Stawki przewoźników kolejowych, 2006 r.

 KOLEJE MAZOWIECKIE
Praca eksploatacyjna:
13 351 547 pociągokilometrów
Dofinansowanie przez samorząd województwa mazowieckiego:
138 000 000 zł
Stawka za pociągokilometr:
10,34 zł

PRZEWOZY REGIONALNE
Praca eksploatacyjna:
63 012 054 pociągokilometrów
praca eksploatacyjna wyłącznie w ruchu regionalnym (bez finansowanych z budżetu państwa pociągów międzywojewódzkich oraz międzynarodowych)
Dofinansowanie przez samorządy województw:
491 592 500 zł
Stawka za pociągokilometr:
7,80 zł

Stawka za pociągokilometr PKP Przewozy Regionalne
w województwach: Dolnośląskie: 9,71 zł, Kujawsko-Pomorskie: 8,50 zł, Lubelskie: 8,83 zł, Łódzkie: 8,50 zł, Małopolskie: 6,51 zł, Opolskie: 6,54 zł, Podkarpackie: 8,60 zł, Podlaskie: 5,64 zł, Pomorskie: 6,83 zł,
Śląskie: 8,52 zł, Świętokrzyskie: 9,10 zł, Warmińsko-Mazurskie: 6,84 zł, Wielkopolskie: 6,92 zł, Zachodniopomorskie: 7,29 zł

 WARSZAWSKA KOLEJ DOJAZDOWA
Praca eksploatacyjna:
1 110 397 pociągokilometrów
Dofinansowanie przez samorząd województwa mazowieckiego:
3 000 000 zł
Stawka za pociągokilometr:
2,70 zł
PKP SZYBKA KOLEJ MIEJSKA W TRÓJMIEŚCIE
Praca eksploatacyjna:
3 692 295 pociągokilometrów
Dofinansowanie przez samorząd województwa pomorskiego:
8 530 000 zł
Stawka za pociągokilometr:
2,31 zł
Dane za 2006 r., obliczenia „Z Biegiem Szyn” na podstawie danych od przewoźników.


