Gazeta Poselska

Poselska.pl

Stan edukacji przekłada się na stan życia codziennego

Przez ostatnie dwa lata miałem nadzieję, działając w polskim ruchu popularyzującym wolności gospodarcze, na ideowe odnowienie tego ruchu, na zaszczepienie nowych trendów w polskich środowiskach. Sądziliśmy z kolegami, że, w obliczu przejścia Platformy Obywatelskiej na pozycje jeszcze bardziej populistyczne, stanie się możliwe by w Polsce powstał szerszy ruch na rzecz wolności gospodarczych. Tak się jednak nie stało. Doszło do podziałów w polskim środowisku instytucji około- gospodarczych. Wykrystalizowały się takie zamknięte środowiska. Ich główną przewiną jest to, że nie za bardzo stały się miejscem debaty, a raczej – skupiły się na archaicznych mediach papierowych. Forma papierowa to coraz bardziej archaizm, skupienie się na takiej formie przekazu z góry odrzuca czytelników z młodszych kohort demograficznych.Sam nie korzystam z reguły z mediów papierowych, i mimo posiadania kilku wydań pewnego wolnorynkowego czasopisma, przeczytałem może 1-2 artykuły przez cały okres jego działalności. Z komentarzy innych działaczy polskiego środowiska liberalnego wynika, że środowisko to jest charakteryzowane jako hołdujące ideom „starej daty”. Prezentowane idee są wyrywkowe, niespójne i już skompromitowane nawet w samym środowisku liberalnym.Skoncentrowanie na wzroście gospodarczym, przy pominięciu np. externalities, efektów zewnętrznych, jest dla współcześnie wykształconego mikroekonomisty kompletnym anachronizmem. Jeśli przejdziemy się wzdłuż samochodów zaparkowanych na ulicy i porysujemy ich karoserię gwoździem, to w efekcie PKB wzrośnie-bo właściciele samochodów dodatkowo będą musieli zapracować na ich naprawę. Jest to przecież przykład ze współczesnych światowych podręczników dla studentów, których pan Balcerowicz zapewne nie czytał, ucząc się najprawdopodobniej ze starszych publikacji. Mierzenie dobrobytu, jakości życia np. wielkością obrotów intelektualnie jest czynem godnym ignorantów.

Według anachronicznej ideologii wielu polskich guru zdezaktualizowanej wiedzy, kluczem do sukcesu jest wzrost PKB.A cóż jeśli ów wzrost będzie się opierał na ogromnych kosztach zewnętrznych? Spowodują one wzrost PKB, ale jakość życia może nawet się pogorszyć. Do tego dochodzą koszty transakcji, gigantyczne w polskich warunkach. Wzrost PKB może być napędzany także wzrostem kosztów transakcji. Samo założenie stowarzyszenia ze zdolnością do transakcji finansowych to ok. kilka tysięcy PLN kosztów transakcyjnych. A koszty obsługi księgowej i podatkowej? A koszty transakcyjne przeciąganych procesów sądowych w niesprawnym polskim aparacie wymiary sprawiedliwości?

Archaizm wielu polskich „liberałów starej daty” powoduje że idee liberalne są wyśmiewane en bloc w wielu progresywnych środowiskach, które odwróciły się od tej ideologii politycznej, która w polskim wydaniu jest anachronizmem. Fiksacją polskich „liberałów starej daty” jest obsesyjna wiara w rządowe statystyki. Tymczasem, jak opisuje Max Otte, niemiecki ekonomista, podobnie jak Nouriel Roubini znany z wczesnego przepowiedzenia wybuchu kryzysu, ekonomiści świata zachodniego dość podejrzliwie traktują rządowe dane, zakładając tylko określony poziom ich prawdopodobieństwa. Czy istotnie w Polsce mieszka 38,17 mln ludności (na koniec 2009 r.) jak podaje rządowy GUS? Ja w to w ogóle nie wierzę, to naukowy hoax oparty na błędnym systemie zbioru danych.

Dokładna analiza dzieł GUS zdradza rażącą jakość tych publikacji. Z tabeli nr 450 w Roczniku Statystycznym za 2008 rok można się dowiedzieć że 27.3 % przewozów osób w Polsce jest realizowanych transportem kolejowym. Tymczasem tabela ta jet błędna, pomija motoryzację indywidualną, jest kompletnie sprzeczna z danymi Eurostatu i dezinformuje czytelników nieodpowiednimi oznaczeniami kolumn. Gdzie by nie poszperać, z danych GUS wychodzą podobne kwiatki, sugerujące albo rażącą niedbałość, albo pudrowanie rzeczywistości poprzez wybiórcze zestawianie danych. Dodatkowo: GUS nie podaje zmian metodologii liczenia danych, co jest już hoaxem, naukowym oszustwem. Dane z różnych lat mogą być liczone odmiennymi metodologiami i tuszować obraz rzeczywisty, jak we wspomnianej tabeli.

