Aglomeracja Rzeszowa- po amerykańsku czy europejsku?


Adam Fularz
Jako ekonomista miast i regionów z zaciekawieniem obserwuję debatę nad Rzeszowem. Widać wielkomiejskie aspiracje. Warto je przekuć w czyn, bo demograficznie Rzeszów może być aglomeracją. Może, ale nie musi. Aby to się spełniło, potrzeba przede wszystkim jednej rzeczy- sprawnego systemu taniego transportu, dzięki któremu taka aglomeracja ma szansę powstać. Na razie sprawę blokuje pewna postkomunistyczna struktura, i nie widać by władze regionu zechciały to zmienić.
W Rzeszowie ściera się przywieziona przez emigrantów ze Stanów Zjednoczonych wizja miast- suburbiów, tych niekończących się przedmieść pokrytych siecią ulic, miast w których funkcje centrum spełnia galeria handlowa gdzieś na przedmieściach. Ta wizja, traktowana jako normalny efekt rozwoju miast, ściera się z tradycją współczesnych miast europejskich. Te miasta, w przeciwieństwie do bazujących niemal wyłącznie na samochodzie osobowym miast amerykańskich, mają żywe, pełne kultury, pełne życia centra, ulice pełne przechodniów których nie dostrzeżemy na dostosowanych dla skali samochodu układach ulic miast amerykańskich.
Dylemat Rzeszowa to typowy dziś dylemat, w którą stronę rozwoju pójść- czy budować „amerykański sen” miast dla samochodów, czy europejskie „miasta dla ludzi”, jakoś chyba bardziej „kulturalnie” wypadające przy swoich amerykańskich krewnych, może dlatego że w miastach Ameryki niemal nie ma przestrzeni publicznej interakcji w której taka kultura mogłaby się rozwijać.
Miasto wielkości Rzeszowa łatwo może ulec suburbanizacji, ucieczce mieszkańców z centrów na przedmieścia. Miasta takie się „rozlewają” na wielkie przestrzenie, a podróżować po nich można jedynie samochodem, komunikacja zbiorowa nie ma w nich sensu przy tak niskich gęstościach zaludnienia.
Jednocześnie Rzeszów może też stać się „ekologiczną aglomeracją” jakich wiele w Europie. Wyobraźmy sobie Rzeszów za lat 20 jako centrum 740-tysięcznej aglomeracji. Wokół miasta działa system kolei aglomeracyjnej, krótkie składy pociągów co 30 minut odjeżdżają do Jarosławia przez Łańcut, do Leżajska przez Przeworsk, do Dębicy (niektóre kursy do Mielca), do Kolbuszowej, do Jasła i Krosna, do którego to miasta zbudowano skrót skracający czas przejazdu o 20 minut. Wszystkie te miasta są odległe od Rzeszowa o mniej niż 30 minut podróży, i stały się miastami satelickimi. Kursujące co 30, a nawet co 20 minut lekkie wagony motorowe i krótkie składy ezt są pełne czytających prasę i książki pasażerów. Większość mieszkańców tych miast codziennie dojeżdża do Rzeszowa.
Proszę Państwa, a co szkodzi taki system stworzyć już dziś? Władze podkarpackiego przekazują państwowej spółce PKP PR kwotę 20-40 mln PLN rocznie. Gdyby zamiast wiecznego wspierania państwowego monopolu rozpisywały przetargi, to konkurencja zbiłaby cenę pociągokilometra żądaną przez przewoźników, a na tory wyjechałoby np. o 30 % więcej pociągów.
W woj. kujawsko-pomorskiem, które już postawiło na konkurencję, droga przetargu wybrało innego przewoźnika. Czyli można, również w Polsce.
Pora to samo zrobić wokół Rzeszowa. Obalmy szkodliwy monopol, postawmy na konkurencję. Przekonajmy władze samorządowe, by zamiast przekazywania pieniędzy państwowemu monopoliście ogłosiły przetarg na realizację systemu połączeń aglomeracyjnych wokół Rzeszowa. Taki system, oparty np. na tanich w eksploatacji wagonach motorowych kursujących także po zelektryfikowanych liniach, albo małych autobusach szynowych z napędem elektrycznym, pochłonie od 5 mln do kilkunastu mln zależnie od częstotliwości kursowania jak i liczby obsługiwanych miast. Ważne jest, by kolej kursowała często i szybko. Zostanie też sporo pieniędzy na kolej poza aglomeracją.
Tak samo na północy województwa, przy ujściu Sanu ma szansę wykształcić się aglomeracja. Stalowa Wola, Nisko, Rudnik nad Sanem, Sandomierz i Tarnobrzeg tworzą ponadstutysięczną aglomerację, którą mógłby połączyć kursujący co 20- 30 minut autobus szynowy. Takie rozwiązanie już proponowano władzom tych miast. Koszt dopłat do takiego połączenia oscylowałby w granicach 1-2 mln PLN rocznie. Niestety, za 27 mln PLN władze województwa wolą kwotą ponad 20 mln dofinansowywać nie aglomeracje.
Czyj interes jest ważniejszy. Władze województwa powinny zrozumieć, że kolej to nie tylko jedna firma. Ekonomiści już od lat lobbują o obalenie szkodliwego dla konsumentów monopolu. O tym, jak bardzo jest on szkodliwy, mogą się codziennie przekonać mieszkańcy Podkarpacia. Zamiast nowoczesnej kolei aglomeracyjnej co 30 minut, mają po prostu stare, od lat powielające swe egzotyczne wzorce obsługi komunikacyjnej przedsiębiorstwo, podczas gdy wokół zmieniło się niemal wszystko.
Region strasznie traci- wszak aglomeracja powoduje skokową poprawę jakości życia. Nagle zwielokrotnia się oferta kulturalna, edukacyjna, konsumpcyjna. Zaspałe prowincjonalne miasta zamieniają się w satelity wielkiej metropolii, senne miasto wojewódzkie- w centrum życia kilkuset tysięcy ludzi. Skoro Podkarpackie stać…. Kapitał ludzki i finansowy region może po prostu ominąć. Widać szansę, patrząc na demografię i infrastrukturę, ale aby ją wykorzystać, trzeba iść w kierunku nowoczesnych rozwiązań, nowoczesnych systemów transportowych. A tego w Podkarpackim brakuje. Można postawić na „aglomerację” spiętą drogami, ale to już jest, i trudno powiedzieć by 700-tysięczna aglomeracja rzeszowska już wykształciła się.
*Adam Fularz
Rocznik 1979, ekonomista miast i regionów (urban economist) po Uniwersytecie Viadrina

