkiem jednego z mniejszych polskich społeczeństw, ot, małej, polskiej społeczności zbudowanej wokół jednej z kultur wielokulturowego współczesnego świata. Odważy się na tezę że jego społeczność jako homogeniczna grupa nie mam nic wspólnego z innymi polskimi społeczeństwami. Grupy takie jak autora komunikują się prawie wyłącznie przez narrowcasting, o którym mowa jest w innych pracach autora. Co więc scala rozmaite zatomizowane społeczeństwa, albo, w wersji mniej radykalnej, segmenty zatomizowanego społeczeństwa? Otóż wg A. Touraine: już tylko wspólne państwo i jego instytucje.

Adam Fularz , ilustracja: cc wikimedia, Phillip Jeffrey

Dyktat dolnego i średniego rynku w Polsce a rozwój nowych mediów

Dyktat dolnego i średniego rynku
Debata publiczna w Polsce kształtowana jest niemal w całości przez media średniego i dolnego rynku. Jest to sytuacja nieznana w wyżej rozwiniętej gospodarczo części kontynentu. Niedawne zabójstwo, które jego sprawca umotywował politycznie, tłumacząc to chęcią zabicia przywódcy partii opozycyjnej, z wysokim prawdopodobieństwem może być wynikiem złej działalności mediów w Polsce. Doniesienia dziennika „Rzeczpospolita” przeprowadzającego wywiady wśród znajomych ofiary sugerują uwikłanie mediów jako strony w konflikcie. Oto ich fragment:
„Nie dawało się z nim rozmawiać na tematy polityczne. Unikaliśmy tego, bo od razu się zapalał – mówi nam jeden z częstochowskich taksówkarzy. Inny dodaje, że C. notorycznie słuchał radia …..”
– i tu pada nazwa uznawanej za radykalną stacji radiowej. Gdy autor rozmawiał o owym zdarzeniu z osobami na treningu sportowym, jedna z osób biorących udział w dyskusji stwierdziła , że owa stacja radiowa oskarżała ową partię opozycyjną o zdradę ideałów, o oszustwo. Polityków tej partii określała publicznie mianem zdrajców. Czy w tym dyskursie, możliwe że kwalifikującym się jako mowa nienawiści, szukać motywacji zbrodni? Blisko 1 % treści publikowanych w polskiej sieci Internet to mowa nienawiści- jak donosi tzw. „Raport Mniejszości” przytaczany przez E. Bendyka.

Śmierć w łonie i sukcesy nowonarodzonych
Ogromnym problemem polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa jest kondycja sektora mediów. Mówiąc o polskiej polityce, można użyć sformułowania ”polityka z tabloidów”, bez obaw o generalizowanie. Niemal wszystkie polskie media realizują bowiem model biznesowy tabloidu, w dwóch dominujących wariantach: tabloidu niskiego rynku (przykład: „Fakt”, przykłady zagraniczne: „Bild”) i tabloidu średniego rynku (przykład: „Gazeta Wyborcza”, przykłady zagraniczne: „Daily Mail”).
Na rynku, poza częściowo „Rzeczpospolitą” o orientacji narodowo-konserwatywnej, piśmie o 49-procentowym udziale Skarbu Państwa, brak jest prasy codziennej adresowanej do wysokiego rynku. Jest to ewenementem europejskiego rynku wydawniczego. Nie słyszałem o drugim kraju równie mocno pozbawionym prasy codziennej, nie mającym niemal nic poza prasą tabloidową. Tymczasem na rynku wydawniczym autor znajduje świetnych pisarzy. Jednak liczni z nich niemal nigdy nie publikowali w papierowej prasie codziennej. Nie piszą tekstów tabloidowych, a rynku prasy wysokiego rynku w Polsce niemal nie ma.
Przyczyną może być niska konkurencja na rynku, co utrudnia stosowanie innowacji, powoduje że dobrze sprzedaje się także prasa złej jakości. Wątpić można że jest to zawodność po stronie popytu. Raczej jest to zawodność po stronie podaży. Gdy autor odwiedza spotkania z rozmaitymi ludźmi mediów, z redaktorami naczelnymi największych gazet średniego rynku, ci mają problemy nawet z określeniem jakiej ideologii jest obecna partia rządząca. Ich wiedza jest ograniczona, a orientacja we współczesnym świecie- przeciętna. Można mówić o braku kompetencji uniemożliwiającym wydawanie gazety dla rynku wysokiego.
Papierowa prasa tradycyjna zaczyna zanikać, tymczasem w Polsce nawet nie zdążyła się wykształcić. Nie powstały także internetowe gazety codzienne rynku wysokiego. Przykłady odnoszących sukces mediów internetowych tego segmentu istnieją na świecie. Historią sukcesu na rynku mediów w segmencie rynku wysokiego i średniego jest Huffington Post stworzony przez autorkę Ariannę Huffington, mediaprzedsiębiorcę Kennetha Lerer’a, oraz siecioprzedsiębiorcę Jonaha Peretti’ego. HuffPost, jak skrótowo określa się to nowe medium, to platforma bloggerska około 3 tysięcy bloggerów. Miesięcznie na stronie umieszczanych jest milion komentarzy. Na platformie udzielają się także znani eksperci i naukowcy. Niedawno powstało kilka mutacji regionalnych tego popularnego medium.
A. Fularz