Niemiecki guru ekonomiczny Max Otte w swojej książce „Der Informationscrash” (s.149) podaje liczne recepty na manipulację wskaźnika stopy inflacji (np. poprzez manipulację koszykiem dóbr na podstawie których oblicza się „inflację rdzeniową”) czy „masaż statystyk” w celu podbicia wzrostu PKB. W polskim przypadku jego naciąganie jest dość ewidentne. Nie jest na przykład wliczana deprecjacja aktywów całych sektorów infrastruktury. Gdzie się podziała deprecjacja państwowych, a później komunalnych kamienic? Amortyzacja infrastruktury szpitali, szkół, dróg, kanałów żeglugowych, torów?

Większości tych danych nikt nawet nie zbiera ani nie zlicza, ich księgowe zliczanie jest wyjątkiem raczej niż regułą. Stawia to pod znakiem zapytania wszystkie wyliczenia GUS od początku polskiej transformacji. Nieoficjalnie drążąc temat, można się u źródła dowiedzieć że „trzeba by policzyć”, oficjalnie zaś- wszystko jest w porządku, zgodnie z wymogami UE.

Dane na temat PKB czy poziomu zadłużenia przygotowywane przez GUS są obliczane metodologią sprzeczną z międzynarodowymi standardami księgowymi. Dla przykładu, długi wobec banków czy obligatariuszy są ujmowane w całej wartości, memoriałowo, ale już zobowiązania emerytalne „polscy spryciarze” księgują w roku wypłaty (tzn. kasowo), nie zaś w momencie pojawienia się zobowiązania. Jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami międzynarodowej rachunkowości, nakazującymi ujmowanie zobowiązań w bilansie w momencie ich pojawienia się, zgodnie z zasadami ostrożności, rzetelności.

Grecja także oszukiwała w sektorze ubezpieczeń społecznych, zawyżając nadwyżkę tego sektora o 2.8 miliardów € w latach 2001 – 2003. Jedną z iskier która odpaliła kryzys było zrewidowanie deficytu budżetowego z prognozy 6-8 % PKB do 12.7 % PKB przez nowy rząd Pasok. Cyfra ta jednak wzrosła do 15.4 % po naciskach Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego domagających się „rekwalifikacji wydatków” i nadzorujących poprawność ponownej kalkulacji.

Na początku 2010 roku ujawniono że Grecja zapłaciła bankowi Goldman Sachs i innym instytucjom finansowym setki milionów dolarów prowizji od 2001 roku w zamian za zaaranżowanie transakcji które ukrywały rzeczywisty poziom zadłużenia. Niemniej, Grecja nie była osamotniona w procederze, choć była najbardziej rażącym przykładem „statystycznych masaży” i kreatywnego księgowania. Kwerenda literatury ujawnia szereg podobnych praktyk w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we Włoszech, w USA. Listę literatury (za wikipedią) podaję poniżej tekstu.

Ma się wrażenie że głos ekonomistów w Polsce jest niesłyszalny, nieobecny. Wystarczy zerknąć do książek, by dowiedzieć się że zadłużanie powoduje na przykład efekt znany jako crowding out: zwiększona podaż rządu na kapitał zwiększa jego rynkową cenę i powoduje spadek inwestycji sektora prywatnego. W polskiej dyskusji o zadłużeniu w ogóle nie usłyszymy standardowej wiedzy ekonomicznej, takiej jak podział długu na „explicit”, dług jawny, oraz, budzący w krajach Europy Zachodniej zwykle wielkie zainteresowanie mediów, dług „implicit”- czyli zadłużenie ukryte.

W Polsce problemem jest także to, że osoby przedstawiane przez rząd jako autorytety w dziedzinie ekonomii mają dość przeciętne wykształcenie bądź w ogóle inne specjalizacje. Michał Boni jest polonistą i kulturoznawcą. Polityk Jan Vincent Rostowski uzyskał jedynie stopień magistra, nie posiada, co podkreślam, tytułu naukowego ani stopnia doktora, mimo że część prorządowych dziennikarzy tytułuje go tym tytułem grzecznościowo. Na londyńskiej UCL zdobył tytuł bachelora w relacjach międzynarodowych, i dopiero w studiach uzupełniających zajmował się naukami ekonomicznymi (tytuły magisterskie na UCL i LSE, wg obecnych w sieci Internet komentarzy, zostały zdobyte w trybie wieczorowym). Jego główne specjalizacje wg słów krytyków to politologia i marketing polityczny.

Rostowski, przedstawiany jako wykładowca zagranicznej szkoły London School of Economics, wg słów krytyków (np. R. Ziemkiewicza) miał wykładać na tej uczelni politologię. Krytycy wypominają także niejasne okoliczności zniknięcia informacji o jego rzekomym tytule profesorskim z oficjalnego biogramu na stronie Ministerstwa Finansów. (por. dyskusja na blogu K. Rybińskiego: http://rybinski.salon24.pl/250358,kto-jest-niepowazny ).