Polskie monopole publiczne są często tylko namiastkami biznesów

Monopole państwowe wegetują w coraz większym zapomnieniu, zmarginalizowane do roli potiomkinowskich kartonowych makiet, namiastek lepiej zarządzanych monopoli w innych krajach. Poczta państwowa – ach tak… Dziś byłem na poczcie, listy wysyłam już tylko dlatego że administracja państwowa nie akceptuje transakcji elektronicznych. Są rzadkie wyjątki gdzie rząd podpisy przez Internet akceptuje, ale nawet wówczas trzeba dysponować oprogramowaniem kosztującym kilkaset PLN rocznie.
Poczta na ulicy Senatorskiej w Warszawie, tuż koło Teatru Wielkiego. Chcę kupić zwykły znaczek na list. Czy można kupić znaczek bez kolejki, tak jak rok temu? Nie, już nie można. W tamtym okienku gdzie je sprzedawano jest teraz Bank Pocztowy. Kolejka po znaczek wynosi 15 osób. Co za chory monopol, nawet znaczków nie potrafią sprzedać. Aha, na poczcie na Świętokrzyskiej od lat są automaty sprzedające znaczki. Nikt z nich nie korzysta, bo trzeba wrzucić jakąś chorą kwotę (np. 6.75 PLN) za co dostaniemy cały bloczek znaczków. Rzadko kto chce ich akurat właśnie tyle.
Kolej żelazna. Stacja w Zawierciu na linii kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Stąd do Warszawy prowadzi jedyna normalna linia kolejowa w tym kraju. Zbudowana do prędkości 250 km/h, co oczywiście nie jest wykorzystywane, pociągi kursują bowiem po owej linii z prędkością handlową 100- 120 km/godz., co i tak czyni tą linię najlepszą w Polsce, mimo że przed II wojną światową na wielu liniach pędzono o połowę szybciej.
Dworzec w Zawierciu jest przykładem kolei  tworzonej przez urząd. Kolej-urząd w Polsce jest tworem tak prostym, że zakłada iż podróżny na stacji w Zawierciu nie potrzebuje informacji o połączeniach. Wystarczy krzywo ponalepiany rozkład „odjazdy” i „przyjazdy” wewnątrz zdewastowanej ruiny stacji. Kolejka z zawijasem przed jedyną kasą (wg napisów powinna być otwarta jeszcze kasa obok, ale tam pani kasjerka zasłoniła się firanką). Informacji nie ma, nie ma nawet wywieszki z rozkładem przyjazdów i odjazdów na stację, i informacjami o której godzinie gdzie dany pociąg przyjeżdża. A Zawiercie to duży węzeł, stają tu pociągi Intercity, samo miasto ma 54 tys. mieszkańców.
Ci ludzie z kierownictwa tych urzędów niewiele poradzą gdy ich państwowe urzędy przynoszą straty. Straty, straty. U nich były od zawsze i przyzwyczaili się do nich jak do pór roku. Takich stacji jak Zawiercie… są tysiące.
Tutaj wciąż czy się stoi czy się leży to się należy. Reformy w tych sektorach nie powiodły się. W Nowej Zelandii na ulicy mogę wybierać do której skrzynki na listy trafi mój. W sąsiednich Niemczech czy Czechach nie ma landu czy regionu, w którym na torach nie byłoby kilku konkurujących przewoźników pasażerskich. W Wielkiej Brytanii w ramach demontażu kolei-urzędu sprywatyzowano także stacje kolejowe. Te duże są takimi samymi firmami jak porty lotnicze, te mniejsze przejęli prywatni przewoźnicy kolejowi.
Urzędy takie jak państwowa poczta czy kolej zaś się zamyka. Nikogo nie przejmuje zapaść cywilizacyjna… pozycja kraju który tkwi w zapóźnieniu bo jego podstawowe dla rozwoju instytucje są nimi jedynie z nazwy. Nazwy pod którą czają się trupy w szafie, dinozaury z okresu dawnej komuny. Każdy dzień działalności państwowej poczty, linii lotniczych, linii kolejowych, to kolejne dziesiątki czy setki milionów strat. Ale aby ten układ rozwalić, trzeba mieć działający system edukacji wyższej oraz system demokratyczny, którego w Polsce nam, mimo 20 lat transformacji, wciąż raczej brak.

Ekonomika portów lotniczych w kontekście ekologicznym

Fot. Lotn. w Świdniku
EKONOMIKA PORTÓW LOTNICZYCH W POLSCE A PROBLEM KOSZTÓW ZEWNĘTRZNYCH
 
Streszczenie
 
Adam Fularz,
Instytut Ekonomiczny
 
Polskie porty lotnicze nie wydają się kroczyć w kierunku redukowania kosztów zewnętrznych jakie generuje ich działalność. Zwykle koszty te nie są przenoszone na ich twórców na skutek problemu znanego jako zawodność rządu. Jesteśmy w procesie dorównywania do wskaźników wykorzystania transportu lotniczego typowych dla krajów wysoko uprzemysłowionych, szczególnie do wskaźników grupy krajów pozbawionych sprawnie funkcjonującego dalekobieżnego transportu kolejowego. Rozwój tej gałęzi komunikacji każe zakładać wzrost wpływu portów na środowisko. Porty lotnicze mogą iść jednak drogą etycznego biznesu i próbować ograniczać te pozycje.
 
Autor zaprezentuje rachunek kosztów zewnętrznych portu lotniczego, wskaże największe pozycje takie jak koszty hałasu, koszty zanieczyszczeń, koszty emisji gazów cieplarnianych. Autor następnie skupi się na możliwościach redukcji tych kosztów analizując koszty zewnętrzne dowozu pasażerów do portów lotniczych i możliwości zmniejszenia tych kosztów poprzez budowę systemów dowozu pasażerów zbiorowym transportem naziemnym. Wskaże przykłady współpracy linii lotniczych i przewoźników kolejowych i pokaże ogromną rolę jaką w tym procesie mają do odegrania porty lotnicze stające się węzłami intermodalnymi.
 