ilustracja: cc wikimedia, autor: MarcMyWords

Schyłek mediów papierowych i epoka wąskonadawania



Koniec epoki papieru?

Schyłek mediów papierowych jest ewidentny. Gazeta The San Diego Union-Tribune, wyceniana w 2004 roku na miliard dolarów, została podczas niedawnej transakcji wyceniona na tysiąckrotnie mniej, będąc dodatkiem do transakcji zakupu jej nieruchomości. W Stanach Zjednoczonych kilkanaście wielkich tytułów codziennych zamknęło podwoje albo skurczyło wydania papierowe do dwóch-trzech tygodniowo.
McClatchy Company, trzeci co do wielkości wydawca w USA, po wykupie drugiego co do wielkości wydawcy gazet, koncernu Knight-Ridder, stracił 98 % wartości swoich akcji. Firma ogłosiła program zwolnień i cięć płac kadry zarządzającej. Ceny jej akcji zmalały jeszcze bardziej, do tego stopnia że spółce groziło wydalenie z giełdy nowojorskiej, z racji zbyt niskiej ceny akcji, co przydarzyło się wielu innym wydawcom prasy. W Wielkiej Brytanii cięcia ogłosił nawet „The Independent”.
Nadawanie do wąskiej grupy, wąskonadawanie
Wykształca się „narrowcasting”, wąskonadawanie, nadawanie do wąskich grup odbiorców. Narrowcasting podciął klasyczną pozycję gazet, dzieląc „widownię masową” na szereg wyspecjalizowanych grup widzów skupionych wokół poszczególnych haseł i tematów. Efekt aglomeracji, korzyści skali gazet zanikają wraz z rozwojem fragmentacji wszystkich mediów. Fragmentacja to trend w którym duże organizacje medialne próbujące obsługiwać znaczne części ludności zostały zastąpione przez wielość, wręcz nadmiar małych, bardziej wyspecjalizowanych organizacji, często mających za cel informowanie tylko wąskich grup odbiorców.
Przykładem wąskonadawania są tematyczne stacje telewizyjne, ale też coraz bardziej sprofilowane media, obsługujące nisze rynkowe. Bazują one na postmodernistycznym założeniu jakoby masowy widz nie istniał. Opierają się na marketingu niszowym. Sukces odniosły media określane jako „hiperlokalne” (hyperlocal), skupione ściśle na sprawach bardzo lokalnych.
Nawet w polskich kręgach młodych elit klasyczne media strumieniowe zostały wyparte przez podcasting (po polsku musiałby być to neologizm podnadawanie). Podcasting jest częścią narrowcastingu (wąskonadawania), są to media ściśle skierowane na ogromną ilość nielicznych grup. Podcastami są nagrane didżejskie sety z muzyką graną podczas imprez, elektronicznie i bezpłatnie udostępniane jej fanom. Nawet jeśli w polskim wydaniu wyglądają niepozornie, ich siłą jest wielość. Twórcy: didżeje, MC’s (nawijacze, toasterzy), prezenterzy radiowi; wszyscy oni sami udostępniają swoją twórczość w mediach, konkurując o odbiorców. Mniej popularni twórcy zmienili model biznesowy: twórczość często udostępniają bezpłatnie, walcząc o odbiorców. Monetaryzują dopiero na występach na żywo.
Tort pocięty na milion