Sam znalazłem na witrynie organizacji CASE jedną z jego prac poświęconych mediom. Nie spełniała ona standardów naukowej obiektywności: polityk postulował likwidację mediów publicznych, gdyż nawet w Wielkiej Brytanii większość dziennikarzy BBC ma poglądy bliskie laburzystom, a nie konserwatystom. Ekonomista wysuwający taką argumentację wydaje się dość kontrowersyjny, wydaje się bardziej publicystą politycznym niż bezstronnym obserwatorem rzeczywistości.

W Polsce niezależnych ekonomistów jest bardzo niewielu, można ich policzyć na palcach obu rąk. A tych poszukujących „drugiego dna” zadłużenia czy publicznie ogłaszających swoje wątpliwości wobec „masaży statystyk” jest ledwie kilku. Są to takie osoby jak J. Jabłonowski, podający dług explicit i implicit jako 228,1 % PKB, czy P. Dobrowolski, szacujący całkowite zadłużenie na 220 % PKB, a w prezentacji „Młodzi jako problem i wyzwanie”, slajd 17, na ok. 300 % PKB.

Źródło: „A Fiscal Outlook for Poland using Generational Accounts” – prezentacja Christopha Mullera i Janusza Jabłonowskiego, NBP

 

Do tego dochodzą wyznawane wartości. Według World Values Survey Polska jest krajem o wartościach podobnych jak w Indiach, Bośni, Wietnamie czy w Turcji (por. wykres umieszczony poniżej ). Wśród polskich działaczy sektora instytucji okołogospodarczych żywe są wartości materialistyczne, podczas gdy znaczna część współczesnych społeczeństw liberalnych przejawia wartości typowe dla młodych polskich kohort demograficznych, wśród których popularny jest post-materializm. Wartości te wyznaje ok. 1/3 mieszkańców Kanady, Austrii, Australii, i ¼ mieszkańców USA, Włoch, Argentyny, Szwecji, Holandii (por. wyniki World Values Survey). Tymczasem polscy „wolnorynkowcy starej daty” swój event wolą organizować w budynku giełdy niż w klubie odwiedzanym przez szeregowych mieszczan.

 


Fig. An Inglehart-Welzel Cultural Map of the World: World Secular-Rational and Self Expression Values as a map of world cultures based on World Values Survey data. cc wikimedia.

Wielu polskich ekonomistów ze starszych kohort demograficznych prywatnie niespecjalnie utrzymuje relacje z młodszymi od siebie. Mają dość nikłe pojęcie o problemach i wartościach współczesnych kohort demograficznych, na przykład kohorty określanej jako „pokolenie Y” albo „generacja sieci”- kładącej wielki nacisk na relacje w grupach rówieśniczych. Z radością obserwuję zmiany światopoglądowe w środowisku „wolnorynkowców”, ale większość tego świata tkwi w wieżach z kości słoniowej, poza nawet zasięgiem współczesnych mediów młodych kohort demograficznych (sieci społecznościowych, komunikatorów mikro-bloggowych, przez które porozumiewam się z innymi badaczami, ale też z innymi osobami życia publicznego). Są to całkowicie odmienne media, wypełnione mocno innymi treściami niż komercyjne media starszych kohort demograficznych.

W odróżnieniu od osób z innych pokoleń jestem mikro-ekonomistą o dość liberalnym jak na polskie warunki światopoglądzie, mającym styczność z pokoleniem Y. Czytam przez twittera doniesienia innych naukowców. Bazując na własnych obserwacjach mikroekonomicznych, przychylam się do argumentacji ekonomistów łączących idee liberalizmu obyczajowego z kwestiami rozwoju gospodarki opartej na innowacjach. Pogląd ten jest reprezentowany przez takich badaczy współczesnej gospodarki jak star- economist, gwiazda ekonomii, Richard Florida.

Ten badacz miast pracuje interdyscyplinarnie, na pograniczu nauk ekonomicznych i społecznych. W wielkim skrócie, Florida dowodzi że tolerancja dla różnorodności, oferta kulturalna, tworzenie przyjemnych i ekologicznych (posiadających niskie koszty zewnętrzne) miast ma największe znaczenie dla przyciągnięcia kapitału intelektualnego, klasy twórczej, której owocem pracy są innowacje w gospodarce, kulturze czy nauce. Badania scharakteryzowałbym jako mikroekonomiczne. Badacz ten w moim odczuciu daje o wiele bardziej przekonywujące recepty rozwoju gospodarczego niż rozmaite osoby będące autorytetami dla polskich „liberałów starej daty”. A nawet „liberałów bardzo starej daty”.