 
 
ECONOMICS OF AIRPORTS IN POLAND
AND THE PROBLEM OF EXTERNAL COSTS REDUCTION
 
Adam Fularz
Institute of Econonomy
 

Summary

 
Polish airports seem not to follow the path to reduce external costs that their business activities generate. These costs, because of the problem known as government failure, failed to be properly transmitted onto those who generate them. We are in the process of approaching the usage ratios typical for industrialized countries, and especially to those countries that lack functioning long-distance passenger railway transport network. The development of this type of transport causes us to suspect an increased impact of airports on the environment. The airports may therefore follow the path of ethical business and undertake efforts to reduce these costs.
Author will present the calculus of the external costs of airport activity, will indicate the highest cost generators such as costs of noise, pollution costs, emissions of greenhouse gasses. Then author will focus on the possibilities of reducing these costs by analyzing the external costs of passengers’ travel to the airports and the possibilities to reduce these costs by providing public transport links to the airports. Will indicate examples of cooperation of air lines and passenger rail transport operators and will demonstrate the crucial role that airports play by turning into multimodal transport nodes.

Z pokładu prywaciarza

Jechałem pociągiem Connexu, tej firmy która wygrała przetarg na obsługę linii Berlin- Kostrzyn nad Odrą. Jak opowiadał mi dyrektor tej linii (zupełnie przypadkowo miałem przyjemność jechać nią zaraz po otwarciu), fax z potwierdzeniem przyznania licencji na wjazd do Polski przyszedł już po zamknięciu biura przewoźnika, w godzinach wieczornych w piątek. Zupełnie przypadkiem odkryła go pracownica, która przyszła po coś do biura w sobotę rano, kiedy firma jest nieczynna.

De facto przewoźnik dowiedział się, że może wjechać do Polski na dzień przed przejęciem linii od poprzedniego przewoźnika. Potem opowiadano mi, że ów przewoźnik czuje się zastraszony na polskim rynku takim traktowaniem, i boi się rozwijać połączenia wgłąb Polski.

W Berlinie wielka afera. Przez dwa tygodnie nieczynne było ok. 70 %  sieci S-bahn. Źle zarządzany przewoźnik do tego stopnia zaniedbał utrzymanie taboru, że niektóre koła w pociągach nie były już nawet okrągłe, inne miały rysy. Zbiegło to się z ogłoszeniem wyników przetargu na obsługę dwóch ważnych linii ekspresów regionalnych, najważniejszego środka transportu tej aglomeracji poza koleją S-bahn. Państwowa DB straciła obydwie linie na rzecz prywatnych przewoźników. Niewykluczone, że decyzję powzięto atmosferze ogromnego skandalu. Nie było dnia by o aferze nie donosiły okładki prasy codziennej. W Polsce coś takiego nie jest możliwe, także dlatego że brak u nas niezależnego urzędu transportu kolejowego. Bo cóż to za niezależność skoro znaczna część kadry jest z PKP, stamtąd się wywodzi- jest to jakby ukoronowanie kariery w państwowym monopoliście. Całkiem możliwe że generalnie koleje w Polsce to złom do zamknięcia, kręcący się dzięki naciąganiu przepisów. W Europie monopole są rozbrajane, demontowane przy poparciu społeczeństwa. Tymczasem w Polsce temat nie istnieje.

Adam Fularz, 2009 r.

Patologie akademickie

Uprzejmie informuję, że nowa książka Józefa Wieczorka – Patologie akademickie pod lupą NFA- Monitoring patologii polskiego środowiska akademickiego w 2011 r. Niezależne Forum Akademickie KRAKÓW 2011 jest już dostępna w pdf. 

 

Na papierze będzie niebawem (chyba pod koniec stycznia), ale w bardzo limitowanej ilości. Monitoring patologii będzie kontynuowany w 2012 r. co jest bardzo ważne dla orientacji jak zapisy antypatologiczne ustaw akademickich będą funkcjonowały w praktyce. Będę wdzięczny za uwagi o książce, szczególnie merytoryczne – krytyczne, niezwykle ważne dla dalszej działalności.