Nierealna wizja bezpłatnych autostrad


Adam Fularz
W kręgach zainteresowanych wolnym rynkiem konserwatystów, niekiedy określających siebie jako tzw. konserwatywnych liberałów, pokutuje wizja bezpłatnych autostrad. Wizja niewolnorynkowa i populistyczna, dodajmy.
Czy drogi są bezpłatne w budowie i utrzymaniu? Nie. Co więcej, budowa autostrady kosztuje od kilkunastu po nawet kilkadziesięt mln PLN za jeden kilometr, a więc nieporównanie więcej niż budowa kilometra zwykłej, krętej drogi. Dlaczego więc, jak domaga się wielu autorów, autostrady miałyby być bezpłatne? Kto ma zapłacić za tą różnicę w kosztach budowy i utrzymania autostrady względem zwykłej drogi? Podatnik?
Owszem, za budowę i utrzymanie autostrad podatnicy płacili w krajach w których rządzili populiści (na przykład Adolf Hitler i jego „Piramidy Trzeciej Rzeszy”, jak to złośliwie przezwano jego zaangażowanie w budowę infrastruktury drogowej). Podatnicy, często nie korzystający w ogóle z autostrad (zwłaszcza jeśli te są w innym regionie kraju) subwencjonowali rozwój innych regionów, wspierali, zwykle wbrew swym interesom gospodarczym, rozwój dużych sieciowych firm, które w największym stopniu korzystają z sieci autostrad.
Kapitalizacja zysków ze zbudowanej z pieniędzy podatników infrastruktury do dziś jest kwestią nierozstrzygniętych sporów  w świecie ekonomistów transportu. Uważa się między innymi, że autostrady służą tylko określonym modelom biznesowym, formom działalności gospodarczej, a sposób ich finansowania oraz kapitalizacji korzyści z nich płynących doprowadziły do pogłębienia się nierówności społecznych i gospodarczych na korzyść dużych grup kapitałowych.   

Nowy hub oznaczać może marginalizację nierentownej państwowej linii LOT

Requiem dla hubu w Warszawie. O nowy hub pasażerskiej komunikacji lotniczej w Polsce
Adam Fularz
Institute for Transport Studies, Leeds
Polskie porty lotnicze są dziś rozrzucone pomiędzy hubami europejskimi w Frankfurcie nad Menem i Londynie, ale brakuje wciąż polskiego hubu z prawdziwego zdarzenia. W związku z liberalizacją rynku i obaleniem monopolu LOT-u pojawiła się szansa na nowy hub dla Polski, który będzie bardziej korzystnie położony, i istnieje w tym miejscu ogromna luka na rynku. Najprawdopodobniej lukę tą wypełni jednak port lotniczy Berlin- Brandenburg International, ulokowany dość blisko polskiej granicy i już dziś obsługujący Szczecin czy woj. lubuskie. 
W województwie lubuskim istnieje port lotniczy, ale oferuje tylko „szprychę” do portu w Warszawie, całkowicie nie po drodze dla większości miejscowych relacji podróży lotniczych. Szczecin oferuje jedynie codzienne loty do Warszawy i Krakowa, plus kilkanaście rejsów zagranicznych tygodniowo (Londyn, Dublin, Edynburg, Liverpool, Oslo).
Hub średniej wielkości, z połączeniami krajowymi do niemal wszystkich polskich portów, i z bogatą ofertą. I najprawdopodobniej to nie będzie ani II port dla Warszawy ani żadna inna lokalizacja we wschodniej części Polski, a sam hub w Warszawie z racji swego niekorzystnego położenia będzie tracił rynek w ruchu tranzytowym, który wciąż generuje 40 % jego pasażerów.  
Piasta i szprycha
W obecnej literaturze na temat organizacji transportu lotniczego wiele się mówi na temat systemu hub-and-spoke (pol. piasta-i-szprycha, HS) i jego zalet w przeciwieństwie do systemu pełnego połączenia wszystkich lokalizacji (ang. fully connected, FC). Model piasty i szprych (inaczej zwany gwiaździstym, ang. „hub and spoke”) to większość nowoczesnej komunikacji lotniczej na świecie. Ten model działalności biznesowej pozwala na obniżenie kosztów przewozu przypadających na pasażera oraz na zaoferowanie lepszej oferty połączeń. Niestety, w naszym kraju, z uwagi na podyktowane zdecydowanie politycznymi i historycznymi względami usytuowanie hubu w drugim najbardziej wysuniętym na wschód porcie Polski, system piasty i szprych w Polsce po prostu nigdy nawet dobrze nie zadziałał. Pora zbudować go w Polsce na nowo.