Nie pamiętam choćby jednej debaty dającej szersze szanse wywołania dyskusji nad kondycją środowiska ekonomistów wolnorynkowych i zwolenników wolnego rynku w Polsce. Problemem jest niewyobrażalna i niezwykła atomizacja tych środowisk w Polsce. Problemem wolnorynkowców, jak i też wielu ruchów młodszych kohort demograficznych jest to że, cytując socjologa Alaina Touraine, wspólne społeczeństwo nie istnieje. Tą tezę zilustruję fragmentem autorstwa Edwina Bendyka: ”Społeczeństwo nie istnieje, oświadcza w ‚Apres la crise’, najnowszym swym opracowaniu socjolog francuski Alain Touraine. Jeśli ma rację, to nie istnieje także społeczeństwo polskie. Społeczne i polityczne instrumenty tworzenia społecznej całości utraciły na znaczeniu: związki zawodowe, kościoły, partie polityczne, klasy, a nawet rodzina przestały być kluczowymi punktami odniesienia dla budowania społecznej tożsamości jednostek. Najważniejszym źródłem podmiotowości staje się kultura, przekonuje Touraine.” (z bloga „Antymatrix” E. Bendyka) Jest to bardzo wyraźne w polskich młodych pokoleniach. Gdy patrzę na innych działaczy tego środowiska, widzę osoby z dramatycznie innych kultur, innych środowisk. Gdy odnajduję je w sieciach społecznościowych, okazuje się że nie mamy nawet wspólnych znajomych. Nie mamy wspólnej kultury, podzielamy inne wartości. Przynajmniej w środowisku polskich aktywistów młodych pokoleń społeczeństwo wielokulturowe, a raczej szereg społeczeństw o różnych kulturach, jest faktem.

Nie udało mi się, wraz z przyjaciółmi, zbudować instytucji około gospodarczych, które miałyby zapewnione trwałe i stabilne źródła finansowania. Nie mieliśmy nawet takich planów, nasze działania miały charakter tymczasowy, rozpoznawczy. Sam nie kształciłem się w Polsce, i przybywszy do Polski po studiach ekonomicznych zdziwiłem się że w Polsce istotne informacje zbiera się do tego stopnia w kuluarach, są przekazywane w rozmowach w cztery oczy. Na mediach gospodarczych nie można polegać albo takie nie istnieją. Wobec czego na rozmaite debaty gospodarcze należy wybierać się osobiście. Cała otoczka instytucjonalna pozwalająca na to by gospodarka funkcjonowała poprawnie, w Polsce w większości nie istnieje. Działająca część otoczki instytucjonalnej jest zdominowana przez dość archaiczne wartości, normy, zasady.

Wygląda też jakby system nauki był zależny od rządowego finansowania i tylko nieliczni ekonomiści: ci inaczej, bardziej niezależnie finansowani (na przykład z organizacji pozarządowych), jako jedyni mieli możność swobody wypowiedzi, bez obawy o swoje kariery czy spłatę kredytów za domy. Dopiero niezależność ekonomiczna wydaje się umożliwiać ekonomistom wygłaszanie krytycznych poglądów. Można by wysnuć tezę że Polska, przynajmniej w sferze wolności badań naukowych, jest jeszcze krajem mocno totalitarnym, z jakimiś jaskółkami wolności słowa w tych środowiskach. Niestety, nie widać szans na zmiany tej sytuacji. Polska jest dziś przede wszystkim pomnikiem dość archaicznych poglądów gospodarczych, po części uprzedzeń, stereotypów. Wydaje się że mentalnie tkwimy jakieś 40- 50 lat do tyłu za współczesnymi naukami ekonomicznymi.

Wydaje się też, że rozmaitym klasom społeczeństwa broni się dostępu do świata nauki. Brytyjskie uczelnie wyższe ze szczytów rankingów przypominają dzięki tamtejszym studentom kolorowe skateparki. Brak tam egzaminów ustnych, więc studenci mogą wyglądać i zachowywać się dowolnie, bez obaw o to że jakiś wykładowca zaszkodzi im, bowiem egzaminy pisemne są kodowane. Znajomi doktoranci w przerwach między praca badawczą szaleli po kampusie na deskorolce, tudzież pod biurkiem w renomowanym instytucie trzymali dorodnego wilczura. W Polsce zaś można napotkać osoby zalęknione do tego stopnia, że prawdopodobnie nigdy nie wyartykułują szerszej opinii publicznej krytycznych uwag ze swych latami prowadzonych badań. Atmosfera jest nader sztywna, co także rzutuje na niewielką skłonność do wygłaszania niekonformistycznych opinii.