List w sprawie otw. dostępu do treści naukowych

http://otwartymandat.pl/

luty 2012

Szeroki dostęp do wiedzy jest kluczowym elementem warunkującym rozwój współczesnych społeczeństw i ich miejsce w układzie globalnym. Szczególnie w nauce, dostęp do opublikowanych wyników zrealizowanych badań ma podstawowe znaczenie dla tempa dalszego rozwoju danej dziedziny.
Wyniki badań finansowanych ze środków publicznych powinny być dostępne publicznie bez ograniczeń. Na całym świecie instytucje finansujące badania wprowadzają w ostatnich latach tzw. mandat otwarty – wymóg, aby publikacje prezentujące wyniki tych badań były bezpłatnie dostępne w sieci Internet.
Sygnatariusze niniejszego apelu zwracają się do wszystkich polskich instytucji finansujących naukę, w tym MNiSW, NCBiR i NCN, o wprowadzenie wymogu otwartości oraz zapewnienie technicznych, ekonomicznych i prawnych warunków jego realizacji w odniesieniu do publikacji stanowiących polski dorobek naukowy.
Przegląd sposobów wdrażania otwartego dostępu do treści naukowych i propozycje implementacji tego modelu w Polsce zostały przedstawione w przygotowanej na zamówienie MNiSW ekspertyzie “Wdrożenie otwartego dostępu do treści naukowych i edukacyjnych”.

Komentarz na temat otwartości w nauce

http://www.youtube.com/watch?v=AXqu9VS47lA&feature=player_embedded

List w sprawie patologii

LIST OTWARTY W SPRAWIE PATOLOGII W NAUCE I SZKOLNICTWIE WYŻSZYM

Sytuacja polskiego szkolnictwa wyższego i nauki jest krytyczna. W interesie
całego narodu leży uzdrowienie tej niezmiernie ważnej dziedziny życia
publicznego, od której w dużej mierzy zależy nasza przyszła pozycja w
zjednoczonej Europie i na świecie.

Niemal codziennie media donoszą o aferach w środowiskach akademickich i
naukowych. Plagiaty są na porządku dziennym, zarówno ze strony studentów, jak
i profesorów, ale to co się ujawnia to tylko ‘wierzchołek góry lodowej’.
Kupowanie gotowych prac dyplomowych jest częstą praktyką. Do tego należy
dodać ustawiane konkursy na projekty badawcze i fikcyjne konkursy na
obsadzenie stanowisk uczelnianych, nierzadko przez członków rodzin
akademickich. Powstają co prawda jak grzyby po deszczu akademickie kodeksy
etyczne, których jednak nie zamierzają przestrzegać nawet ich twórcy.
Rektorzy zwykle pozostają głusi na swe własne apele o uczciwość. Patologia
akademicka sięga dna. Piszą o tym na ogół anonimowi członkowie środowiska
akademickiego w dyskusjach internetowych oraz nie-anonimowi Polacy pracujący
za granicami.

Okazuje się, że pomimo wejścia do UE matura międzynarodowa uprawniająca do
przyjęcia na Oksford nie wystarcza, ażeby dostać się na polską uczelnię. Brak
habilitacji nie przeszkadza pracy w Harvardzie, podczas gdy w Polsce jest to
wymóg uniemożliwiający samodzielną pracę naukową.
Mimo ogromnego bezrobocia, także wśród absolwentów szkół wyższych, a nawet
doktorów, kwitnie wieloetatowość profesorów fikcyjnie zatrudnianych w wielu
szkołach dla produkcji niewiele wartych dyplomów.