Rys. 1: System fully-connected i system hub-and-spoke, oprac. własne
W systemie piasty i szprych pasażerowie narażeni na wyższe ceny, dłuższy lot i konieczność przesiadki w hubie. Ale system ten ma ekonomiczną przewagę nad systemem fully-connected z powodu efektu gęstości oferty (economies of density) i linie które go stosują mają możliwość wykorzystania swej dominującej pozycji na rynku i osiągnięcia przewagi nad innymi liniami lotniczymi oferującymi połączenia bezpośrednie, ale za to rzadsze.
Charakterystyka polskiego rynku
Obecny rynek lotniczy w Polsce to upadający system piasty i szprych rozwijany przez LOT w okresie półwiecza okupacji radzieckiej, gdy większość potencjalnych pasażerów kierowała się na wschód. Dziś te proporcje zupełnie się odwróciły, ale hub Warszawa pozostał.  Dodatkowo po liberalizacji rynku lotniczego i zniesieniu duopoli LOT-u i współpracujących z nim przewoźników narodowych w maju 2005 roku, na rynku pojawia się oferta połączeń point-to-point oferowanych przez tanie linie, a rynek lotniczy w Polsce zaczął rozwijać się w stopniu ustępującym dynamiki tylko Chinom.
Polski rynek ma już symptomy normalności. Oferta połączeń bezpośrednich (point to point) starła się z ofertą połączeń z przesiadką. Podobnie zresztą sytuacja ma się w Europie, gdzie rynek połączeń z przesiadkami walczy o klienta z rynkiem połączeń bezpośrednich, choć jego udział nie jest jeszcze tak duży jak w Polsce (ok. 30 %)  i wynosi wciąż około 18 %. Mimo konkurencji tanich linii epoka wielkich portów- hubów w Europie ma się dobrze, a połączenia point-to-point to tylko atrakcyjna oferta w połączeniach do dużych aglomeracji, a nie podstawa rynku lotniczego, na którym wciąż rządzą linie wykorzystujące układ piasty i szprychy.

Rys. 1. Dobowa podaż miejsc w relacjach do i z warszawskiego hubu lotniczego w samolotach z regionalnych portów lotniczych. Za: Ryszard Janecki, „Dostępność komunikacyjna lotnisk regionalnych w Polsce. Stan istniejący i perspektywy do 2015-2021 r.”, [w:] Transport Miejski i Regionalny 4/2004.
Warszawki MPL Okęcie został w rozbudowie infrastruktury prześcignięty przez wszystkie inne wiodące porty Europy Środkowo-Wschodniej i nawet z nowym terminalem już nie dogoni standardem i jakością oferty połączeń ani Pragi, ani Budapesztu, ani tym bardziej Wiednia. Zarząd PPL oddawał właścicielowi- Skarbowi Państwa ponad stumilionowe zyski rocznie, zamiast robić bezustanne inwestycje. Ale przypuszczalnie i one by nie pomogły utrzymać pozycji hubu dla Polski.
Dyskusja o potrzebie nowego hubu
Swego czasu autor rozpoczął dyskusję o piastach ruchu lotniczego (hubach) dla Polski. W jego opinii Warszawa jest jeszcze hubem dla Polski tylko z powodów historycznych i politycznych. Sytuacja się musi zmienić: po otwarciu polskiego nieba (zakończeniu duopoli) i zmianach geopolitycznych (akcesja do UE) okazało się, że hub w Warszawie jest najbardziej nie po drodze w najbardziej typowych podróżach w zasadzie z niemal wszystkich portów w Polsce poza Rzeszowem. Bo tylko port w Rzeszowie jest bardziej na wschód niż Warszawa-Okęcie, a i niego jest nie po drodze w większości popularnych relacji.
W tym sezonie linie LOT i JetAir otwierają regionalne połączenie Zielona Góra (IEG)- Warszawa Okęcie (WAW). Wypadałoby  zapytać: kto tym będzie latał na przesiadki? Odpowiedź brzmi: niemal nikt (poza chyba lotami za Atlantyk), bo korzystanie z hubu w Warszawie powoduje 3-4 godziny straty w czasie podróży w najpopularniejszych typowych relacjach. I taka strata jest, choć może nieco krótsza, z wszystkich portów w Polsce poza może Rzeszowem. Hub Warszawa to krok do tyłu, stracone godziny dolotu liniami regionalnymi w kierunku piasty przesiadkowej w miejscu zupełnie niezgodnym z ekonomiką systemu i kierunkiem najczęstszych podróży. Okęcie trzyma się dzięki rozpędowi, niewiedzy pasażerów, tradycji, oraz przede wszystkim braku innej oferty, ale jest tylko kwestią aż to się zmieni.
Huby w RFN
Przeanalizujmy rozkład głównych hubów w RFN. Jakby ktoś chciał zrobić główny hub
dla RFN w Berlinie, to skutkowałoby to zupełnie nieefektywnym systemem, skutkującym dłuższymi czasami podróży i wyższymi cenami biletów w najpopularniejszych relacjach z tego kraju. Huby są usytuowane na kierunkach, w których odbywa się gro podróży wychodzących. Wcale nie są na środku kraju, o nie! Huby znajdują się na południu i na zachodzie tego kraju- w kierunkach gdzie istnieją największe potoki pasażerskie.
Tabela 1. Ruch pasażerski w 2004 roku na 7 największych portach RFN
 Rok 2004
1.
Frankfurt nad Menem
51.098.271
2.
Monachium
26.814.505
3.
Düsseldorf
15.256.506
4.
Berlin-Tegel
11.047.954
5.
Hamburg
9.893.700
6.
Stuttgart
8.821.533
7.
Köln/Bonn
8.332.961
 Rok 2010