Lista literatury o fałszowaniu statystyk narodowych
Lista pochodzi z artykułu będącego źródłem wielu danych do powyższej pracy:
http://en.wikipedia.org/wiki/European_sovereign_debt_crisis

  1. „Greece not alone in exploiting EU accounting flaws”. Reuters. 22 February 2010. Retrieved 20 August 2010.
  2. „Greece is far from the EU’s only joker”. Newsweek. 19 February 2010. Retrieved 16 May 2011.
  3. „The Euro PIIGS out”. Librus Magazine. 22 October, 2010. Retrieved 17 May 2011.
  4. „‚Creative accounting’ masks EU budget deficit problems”. Sunday Business. June 26, 2005. Retrieved May 17 2011.
  5. „Step Aside Greece: How Gustavo Piga Exposed Europe’s Enron In 2001”. Zerohedge. 28 February 2010. Retrieved 10 September 2010.
  6. „UK Finances: A Not-So Hidden Debt”. eGovMonitor. 12 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  7. Butler, Eamonn (13 June 2010). „Hidden debt is the country’s real monster”. The Sunday Times (London). Retrieved 16 May 2011.
  8. Newmark, Brooks (21 October 2008). „Britain’s hidden debt”. Guardian (London). Retrieved 16 May 2011.
  9. „The Hidden Debt Bombshell”. Pointmaker. October 2009. Retrieved 16 May 2011.
  10. Wheatcroft, Patience (16 February 2010). „Time to remove the mask from debt”. Wall Street Journal. Retrieved 16 May 2011.
  11. „Brown accused of ‚Enron accounting'”. BBC News. 28 November, 2002. Retrieved 16 May 2011.
  12. Littlejohn, Richard (11 January 2011). „Need a lesson in economics, Alan? Try starting with Mr Micawber”. MailOnline (London). Retrieved 16 May 2011.
  13. „IMF calls for bank guarantees to be included in the national debt”. Gold made simple News. 6 April 2011. Retrieved 5 June 2011.
  14. „‘Hidden’ debt raises Spain bond fears”. Financial Times. 16 May 2011. Retrieved 16 May 2011.
  15. „The Hidden American $100 Trillion Debt Problem”. Viable Opposition. 4 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  16. „Bill Gross says US is Out-Greeking the Greeks on Debt”. Bloomberg. 30 March 2011. Retrieved 17 May 2011.
  17. „Botox and beancounting Do official statistics cosmetically enhance America’s economic appearance?”. Economist. 28 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  18. „Economist: United States Worse Off than Greece”. Alex Jones’ Infowars.com. 28 January 2011. Retrieved 25 May 2011.
  19. Abigail Moses (26 April 2010). „Greek Contagion Concern Spurs Sovereign Default Risk to Record”. Bloomberg. Retrieved 30 April 2010.
  20. O’Grady, Sean; Lichfield, John (7 May 2010), „‚Very real’ threat that Greek contagion could spread to Britain”, The Independent (London)
  21. Duncan, Hugo (8 February 2010), „Pound dives amid fear of UK debt crisis”, London Evening Standard
  22. „Fear returns”. The Economist. 27 May 2010. Retrieved 27 May 2010.
  23. „Deconstructing Europe: How A €20 Billion Liquidity Crisis Is Set To Become A €1.6 Trillion Funding Crisis”. Zero Hedge. 9 February 2010.
  24. Grice, Dylan (8 March 2010), Popular Delusions newsletter, Société Générale
  25. Kamelia Angelova (5 February 2010). „Niall Ferguson: The Next Greece? It’s The US!”. Businessinsider.com. Retrieved 5 May 2010.

W Polsce nauka "jest taka na pół gwizdka", więc utknęły reformy

Dobre pytanie brzmi: jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy? Dlaczego po 20 latach niepodległości, zamiast III RP mamy II PRL?„- pytanie internauty w komentarzach do tekstu mojego autorstwa.

Odpowiedź:

Nie ma komu zaproponować szczegółów i przebiegu reform. Opracowanie planów reform dla ekonomisty to praca nader żmudna. Wymaga ogromnych badań równych 300-stronnicowej książce dla każdej z branż gospodarki choćby. Takich branż mamy co najmniej sto, przy bardzo zgrubnym podziale. Ilość stron jakiegokolwiek dobrze zbadanego programu reform to jakieś 30 tysięcy kartek.

Dokładając do tego całą konieczną dyskusję naukową, całe rozwinięte wyedukowane bla-bla, otrzymujemy jakieś 300 tysięcy stron papieru. Ktoś to musi spłodzić, a nikt nie płodzi. Nie opłaca się to chyba, w obecnym systemie zarobków, szans kariery naukowej jak i samej jakości pracy na uczelniach, a także wolności intelektualnej w wyrażaniu poglądów (Polska, przypomnę, w rankingu demokratyzacji Democracy Index lokuje się około Panamy).

Ile może zarobić ekonomista, żeby nie tracił? Tyle ile zarobi w biznesie, który często musi porzucić, by zająć się badaniami. Są to setki tysięcy złotych rocznie nierzadko. Pracują więc hobbyści, społecznicy.

Oczekiwanie, że w Polsce powstanie nowoczesna nauka, jest mitem. Nie obędzie się bez otwartego, prokonkurencyjnego, ultra-nieustawionego, bez-korupcyjnego rozdawania szans kariery naukowej. Nie obędzie się bez stypendiów na badania doktoranckie, rozpisywanych w ogromnych konkursach dających szansę także najzdolniejszym z biednych krajów świata. Nie róbmy konkursów tylko dla mieszkańców Polski. Nauka nie ma granic. Ludzie pracują nad problemami miejsc gdzie aktualnie przebywają, lub takimi, jakie im się po prostu zleci.