Potrzeba zmiany całego systemu nauki i edukacji w Polsce – niestety nie
pracują nad tym ani kolejne rządy, ani parlament, ani środowisko polskich
naukowców. Potrzeba szerokiej debaty społecznej nad obecnym stanem nauki i
edukacji w Polsce, ażeby przełamać opór konserwatywnego lobby profesorskiego
i wprowadzić oparty na wzorach anglosaskich system wolnego rynku usług
edukacyjnych oraz wolnych i obiektywnych konkursów na finansowanie projektów
badawczych z budżetu państwa. Obecny system organizacji i zarządzania nauki w
Polsce łączy ze sobą cechy przestarzałego systemu sprzed II wojny światowej z
wieloma mocno zakorzenionymi naleciałościami sowieckimi. Jest on głęboko
szkodliwy – nie do zaakceptowania przez otwarte na świat młode
społeczeństwo. Palący problem stanowi zwiększenie nakładów na naukę zarówno
ze źródeł budżetowych, jak i prywatnych.
Tymczasem kolejne pokolenia młodych naukowców emigrują za granicę lub
porzucają naukę, co nie jest właściwą perspektywą rozwoju Polski.

W imieniu powstającego Niezależnego Stowarzyszenia Na Rzecz Nauki i Edukacji

Józef Wieczorek, Kraków
Cezary Wójcik, Dallas
Maciej Krzystek, Dublin
Piotr Drabik, Montreal
Marek Wroński, New York
Jerzy Janusz Mosna, Dąbrowa Górnicza
Michael J. Urbanski, Freiburg i. Br.
Mariusz Skwarczyński, Kyoto
Krzysztof Schmidt-Szałowski, Warszawa
Zofia Szychowska, Wrocław
Karol Jalochowski, Warszawa
Jacek Bąbka, Wrocław
Tomasz Strabel, Poznań

Z dyskusji o polskiej nauce

Niestety, mam wrażenie, że moja praca
naukowa przypomina walenie głową w mur w większym stopniu niż produkowanie się
na forum. Dlaczego – najlepiej wyjaśni artykuł o sytuacji nauki w Polsce
napisany przez bardzo młodego człowieka:kiosk.onet.pl/art.html?DB=162&ITEM=1162430&KAT=242

Jesteśmy żebrakami
Nauka w Polsce to nieporozumienie

Jestem młodą osobą, ale dotychczas zdołałem zdobyć trochę interesujących
doświadczeń życiowych. Otóż zająłem się nieco nauką i po roku ciężkiej pracy ze
zdziwieniem zaobserwowałem, iż cytują mnie w „Polityce” i chcą drukować moje
prace ekonomiczne we „Wprost”.
ADAM FULARZ 2004-05-07

Adam Fularz w bardzo trafny sposób diagnozuje sytuację:
-brak dostępu do bieżącej literatury naukowej
-nieuctwo naukowego „establishmentu”
-mafijność układów w polskim światku naukowym

Faktem jest, że naukę w Polsce młody człowiek może uprawiać za własne
pieniądze, że jakiekolwiek innowacje są aktywnie zwalczane przez utytułowaną
kadrę.

(wg http://forum.gazeta.pl/forum/w,32,12951752,12979305,Re_nie_lepiej_wziasc_sie_na_robote_.html)

System egzaminacyjny paraliżuje polską naukę

W polskiej polityce jest zbyt mało wykształconych osób. Jest to pokłosiem polskiego systemu edukacyjnego. Nie istnieje przejrzysty i wiarygodny system egzaminacji studentów. Przez pierwszy rok po studiach pracowałem w komisjach egzaminacyjnych brytyjskiego uniwersytetu w Leeds. Obowiązywał ten sam standard egzaminowania co w RFN. Ale- jakże odmienne te standardy nauczania i egzaminowania były od sytuacji w Polsce! Dwa różne światy.