1.
Frankfurt nad Menem
 56.440.000
2.
Monachium
38.301.804
3.
Düsseldorf
20.620.258
4.
Berlin-Tegel
15.025.600
5.
Hamburg
13.600.000
6.
Köln/Bonn
9.850.000
7.
Stuttgart
9.226.546

 
Wynika z nich że stolica RFN, usytuowana względem reszty podobnie tak jak Warszawa względem reszty Polski, jest dopiero 4. hubem w kolejności, za Frankfurtem nad Menem, Monachium i Düsseldorfem. To się zmieni, wkrótce Berlin będzie 3. hubem RFN. 
Przyszłe problemy LOT-u
W momencie załamywania się systemu hub-and-spoke opartego o Warszawę, LOT, dotychczasowy w większości państwowy przewoźnik o nią opierający swój system połączeń może mieć ogromne trudności z utrzymaniem się na rynku, bowiem jego częste połączenia mogą być w coraz mniejszym stopniu wypełnione, i szybko straci on rynek na korzyść przewoźników tworzących zręby systemu piasty i szprychy w innym, lepiej ulokowanym porcie przesiadkowym. 
Przyspieszy to tylko przepowiadane przez wielu specjalistów  bankructwo tej linii. Zatrudniający 4200 osób LOT łatwo może podzielić los Sabeny czy Swissair, zwłaszcza że polski eksmonopolista już raz niemal zbankrutował i był w 2002 roku reanimowany i ratowany od utraty płynności kwotą 400 mln PLN w postaci aportu z budżetu Państwa. Linie te jednak wciąż nie wychodziły na prostą. W 2003 roku strata przewoźnika wyniosła 109,2 mln zł, a jej poziom kosztów na 1 pasażera był nawet o 27 proc. wyższy niż w czeskich liniach CSA, głównego rywala LOT w regionie. Również w 2004 roku LOT przyniósł stratę z działalności lotniczej (strata na działalności podstawowej wyniosła 14,3 mln zł). Kolejne lata przyniosły spory o poprawność i rzetelność danych finansowych prezentowanych przez spółkę. Obecnie straty przewoźnika sięgają 145,5 mln zł rocznie (źródło: deklaracje przewoźnika za 2011 r.).
Szansa
Reasumując: hub dla Polski? Bez wątpienia jest bardzo potrzebny, ale niestety jego miejsce jest nie w Warszawie i okolicach. Zaproponować można Wrocław, Poznań, Katowice lub Kraków. Bez stworzenia nowego, bardziej przyszłościowego hubu dla Polski w tym największym kraju tej części Europy nigdy nie będzie wiodącego lotniska w Europie Środkowo-Wschodniej, które jednak mogłoby rozwinąć się w Polsce, bo nasz kraj ma najwięcej potencjalnych pasażerów- ongiś 38,2 mln, a obecnych danych demograficznych nie jesteśmy w stanie podać. 
Powstanie nowego hubu jest konieczne aby podnieść atrakcyjność ruchu z przesiadkami w Polsce z jego upadku spowodowanego nieefektywnym obecnym ulokowaniem piasty przesiadkowej. Obecnie jest to możliwe dzięki temu że nowy hub może być obsługiwany przez inną linię niż LOT, a względy polityczne przemawiające za Warszawą i obroną jej pozycji mają już na szczęście niewielkie znaczenie w zetknięciu ze zliberalizowanym rynkiem.

Czy opłaty za drogi są potrzebne też w Polsce?

Adam Fularz

Największe koszty infrastruktury drogowej przypadają na samochody ciężarowe. Według opracowania Cambridge University, zamieszczonego w tygodniku „Der Spiegel”(34/1999) jedna 40-tonowa ciężarówka niszczy nawierzchnię drogi jak 163 840 samochodów, przy założeniu, że jedno auto osobowe waży 1 tonę. Wydaje się więc logiczne iż samochody ciężarowe powinny pokrywać koszty większego zużycia infrastruktury. Kwestia odpłatności za infrastrukturę została już rozwiązana u naszego zachodniego sąsiada. W RFN, od początku 2004 roku ciężarówki płacą za infrastrukturę drogową, a szacowane wpływy z tytułu tych opłat przyniosą budżetowi federalnemu 12 miliardów złotych rocznie.
Fot. Miasto amerykańskie, za: Staedte im Wandel