W Polsce jest mało grantów, mało szans kariery naukowej. Nauka w Polsce to twór o socjalistycznej organizacji, spowity układami. Nawet chyba są jakieś pieniądze, ale za małe, więc wszyscy się chyba o nie żrą. Ale nie są to te pieniądze co w biznesie prywatnym. Wszystko jest więc takie na pół gwizdka, a może nawet i na mniej. Zajmujący się nauką i biznesem jednocześnie nie mogą być ani dobrymi biznesmenami, ani dobrymi naukowcami. Pracują z małą wydajnością, dzielą swoje życie.

Adam

Koncentracja mediów skutkiem polskiej polityki

Fot. DJ w klubie muzycznym

Koncentracja mediów

W Stanach Zjednoczonych koncentracja mediów doprowadziła do sytuacji w której większość rynku jest kontrolowana przez 5 wielkich korporacji. Krytycy koncentracji mediów wyróżnili kilka problemów. Uważają, że ultrasilne media powstałe w wyniku koncentracji na rynku są lojalne przede wszystkim wobec ich sponsorów, tzn. reklamodawców i rządu, niż wobec czytelników. Jeśli ledwie kilka podmiotów posiadanych przez elitę mediów kontroluje przekazy za pomocą fal, do 300 milionów amerykańskich odbiorców, to nazywanie tych fal mianem „publicznych częstotliwości” jest wedle krytyków nieporozumieniem.
 
Zdrowa konkurencja na rynku jest nieobecna, co może prowadzić do niższej jakości, wyższych cen i braku innowacji. Krytycy zauważają że jeśli na danym rynku dominuje tylko jeden albo dwa podmioty, to różnorodność opinii nie zawsze bywa odwzorowywana. Ba, informacje które są szkodliwe dla interesów właścicieli mediów lub ich reklamodawców mogą nie dotrzeć do odbiorców. Istnieją rynkowe przykłady takich zachowań wydawców prasy cenzurujących teksty godzące w interesy rynkowe ich właścicieli bądź reklamodawców. Co więcej, cenzura obejmuje także dalsze aspekty życia. W USA odmawiano emisji reklam zlecanych przez aktywistów antywojennych, przez liberalne organizacje w rodzaju MoveOn.org, przez kościoły takie jak Zjednoczony Kościół Chrystusa (United Church of Christ).
 
Automatyzacja mediów lokalnych sprawia że informacja o nagłym skażeniu, np. katastrofie pociągu z chemikaliami, jak w Minot, w Północnej Dakocie (USA) w roku 2002, może nie trafić do wiadomości publicznej odpowiednio szybko. Zautomatyzowane i zmonopolizowane stacje radiowe tego regionu nie poinformowały publiczności o zdarzeniu, ponieważ wszystkie one były własnością Clear Channel Communication i zasilane były zautomatyzowanymi feedami z centrali stacji w Teksasie. 1600 osób się zatruło, 1 zmarła.
 
Krytycy znoszenia regulacji utrudniających fuzje mediów argumentują że w wyniku amalgamacji koncernów do oligopoli efektem będzie niedoinformowana publiczność. Będą oni mieli dostęp tylko do kurczącego się zakresu informacji które nie szkodzą wciąż rosnącej palecie interesów oligopoli medialnych. Wysuwane są obawy że rosnąca konsolidacja mediów może utrudnić dostęp lub cenzurować szeroki zakres myśli krytycznej. Media społecznościowe i obywatelskie pojawiające się w sieci Internet nie zastąpiły klasycznych mediów, nie mając środków na dogłębne raportowanie, na badania i analizy eksperckie.
 
Ekonomistka mediów i kultury Gillian Doyle określiła szereg determinantów pluralizmu medialnego. Są to: wielkość i zamożność rynku, skłonność uczestników rynku do konsumpcji treści medialnych. Drugim determinantem jest różnorodność właścicieli podmiotów tworzących treści medialne. Im silniejsi są poszczególni z nich, tym większa jest potencjalna groźba dla pluralizmu. Kolejnym aspektem była konsolidacja zasobów. Media wieloproduktowe mogą osiągnąć znaczne korzyści skali produkując wiele produktów medialnych jednocześnie. Jednocześnie jako problematyczny przykład podaje się pozycje agencji prasowych, które często potrafią całkowicie zdominować rynek dostaw treści do mediów. Jeśli wszystkie informacje pochodzą z jednej agencji prasowej o dominującej pozycji, trudno o pluralizm.
 