W Polsce brak jest odpornego na próby oszustw systemu egzaminowania studentów. Na całym świecie egzaminy studentów są przeprowadzane pisemnie, w formie zwykle dwu lub trzygodzinnych egzaminów pisemnych. Najczęściej tak trudnych, że nieraz mi się zdarzało ryć kilka miesięcy. Inny był także system zdawania egzaminów. Możliwe było wielokrotne powtarzanie danego egzaminu, nawet kilkukrotne, choć ograniczano ogólną liczbę podejść podczas całego np. licencjatu czy całego okresu studiów magisterskich.W Polsce nie widziałem i nie słyszałem o uczelni, która by uczciwie egzaminowała studentów. Zdanie egzaminu na mojej uczelni powodowało, że po kursie rachunkowości po prostu zostawało się księgowym, mając pełną wiedzę z tego fachu. Zdaje się że wiedza na poziomie 60 % dopiero dawała najniższą ocenę zaliczającą.Po latach przeprowadzam rozmowy kwalifikacyjne z absolwentami podobnych kierunków jak mój. Setki, dosłownie setki ofiar oszustw. Absolwenci bez nawet podstaw wiedzy ze swoich kierunków muszą teraz zarabiać na życie wykonując prace krawieckie etc. Są to absolwenci uczelni, które podrabiają częściowo lub całościowo egzaminy swoich studentów. Przysłuchuję się też rekrutacji absolwentów kierunków technicznych. Niekiedy rekrutowani nie mają wiedzy nawet z poziomu szkoły elementarnej.

Na polskich uczelniach często przymyka się oczy na ściąganie, brak jest w ogóle komisji egzaminacyjnych, albo egzamin przeprowadza wykładowca samodzielnie i ustnie, wobec czego jakość takiego pomiaru zdobytej wiedzy jest gorsza i mniej dokładna niż praca pisemna wykonana podczas dwu lub trzygodzinnego egzaminu.

Polskie szkolnictwo wyższe stoi naciąganymi egzaminami. Poprawnie przeprowadzone egzaminy to także spory koszt dla przyzwyczajonych dostatus-quo uczelni. Trzeba poprzestawiać nierzadko tysiące ławek, przygotować dziesiątki sal do egzaminów, którym poddawani są kilkukrotnie w czasie sesji studenci jednego tylko roku. Trzeba wydrukować i sprawdzić tysiące klauzur, jak w przygranicznym slangu Polski Zachodniej określa się pisemne egzaminy.

Trzeba wysłać w roli nadzorujących studentów młodych pracowników naukowych, którzy zresetują kalkulatory by wykasować zapamiętane wzory, przeglądną dopuszczone do użytku pomoce naukowe. Gdy jako cudzoziemiec mogłem korzystać ze słownika, za każdym razem był on skrupulatnie przewertowany kartka po kartce niemalże. Próby oszustwa, jeśli wykryte, wpisywano do końcowego dyplomu, po trzech wpadkach delikwentowi dziękowano za naukę.

Można narzekać na polską politykę- ale ona jest tylko pokłosiem większego systemu. Systemu w którym przymyka się oczy na bardzo wiele. Cała sprawa egzaminacji studentów jest zresztą tylko czubkiem góry lodowej. Górą lodową są nauczane treści, częstokroć kompletnie odmienne i stojące z druzgoczącej sprzeczności z dorobkiem nauki zachodnioeuropejskiej.

Górą lodową jest jakość bibliotek naukowych, których nie ma po prostu. Najlepsza polska biblioteka naukowa (UW w Warszawie) w zestawieniu z pierwszą podobną placówką tuż za polską granicą (Biblioteka EUV we Frankfurcie nad Odrą) jest po prostu potiomkinowską wioską. Wielkim  szyldem za którym nie stoi treść. Fachowych książek brak, poza jakimś najbardziej elementarnym kanonem. Do tego masa przypadkowego księgozbioru, zebranego z jednego obowiązkowego egzemplarza jaki muszą bezpłatnie zdawać wydawcy książek.

Co zrobił z tym rząd PO- PSL? Dla tych ludzi problemu nie ma…. Ich celem jest wygrana kolejnych wyborów i zabezpieczenie władzy, a nie stan sektora nauki. Przez ten rok nie odnotowałem większych zmian na plus w sektorze wiedzy.