Ponadto „tania benzyna”, prowadzi do większego użytkowania samochodów, i w efekcie do odpływu klientów z historycznych centrów miast, które, niedostosowane do terenochłonności samochodu osobowego, kilkudziesięciokrotnie większej niż komunikacji zbiorowej lub pieszej, powoli upadają w całym „zmotoryzowanym” świecie. Jak podaje przetłumaczone już na język polski opracowanie Komisji Europejskiej (COM(2004)60), rozrastanie się miast zwiększa potrzebę dojazdów i zwiększa zależność od prywatnych pojazdów silnikowych, co z kolei prowadzi do zwiększania korków ulicznych, zużycia energii i emisji zanieczyszczeń. Wg tego dokumentu, problemy te występują najostrzej tam, gdzie zagęszczenie zabudowań jest niskie i gdzie miejsca codziennie wykonywanych czynności (dom, praca, zakupy) są od siebie oddalone. Silny wzrost użytkowania samochodów prywatnych obserwuje się tam, gdzie intensywność użytkowania terenu spada poniżej 50-60 osób na hektar.

Niektórzy ekonomiści proponują, by wprowadzić mechanizmy rynkowe w zarządzaniu przestrzenią publicznych ciągów komunikacyjnych – pozwoli to wyeliminować korki samochodowe oraz przywrócić konkurencyjność transportowi publicznemu. Niestety, jest to obecnie niewykonalne technicznie. A obecny brak zasad ekonomicznych prowadzi do procesu suburbanizacji i eksurbanizacji miast, zajmujących coraz to większe powierzchnie i notorycznie zakorkowanych w swych centrach, co prowadzi tylko do dalszego pogorszenia dostępności tych „obumierających” centrów.

Ideałem jest by budowa i utrzymanie autostrad pokrywała całość kosztów związanych z kosztami kapitału zaangażowanego w ich budowę oraz kosztami ich bieżącego utrzymania. Tak jednak nie jest, a w Stanach Zjednoczonych jedynie około 56 % kosztów budowy i utrzymania sieci autostrad jest pokrywana z wpływów od ich użytkowników [1], mimo pobierania myta za korzystanie z wielu mostów i tuneli, czyli najbardziej kosztownych elementów infrastruktury. 


[1] 2003 FHWA summary, on-line w Internecie http://www.fhwa.dot.gov/policy/ohim/hs03/htm/hf10.htm