Pluralizm mediów lokalnych
Niemniej, normą jest nadawanie kanałów telewizyjnych w ramach sieci, w których lokalne stacje telewizyjne są niezależne prawnie i własnościowo, korzystają jednak z programu sieci ogólnokrajowej który uzupełniają o własny kontent, na przykład programy i wiadomości lokalne. W USA na rynku telewizyjnym występuje na szeroka skalę proces usieciowienia, przy czym wiele sieci jedynie w kilku największych miastach posiada własne stacje lokalne, zwane O-O (owned & operated), reszta sieci oparta jest o niezależne stacje, tzw. afiliowane (affiliate), retransmitujące obcy program i uzupełniające go produkowaną lokalnie treścią. Nie mają one jednak żadnych prawnych zobowiązań do retransmitowania kogokolwiek. Stacje afiliowane często uzupełniają retransmitowany program o inne audycje zakupowane u innych dostawców w ramach syndykacji. W Stanach Zjednoczonych mówi się o „Wielkiej Czwórce” dużych sieci i sieciach mniejszych. Występuje nawet sytuacja w której retransmitowanych jest kilka sieci ogólnokrajowych, ale lokalny afiljant do wszystkich nich dokłada swoje własne pasma lokalne, te same dla wszystkich kanałów, z tymi samymi reklamami lokalnymi. Lecz działa on wówczas na marginesie prawa uniemożliwiającego koncentrację w mediach.
 
Syndykacja
Syndykacja to kolejny nieznany w Polsce termin, będący w krajach w których występuje, wynikiem prawa uniemożliwiającego oligopolizację rynku medialnego. W ramach syndykacji lokalne niezależne stacje zakupują prawa do rozmaitych audycji które następnie retransmitują lub odtwarzają w swoich sieciach. W USA audycje syndykowane są przez lokalne niezależne stacje radiowe i telewizyjne. Większość krajów ma jednak scentralizowane rynki medialne. Syndykalizacja na nich nie występuje. Stacje albo zakupują program za gotówkę, włączając weń swoje reklamy, albo następuje rodzaj barteru. Przedmiotem barteru jest czas reklamowy w syndykalizowanych audycjach. Najpopularniejsze audycje syndykalizowane na rynku USA osiągają w tren sposób dostęp do 98 % całości rynku. Pokazuje to zakres syndykalizacji. Oprah Winfrey czy Jerry Springer Show to przykłady popularnych audycji syndykowanych.
 
Afiljacja i syndykacja w Polsce
Sytuacja amerykańska jest efektem ścisłego prawodawstwa zapobiegającego tworzeniu monopoli i oligopoli w sieciach nadawczych. W Kanadzie, gdzie te regulacje są luźniejsze, model stacji afiliowanych niemal nie występuje poza kilkoma wyjątkami. Większość stacji lokalnych została przejęta przez duże sieci. W Polsce model stacji afiliowanej nie występuje w ogóle, nawet w sieciach kablowych. Dla przykładu, lokalny kanał Telewizja Przewodowa Zielona Góra ostatnio zbankrutował po blisko dwóch dekadach na rynku, docierając jedynie do mniejszej części mieszkańców aglomeracji posiadających dostęp do płatnej sieci kablowej. Nie umożliwiono mu nadawania z lokalnego nadajnika telewizyjnego w mieście. W Polsce, z tego co autor pamięta, nie śledząc jednak rynku, afiliacja, standardowy model działalności nadawczej, szeroko rozpowszechniony np. w USA, został zabroniony. Zabroniono tworzenia pasm lokalnych także w stacjach radiowych. Rynek medialny uległ dalekoposuniętej koncentracji.
 
Specyfika polskich mediów
Z kształtu rynku mediów i z rodzajów prezentowanych treści wynikają dość wstrząsające konsekwencje dla systemu demokratycznego jako całości. Mediami można sterować kierunkiem polityki, czego próbuje dowodzić teoria układania agendy. Przedstawiając pewne problemy z większa uwagą, poświęcając im więcej czasu, można kształtować opinię publiczną i kontrolować bieg wydarzeń. Media z dobrze rozwiniętymi mediami zajmującymi się sprawami publicznymi to m.in. Wielka Brytania, RFN, kraje skandynawskie.
 
W Polsce rynek mediów jest zdominowany przez treści komercyjne. Jest też podawany przez część krytyków jako przykład jednak rzadkich na rynku europejskim ścisłych powiązań rządu i głównych partii kontrolujących ten rynek z nadawcami. Jak scharakteryzował tą sytuację niezależny polityk kandydujący na urząd prezydenta stolicy kraju: „Media są totalnie nieobiektywne. Dzisiaj jest tak że każdy musi mieć swoją gazetę, swoje radio, swoją telewizję. Ktoś kiedyś zaczął i następni się spozycjonowali na zasadzie przeciwwagi. Nie ma kanału żeby wejść jeżeli ktoś ma ciekawy projekt. Wiadomo że Plaftorma mówi przez TVN i wiadomo ze to jest jej stacja. PiS mówi przez Gazetę Polską i Rzeczpospolitą, SLD mówi przez stacje lokalne….” –(wypowiedź K. Munio notowana przez autora).
 