Narrowcasting porozcinał widownię na coraz to mniejsze i mniejsze fragmenty. Rosnące znaczenie takich funkcji Internetu jak wyszukiwanie treści także zmieniło pierwotną funkcję gazet. Zamiast czytać materiały dla widowni ogólnej, czytelnicy poszukują treści konkretnych autorów, albo konkretnych haseł, co czyni zbiorczą funkcję gazet pozbawioną znaczenia. Co więcej, media społecznościowe sprawiły że „czasopisma” współczesnej bohemy młodego pokolenia są szyte na miarę- ich agendę, tytuły, układają osoby z grona ich znajomych, dodając swoje wydarzenia, wklejając odnośniki do ich zdaniem interesujących tekstów. Czytelnicy, abonując mikroblogowe strumienie nowości od poszczególnych użytkowników sieci, tworzą media docięte na ich, odbiorców, miarę. To już nie jest przyszłość- na tym ekstremalnie trudnym rynku w Polsce muszą konkurować wydawcy polskich czasopism internetowych dla awangardy.
Spadająca rentowność
Strumień finansowy z nowych mediów, takich jak dochody z reklam na stronach internetowych, są tylko ułamkiem wpływów jakie generowały poprzednie modele biznesowe z wpływów z prenumeraty czy rynku ogłoszeniowego. Musząc ograniczać koszty, wiele gazet zrezygnowało z newsroomów, zespołów njusowych, dziennikarzy. Zaczęły pisać o celebrytach, lajfstajlu (stylu życia), stały się też bardziej interaktywne.
Wiele gazet w obliczu spadającego nakładu sprzedanego redukowało zespoły redakcje i kontent wydawniczy, powodując powstanie błędnego koła- pogarszająca się jakość powodowała dalszy spadek sprzedaży. W USA średnia marża operacyjna dla gazet wynosi 11 %. Lecz wielkość ta ciągle spada, i w wielu przypadkach jest niewystarczająca nawet na spłatę długów jakie liczne korporacje prasowe zaciągnęły w czasie lepszej koniunktury. O ile czytelnictwo prasy w USA spadało o 2 % rocznie, spadki nabrały tempa w końcu ostatniej dekady.
W 2008 roku nastąpił 23- % spadek wpływów prasy z reklam. The Columbia Journalism Review w 2007 roku prorokował że tradycyjna prasa może nie przetrwać ze strukturą kosztów o 50 % wyższą niż jej tańsi konkurenci internetowi. Problem prasy ma charakter pokoleniowy: w 2005 roku ok . 70 % starszych Amerykanów czytało prasę codziennie, a spośród młodych czyniło to tylko 20 %. Wpływy z ogłoszeń zabrały bezpłatne serwisy ogłoszeniowe, takie jak Craig’s List w USA, albo Gratka.pl w Polsce.
Korporacje prasowe wciąż ratują się dywersyfikacją. Pearson PLC, właściciel Financial Times, zwiększył przychody w 2008 roku uciekając w inne rynki. The New York Times Company zawiesiła wypłatę dywidend oraz sprzedała i wyleasingowała z powrotem swoją siedzibę, by pozyskać gotówkę. Dług wydawcy The New York Times’a agencje ratingowe wyceniają jako papiery śmieciowe. W USA kondycja sektora mediów, mimo wszystko wciąż bez porównania lepsza niż w Polsce, wywołała narodową debatę, padły propozycje aktów prawnych dających możliwość restrukturyzacji wydawnictw do roli organizacji pozarządowych, co powodowało oszczędności podatkowe.  