Polskie koleje jak w krajach rozwijających się


O własności prywatnej na kolejach
Adam Fularz
Pytanie, jaka forma własności jest lepsza: prywatna czy państwowa/komunalna, towarzyszy nam od początków demokracji. Już w czasach starożytnych greckich polis tacy filozofowie jak Arystoteles i Solon drążyli ten temat, wzajemnie sprzeczając się na temat zalet i wad własności prywatnej i komunalnej/państwowej. Rzymianie w tym dylemacie również zaszli daleko. Jak pisze Marek Wójtowicz [1], w starożytnym Rzymie uznano że jeżeli coś jest państwowe, to prawie na pewno jest nierentowne, zżarte korupcją, nieefektywne i marnotrawione. A wydobycie tego czegoś spod państwowej „opieki” czyli prywatyzacja, powoduje iż dana rzecz eksploduje efektywnością i rentownością. Eliminowane też są zachęty do korupcji, ponieważ w zmienionym systemie można złożyć propozycję korupcyjną co najwyżej samemu sobie. Inicjatora tych antycznych przemian gospodarczych, Oktawiusza Augusta nazywano „wyrachowanym i dojrzałym terrorystą, bandytą i kameleonem”[1].
Po 2,5 tysiącach lat bezustannych wzlotów i upadków systemów demokratycznych pytanie o własność bynajmniej nie straciło na ważności. Szczególnie w młodej, mającej zaledwie 20 lat polskiej demokracji (a w całej jej przed- i powojennej rozciągłości ma ona lat zaledwie 28) to antyczne pytanie wciąż nie schodzi z agendy, choć pojawia się z nieco mniejszą częstotliwością, bowiem niewiele pozostało branż, w której na to pytanie nie udzielonoby zdecydowanej odpowiedzi. Koleje, gdzie ta dysputa o prawach własności trwa bez większych efektów już całą dekadę polskiej transformacji ustrojowej, jest jedną z takich branż.
Tak na prawdę własność prywatna kolejach jest głównie ograniczona do „Olimpu” państw najbardziej zaawansowanych technologicznie, najbardziej zamożnych i najbardziej wolnych ekonomicznie. Całkowicie prywatne koleje istnieją tylko w Hong- Kongu, kraju będącym jednocześnie najbardziej liberalnym systemem ekonomicznym świata i także tym najbardziej zamożnym. Reszta krajów rozwiniętych to hybrydy własności prywatnej i państwowej. Japonia jest także hybrydą, mimo że na 146 przewoźników pasażerskich tylko 13 jest państwowych. Państwowej formy własności na głównych liniach kolejowych pozbyto się definitywnie dopiero w 1987 roku, rozbijając koleje JNR na 6 przewoźników pasażerskich i jednego towarowego. W Japonii przewozi się połowę wszystkich podróżujących kolejami na całym świecie, i jest to w zdecydowanej większości zasługa przewoźników prywatnych.
W Stanach Zjednoczonych koleje pasażerskie odeszły do krainy historii, a ich pozostałość pod nazwą Amtrak zazwyczaj nie może domknąć swojego budżetu. Ponadto działa ogromna liczba pasażerskich przewoźników podmiejskich, w znacznej części prywatnych. Wszystkie koleje towarowe są w rękach prywatnych, a w roku 1980 zniesiono ograniczenia taryf i uwolniono rynek od regulacji ustawą o nazwie „Staggers Act”.
W Ameryce Łacińskiej prywatyzacja kolei była często podyktowana koniecznością definitywnego rozwiązania problemu deficytowego sektora przez przyparte do muru rządy niż dokonania jakiegoś kroku w rozwoju gospodarczym. W Argentynie, Boliwii i Brazylii sprywatyzowano wraz z infrastrukturą zarówno koleje pasażerskie, jak i towarowe. W Meksyku koleje pasażerskie niestety nie doczekały do prywatyzacji i upadły pod państwową kuratelą, a więc sprywatyzowano tylko ruch towarowy. Wszędzie tam reakcją na zmianę właściciela był wzrost wydajności pracy i wzrost przewozów, zarówno towarowych jak i pasażerskich.
W Europie jedynie dwa kraje sprywatyzowały koleje wraz z infrastrukturą: Wielka Brytania i Estonia. W Wielkiej Brytanii infrastrukturę po okresie prywatnego Railtrack’u zakończonego jego kryzysem znacjonalizowano do formy organizacji III-go sektora, tworząc „National Rail”: oryginalną formę „company limited by guarantee”, co jest formą prawną stosowaną głównie dla organizacji pozarządowych (NGO), które muszą mieć status spółki prawa handlowego. 
Już jednak w Estonii infrastruktura była przez pewien okres prywatna i pozostawała w ręku najsilniejszego przewoźnika towarowego EVR, mimo protestów ze strony przewoźników pasażerskich i konkurencyjnego przewoźnika towarowego. W wielu krajach dość duży odsetek infrastruktury linii kolejowych znajduje się w rękach prywatnych, i, o dziwo, w tych krajach kolejami podróżuje relatywnie najwięcej pasażerów. Aż jedna trzecia całości szwajcarskiej sieci kolejowej jest w ręku 56 tzw. kolei prywatnych, natomiast w RFN i Danii własność prywatna dotyczy już tylko ok. 10 % sieci. W Japonii drobni przewoźnicy prywatni posiadają około 1/4 długości japońskiej sieci kolejowej, a pozostała jej część była państwowa, a dziś przeszła w ręce 6 w większości prywatnych spółek powstałych po rozpadzie kolei państwowej. W wielu krajach europejskich linie lokalne często są w całości, włącznie z torami, prywatne (RFN, Dania, Szwecja, Austria, Szwajcaria, w niewielkim stopniu także Węgry i Czechy).
Większa część rozwijającego się świata albo kolei nie ma, albo są one państwowe. Niekiedy są tak fatalnie zarządzane, iż spadkowi przewozów towarzyszy silny wzrost zatrudnienia (casus Pakistanu). Państwowe koleje w krajach rozwijających się nie potrafią przeciwdziałać rosnącej konkurencji ze strony innych gałęzi transportu. Starają się wypełnić „historyczne” rozkłady jazdy, z czasem coraz bardziej odstające od rzeczywistych potrzeb pasażerów. Jako że koleje potrzebują dużo bardziej wykwalifikowanej kadry zarządzającej niż w innych przedsiębiorstwach państwowych, i poziom zarządzania musi być znacznie powyżej przeciętnej typowej dla organizacji państwowych, koleje te znajdują się w kryzysie. 
Często sytuacja wymyka się spod kontroli i przedsiębiorstwo państwowe staje się lecącą coraz szybciej z góry na dół śnieżną kulą zadłużenia, przerostu zatrudnienia, spadku przewozów, często kontrolowaną przez związki zawodowe. Zatrzymanie i „rozbrojenie” takiej śnieżnej kuli oznacza masowe zwolnienia i wyprzedaż majątku za bezcen w obliczu widma czekającego kryzysu. Nowi prywatni przewoźnicy potrzebują dość krótkiego czasu by osiągnąć bardzo dobrą wydajność i odzyskać krótkoterminowo utraconą pozycję na rynku, ale na wypracowanie know-how i znaczące zwiększenie udziału w rynku do pierwotnego poziomu trzeba długo czekać.
Ofiarami „śnieżnych kul” padają pracownicy prywatyzowanych przedsiębiorstw, bowiem w przypadku za późno przeprowadzanych reform traconych jest znacznie więcej miejsc pracy niż gdyby reformy przeprowadzono wcześniej, w momencie gdy pozycja na rynku była jeszcze relatywnie wysoka. Jednak reformy przeprowadza się głównie w obliczu kryzysu, i konieczność masowych zwolnień jest wynikiem wypadnięcia tej gałęzi z rynku transportowego i srogą karą  jaką „wraz z odsetkami” należy uiścić za zwłokę.
Próby utrzymania nierealnie wysokiego poziomu zatrudnienia „na siłę” (np. gwarancjami zatrudnienia) nawet w przypadku zmiany formy własności są tylko niczym innym jak odraczaniem nieuniknionych decyzji. A im później one zapadną, tym większe będą redukcje zatrudnienia, konieczne by odzyskać utraconą pozycję na w pełni przecież konkurencyjnym rynku. Politycy zwykli bowiem zapominać, iż w gospodarce światowej opartej na wolnym handlu dochodzi do konkurencji między poszczególnymi krajami i system gospodarczy kraju z dobrze zreformowanymi kolejami wygrywa z krajem, w którym reformując koleje robi się to z nadzieją, iż przerost zatrudnienia w jednym z sektorów, co powoduje jego niewydolność, zostanie zrównoważony przez bardzo dynamiczny rozwój innych sektorów gospodarki danego kraju. Niestety, w większości przypadków gospodarka w zglobalizowanym systemie gospodarczym  musi stawić czoła tym najlepszym systemom gospodarczym, a te z reguły problemów z kolejami nie mają.
„Kula opóźnionych reform” zbierze tylko więcej śniegu. A im ona jest większa, tym szybciej zgarnia kolejne ofiary. Oznaczające poprawę sytuacji ekonomicznej wyjście jest tylko jedno i oznacza ono zwykle ogromne konflikty społeczne. I są one nieuniknione również w Polsce, jeśli chcielibyśmy przywrócić tendencję rozwoju do tego sektora transportu.
[1] Marek Wójtowicz, „Dzicy prywatyzacji”, Gazeta Lekarska nr 10, październik 2004.