Polski protekcjonizm i duopol
Sztucznie ograniczono liczbę stacji telewizyjnych w eterze do 4-5. Wiele krajów uznawanych za kraje III świata oferuje w technologii tradycyjnej kilkanaście kanałów ogólnokrajowych. Technologia cyfrowa, na którą np. Japonia przeszła już 30 lat temu, umożliwia nadawanie 4- do 16-krotnie więcej programów.
Możliwość nadawania kilkudziesięciu stacji droga cyfrową jest niewykorzystana albo otwarto dostęp do tego rynku jedynie dla dotychczasowego oligopolu.
 
Tymczasem tą technologią możnaby nadawać ok.120 najpopularniejszych polskich kanałów telewizyjnych. Obecnie zaś tam gdzie rozpoczęto nadawanie cyfrowe kanałów prywatnych (w Warszawie, Raszynie, Śremie, Zielonej Górze i Żaganiu), jest to bez wyjątku tandem Polsat/TVN, oferujących kolejne kanały tematyczne, rozrywkowe produkowane przez swoje spółki o innych nazwach (TV 4 wspólnie posiadana przez Polsat/TVN). Do pakietu dochodzi wyznaniowa TV Puls. Nowych podmiotów na zoligopolizowany rynek nie ciągnie. Mimo ogromnych możliwości technicznych nie udostępnia się wartościowych kanałów nawet w modelu „płać za oglądanie”.
 
Wyłączenie analogu
Wyłączenie nadawania analogowego w 2006 roku zostało zakończone w Luksemburgu i Holandii, rok później w Finlandii, Andorze, Szwecji, Szwajcarii. W 2008 roku wyłączono wszystkie przekaźniki poza jednym który wyłączono rok później. Stany Zjednoczone wyłączyły nadajniki analogowe dużej mocy w czerwcu 2009 roku, pozostawiając działające jeszcze nadajniki niskiej mocy. W 2009 roku transmisji analogowej zaprzestała Dania, Norwegia, Wyspa Man, Belgia, Hiszpania. W 2010 roku swoje nadajniki analogowe wyłączyła Łotwa, Estonia i Chorwacja. Austria, Cypr, Czechy, Francja, Grecja, Serbia mogą być już gotowe. Węgry, Irlandia, Rumunia przewidziały ostateczny termin na rok 2012.
 
Wielka Brytania przełączyła w chwili badania blisko 77 % populacji kraju i proces zamierza zakończyć do 2012 roku. Tamtejsza organizacja pozarządowa Digital UK- będąca non-profitowym partnerstwem publiczno-prywatnym, stworzyła oglądany przez ponad połowę Brytyjczyków pakiet 40 kanałów. Na samą akcję informacyjną przeznaczono ok. 1 miliard PLN. Pod koniec wyłączenia 6-multipleksowy sygnał cyfrowy dojdzie do 90 % mieszkańców kraju, a podstawowy pakiet cyfrowy- do 98,5 %. Obecnie nadaje się ok. 75 kanałów cyfrowych, montuje się 9 tys. transmiterów na ok. 1,5- tysiącu masztów. Polskę wyprzedzi nawet Kenia.
 
W upływający wkrótce deklarowany termin wyłączenia analogu w Polsce trudno uwierzyć. Polska zakończy nadawanie analogowe daleko po ostatnim kraju najpóźniej w Unii Europejskiej wygaszającym tradycyjne nadajniki. Choć i w owo opóźnione o pół dekady przejście trudno ufać.

Być może kalkulator prawdopodobieństw nagłych zdarzeń wyjaśni zagadki życia publicznego?

Starsze pokolenia często postępują w sposób zaskakujący dla ludzi z młodszych pokoleń. Być może jest to wina większej liczby traumatycznych przeżyć tamtych ludzi w ich przeszłości? Zwykle inaczej, pokojowo, załatwiamy różne sprawy. Chcemy Państwa uraczyć kalkulatorem prawdopodobieństwa zdarzenia się dwóch czy trzech podobnych zdarzeń w Państwa otoczeniu. Dzieją się pełne nagłych zdarzeń czasy. By tylko przestrzec, podajemy kalkulator wypadków.

Jak dokonać obliczeń?
Prawdopodobieństwo dwóch przypadków wypadku śmiertelnego jednocześnie
Wklej do kalkulatora:
wypadek_smiertelny*wypadek_smiertelny
i podobnie z innymi działaniami.

prawdopodob. wypadku samochodowego śmiertelnego  0.000121
prawdopodobieństwo samobójstwo mężczyzna   0.000264
prawdopodobieństwo samobójstwo kobieta   0.000041
Sepsa zachorowalność Polska rocznie   0.000000539
Sepsa umieralność Polska rocznie  0.0000002

Fot. Wskaźniki samobójstw na świecie:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/64/Self-inflicted_injuries_world_map_-_Death_-_WHO2004.svg/800px-Self-inflicted_injuries_world_map_-_Death_-_WHO2004.svg.png