A. Fularz, ilustracja: cc wikipedia, autor: Matanya

Facebook umiera, pora na Twittera

Rzadko ostatnio piszę, ale sporo czytam. Zauważyłem u siebie zmianę nawyków medialnych. Głównym medium stał się Twitter. Dziś, naśladując znajomych, podpiąłem moje konto w sieci społecznościowej pod konto na Twitterze, tak bym mógł od razu publikować w dwóch miejscach. Piszę i czytam głównie po angielsku. Regularnie przeglądam The Economist, Time, Foreign Policy. Zaglądam do niemieckiego Der Spiegel i amerykańskiego Newsweeka. W sieci nierzadko goszczę na brytyjskiej witrynie The Independent, czytając Roberta Fiska, najbardziej obsypanego nagrodami korespondenta bliskowschodniego tamże pisującego. Przeglądam New York Timesa. Codziennie czytam doniesienia BBC.
Co się stało? Polskie media nie donosiły odpowiednio szczegółowo o konfliktach w Tunezji, Egipcie i Libii, straciły więc czytelnika, który poznał lepsze źródła informacji. Zafascynowałem się Twitterem, prawdziwym medium uczestniczącym zorientowanym pod użytkowników urządzeń mobilnych. Rzadko gdzie nasze komentarze czy uwagi ma szanse usłyszeć cała społeczność światowa korzystająca z danego medium.
Obserwuję ze swojej perspektywy zanik polskich mediów tradycyjnych. Telewizji naziemnej nie używam od kilkunastu lat, osoby które korzystają z tego medium mają w mojej opinii zbyt wiele czasu wolnego. Odwiedzając moich rodziców z zainteresowaniem odnajduję kolejne dziesiątki nigdy-nie-widzianych nowych polskojęzycznych stacji w abonowanej przez nich platformie cyfrowej. Tyle, że mam na to czas raz w roku, zwykle z okazji świąt.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz odwiedzałem witryny głównych polskich dzienników. Cechą polskich massmediów internetowych są krótkie i powierzchowne notki nie rozwijające tematu, ideowo jednostronne para-dziennikarstwo, pisane zapewne w ogromnym pośpiechu. Polska nie ma „mediów na serio”, mediów tzw. rynku wysokiego, poza może Rzeczpospolitą, która jednakże jest przeznaczona dla czytelników o określonych poglądach gospodarczo- społecznych i po którą osoby o innych poglądach mogą nie sięgać.
Upadek znaczenia kultury i języka polskiego wydaje mi się nieunikniony w związku z postępującą globalizacją mediów. Jakaś część moich polskich znajomych w sieci społecznościowej przeszła na angielski, ja zresztą na twitterze też udzielam się w tym języku. Pamiętam że czytałem ongiś prognozy, iż języki narodowe krajów UE będą zanikać, zresztą taki los dotknął np. język gaelicki (w Szkocji) czy iryjski, irlandzki.
Dziś Twitter, mający silną pozycję w USA, Holandii, Japonii, to na wielu rynkach główny konkurent sieci Facebook. Dziś serwis ma ok. 190 mln użytkowników na świecie (ok. 1/2- 1/3 liczby użytkowników Facebooka). Jest często określany jako SMS przez Internet, z racji limitu 140 znaków dla każdego wpisu. Niektóre wpisy, często powtarzane dalej przez czytelników, mogą uzyskać status wpisów wyszczególnionych, widzialnych dla wszystkich czytelników śledzących dany temat (np. walki w Libii).
Tytuł artykułu ma budzić kontrowersje. Dziś bowiem podpiąłem konto twitterowe, gdzie piszę najczęściej, pod moje (zaniedbane) konto w sieci Facebook. Czy Facebook umiera? Z tego co mi donoszono, na rozwiniętych rynkach coraz bardziej przegrywa konkurencję o użytkowników z Twitterem. Facebook daje mniejsze możliwości dotarcia do potencjalnych odbiorców, bowiem Facebook obsługuje inny rynek: informuje naszych znajomych i przyjaciół o naszej aktywności, jest rodzajem wyuzdanej technologicznie poczty pantoflowej. Zresztą poczta ta w moim przypadku, połączona z agregatorami blogów (w rodzaju salon24) i portalami w rodzaju wykop.pl zastąpiła wszelkie polskie media tradycyjne, będące niczym telewizja naziemna- produkowana dla określonej grupy socjo-ekonomicznej.