Publikacje transportowe Instytutu Ekonomicznego

Tramwaj regionalny dwusystemowy, cc wikimedia
Zbiór publikacji zespołu IE oraz nadesłanych do Instytutu

Rozwiążmy problem kolei w woj. Lubuskim

opublikowane: 25 lut 2012 09:04 przez Adam Fularz

Rozwiążmy problem kolei w woj. Lubuskim

Bydgoska Kolej Miejska- Koncepcja

opublikowane: 25 lut 2012 03:06 przez Adam Phoo

Bydgoska Kolej Miejska- Koncepcja

Airport Rail Links – koleje do portów lotniczych

opublikowane: 25 lut 2012 02:49 przez Adam Phoo

Airport Rail Links – koleje do portów lotniczych

Zmierzch lotniczego hubu?

opublikowane: 25 lut 2012 02:44 przez Adam Phoo

Zmierzch lotniczego hubu?

Przegrani polskiej transformacji: transport zbiorowy

opublikowane: 22 lut 2012 06:54 przez Adam Fularz

Przegrani polskiej transformacji: transport zbiorowy

Competition in network industries: case of public transport

opublikowane: 22 lut 2012 05:42 przez Adam Fularz

Competition in network industries: case of public transport

Propozycja technicznego połączenia Bydgoszczy i Torunia w jedną aglomerację

opublikowane: 22 lut 2012 05:40 przez Adam Fularz

Propozycja technicznego połączenia Bydgoszczy i Torunia w jedną aglomerację

Scentralizowany monopol Przewozy Regionalne- przyszłość tej firmy wg mnie jest znana

opublikowane: 22 lut 2012 05:34 przez Adam Fularz

Scentralizowany monopol Przewozy Regionalne- przyszłość tej firmy wg mnie jest znana

Z pokładu prywaciarza na torach

opublikowane: 22 lut 2012 05:28 przez Adam Fularz

Z pokładu prywaciarza na torach

Instytut  z okazji „Dnia bez Samochodu” 22 września 2011

opublikowane: 22 lut 2012 05:12 przez Adam Fularz

Instytut z okazji „Dnia bez Samochodu” 22 września 2011

Ekonomika i ekologia portów lotniczych – prezentacja

opublikowane: 22 lut 2012 05:06 przez Adam Fularz

Ekonomika i ekologia portów lotniczych

Ekonomika Transportu- biuletyn IL, wrzesień 2010

opublikowane: 22 lut 2012 04:59 przez Adam Fularz

Ekonomika Transportu- biuletyn, wrzesień 2010

Koleje naziemne mogą być tańsze od systemów metra podziemnego

opublikowane: 22 lut 2012 04:50 przez Adam Fularz

Koleje naziemne mogą być tańsze od systemów metra

Kolej pasażerska po zniesieniu monopoli

opublikowane: 22 lut 2012 04:47 przez Adam Fularz

Kolej pasażerska po zniesieniu monopoli

Publikacje – Ekonomika Transportu

Przyczyny porażki reform polskiego transportu

Wystarczy wziąć pierwszą z brzegu książkę do ekonomii, by przekonać się że „nowa ekonomia instytucjonalna” jest w głównym nurcie ekonomii od co najmniej dekady. Już w 2002 roku jej główni przedstawiciele, Vernon Smith i Daniel Kahneman otrzymali nagrodę Nobla. Co głosi ta nauka w bardzo wielkim skrócie? Ano, że wyniki i działanie rynku zależy od jego struktury. I przemożną rolę w działaniu rynku odgrywają instytucje istniejące w jego otoczeniu. 

 
Możliwe że główną przyczyną porażki reform sektora kolei jest stan instytucji składających się na jego otoczenie. Rozmawiając o tym z partnerką z zespołu badawczego jako przykład podałem np. stan sektora czasopism tej branży. Jest z nimi tak źle, że jako ekonomista wolę publikować samodzielnie owe publikacje wydając. 

„Papierowe” wydawnictwa przesłanych im prac zwykle ani myślą udostępniać w sieci, co w dzisiejszych czasach dla ekonomisty oznacza mniej cytowań, ba, niemalże brak szans na zapoznanie się z jego tekstem. W ogóle brakuje na polskim rynku tej sterty miesięczników i dwutygodników piszących o kolei choćby w Niemczech. Z tym że większość objętości tamtejszych czasopism zajmują doniesienia z pełnego innowacji rynku mniejszych, niepaństwowych przewoźników pasażerskich, którego w Polsce praktycznie brak. Ostatnio z tej grupy przedsiębiorstw np. kolej UBB zbudowała linię do Świnoujścia. W Niemczech podobnego rozwoju jest znacznie więcej, jest więc o czym pisać.

Rynek kolejowy i ogólnie sektor transportu w Polsce nie ma także żadnego znaczniejszego think- tanku, branżowego instytutu napakowanego wytrawnymi ekonomistami. Instytut Studiów Transportowych w Leeds to instytucja która mogłaby być wzorem kompetentnego zaplecza intelektualnego dla reform kolei. Mój były przełożony Chris Nash i inni ekonomiści odegrali kluczową rolę w sukcesie jakim pod względem liczby podróży czy wzrostu przewozów (liczonych w pasażerokm) okazało się rozbicie monopolu kolei BR. Owo otoczenie to także zasoby ekonomicznej literatury branżowej w bibliotekach (kluczowych podręczników dla branży w polskich bibliotekach nie uświadczymy), to zasoby ludzkie: wiedza specjalistów i ekspertów.

Adam Fularz

Kolejowe dziedzictwo tygodnika "Polityka"

Przykład renesansu kolei- tramwaj spalinowy
 który wjeżdża na kolej podmiejską (cc wikimedia)

Tygodnika „Polityka” nie czytuję, ale od ponad dekady z uwagą obserwuję wszystkie teksty tego czasopisma na temat branży w której się naukowo specjalizuję jako ekonomista, mianowicie kolei.

Koniec lat 90-tych

Po prywatyzacji kolei w Wielkiej Brytanii czasopismo to pisało o „farsie”, „kolejarzach poprzebieranych w różnokolorowe liberie” i wielu wypadkach na kolei. Mogę jednak zaprezentować statystyki, umieszczone w mojej pracy o kolejach w Wielkiej Brytanii, które pokazują że liczba wypadków utrzymywała się cały czas na stałym poziomie, mającym również dość równą tendencję spadkową.

Tekst pomija fakt iż liczba pasażerów wzrosła o 40 % z 740 mln rocznie w okresie poprzedzającym reformy, do liczby ponad miliarda pasażerów obecnie. Podobny wzrost odnotowała liczba pociągokilometrów przejechanych przez pasażerów.

Jeśli „Polityka” pisze o strajku kolejarzy w obecnie dyrektora trójmiejskiej kolei SKM, to nie jest bynajmniej oburzające że dyrektora SKM władze PKP odwołały za to, ze sprzedał część taboru SKM dla nie-pekapowskiego przewoźnika komunalnego obsługującego połączenia kolei miejskiej w Warszawie. Z tekstu wynikało że taka sytuacja jest czymś normalnym, i państwowa firma ma prawo bronić swojego (wg mnie skrajnie szkodliwego dla rozwoju tego kraju) monopolu.

Jeśli pisze o planach reform kolei w wykonaniu obecnego rządu, to ani myśli napomknąć że jest to odwrót od stosowanej w całej Europie praktyki wyłaniania przewoźnika w drodze przetargów. Trend przetargów zresztą zaczęła Szwecja w roku 1986 bodajże, kraj do którego ów tygodnik chyba często nawiązuje jako wzorca do naśladowania.

Podsumowanie

Czytając teksty „Polityki”, mam wrażenie ze jest to pismo anty- wolnorynkowe. Dziennikarze ci de facto straszą przed prywatyzacją, nie oburzają ich jawnie monopolistyczne praktyki PKP Intercity czy Przewozów Regionalnych nie chcących sprzedać czy wydzierżawić innym przewoźnikom taboru z którego samo nie korzysta, tudzież karzącego zwolnieniem podwładnych którzy ten tabor sprzedali (casus opisany powyżej). Ostatnio gazeta ta jest coraz bardziej głosem tych grup które obawiają się demonopolizacji tego rynku. Rozmawiałem z redaktorem działu gospodarka tego czasopisma, wykazał on niewielkie zainteresowanie problemem. Nie wiem, czy ten Pan zna dane finansowe z przetargów, to że cena pociągokilometra wykonywanego autobusem szynowym spadła ongiś z 18 PLN do 11 PLN właśnie dzięki nim? Oszczędzając dzięki przetargom, samorządy mogą otwierać ongiś zamknięte linie, jak np. linia Bydgoszcz- Chełmża w woj. kujawsko-pomorskim.

Problemem jest spuścizna- np. zwodzenie czytelników między innymi tendencyjnie dobranymi faktami n/t wyniku reform kolei w Wielkiej Brytanii w owym bardzo emocjonalnie pisanym tekście sprzed lat. O kolei w Wielkiej Brytanii z perspektywy tylu lat po reformie już się jakoś nie pisze, pojawił się tylko ten jeden krytyczny tekst.

Reformy brytyjskie, co można powiedzieć z całą pewnością, zakończyły trend „zwoju” kolei pasażerskiej w tamtym kraju. Okazuje się że szczególnie wśród starszych ludzi wciąż, po tylu latach od publikacji tamtych tekstów, panują uprzedzenia co do reformy kolei w Wielkiej Brytanii. Nie była ona idealna, ale nie zasługuje na jednoznacznie negatywną ocenę.

Adam