Stan edukacji przekłada się na stan życia codziennego

Przez ostatnie dwa lata miałem nadzieję, działając w polskim ruchu popularyzującym wolności gospodarcze, na ideowe odnowienie tego ruchu, na zaszczepienie nowych trendów w polskich środowiskach. Sądziliśmy z kolegami, że, w obliczu przejścia Platformy Obywatelskiej na pozycje jeszcze bardziej populistyczne, stanie się możliwe by w Polsce powstał szerszy ruch na rzecz wolności gospodarczych. Tak się jednak nie stało. Doszło do podziałów w polskim środowisku instytucji około- gospodarczych. Wykrystalizowały się takie zamknięte środowiska. Ich główną przewiną jest to, że nie za bardzo stały się miejscem debaty, a raczej – skupiły się na archaicznych mediach papierowych. Forma papierowa to coraz bardziej archaizm, skupienie się na takiej formie przekazu z góry odrzuca czytelników z młodszych kohort demograficznych.Sam nie korzystam z reguły z mediów papierowych, i mimo posiadania kilku wydań pewnego wolnorynkowego czasopisma, przeczytałem może 1-2 artykuły przez cały okres jego działalności. Z komentarzy innych działaczy polskiego środowiska liberalnego wynika, że środowisko to jest charakteryzowane jako hołdujące ideom „starej daty”. Prezentowane idee są wyrywkowe, niespójne i już skompromitowane nawet w samym środowisku liberalnym.Skoncentrowanie na wzroście gospodarczym, przy pominięciu np. externalities, efektów zewnętrznych, jest dla współcześnie wykształconego mikroekonomisty kompletnym anachronizmem. Jeśli przejdziemy się wzdłuż samochodów zaparkowanych na ulicy i porysujemy ich karoserię gwoździem, to w efekcie PKB wzrośnie-bo właściciele samochodów dodatkowo będą musieli zapracować na ich naprawę. Jest to przecież przykład ze współczesnych światowych podręczników dla studentów, których pan Balcerowicz zapewne nie czytał, ucząc się najprawdopodobniej ze starszych publikacji. Mierzenie dobrobytu, jakości życia np. wielkością obrotów intelektualnie jest czynem godnym ignorantów.

Według anachronicznej ideologii wielu polskich guru zdezaktualizowanej wiedzy, kluczem do sukcesu jest wzrost PKB.A cóż jeśli ów wzrost będzie się opierał na ogromnych kosztach zewnętrznych? Spowodują one wzrost PKB, ale jakość życia może nawet się pogorszyć. Do tego dochodzą koszty transakcji, gigantyczne w polskich warunkach. Wzrost PKB może być napędzany także wzrostem kosztów transakcji. Samo założenie stowarzyszenia ze zdolnością do transakcji finansowych to ok. kilka tysięcy PLN kosztów transakcyjnych. A koszty obsługi księgowej i podatkowej? A koszty transakcyjne przeciąganych procesów sądowych w niesprawnym polskim aparacie wymiary sprawiedliwości?

Archaizm wielu polskich „liberałów starej daty” powoduje że idee liberalne są wyśmiewane en bloc w wielu progresywnych środowiskach, które odwróciły się od tej ideologii politycznej, która w polskim wydaniu jest anachronizmem. Fiksacją polskich „liberałów starej daty” jest obsesyjna wiara w rządowe statystyki. Tymczasem, jak opisuje Max Otte, niemiecki ekonomista, podobnie jak Nouriel Roubini znany z wczesnego przepowiedzenia wybuchu kryzysu, ekonomiści świata zachodniego dość podejrzliwie traktują rządowe dane, zakładając tylko określony poziom ich prawdopodobieństwa. Czy istotnie w Polsce mieszka 38,17 mln ludności (na koniec 2009 r.) jak podaje rządowy GUS? Ja w to w ogóle nie wierzę, to naukowy hoax oparty na błędnym systemie zbioru danych.

Dokładna analiza dzieł GUS zdradza rażącą jakość tych publikacji. Z tabeli nr 450 w Roczniku Statystycznym za 2008 rok można się dowiedzieć że 27.3 % przewozów osób w Polsce jest realizowanych transportem kolejowym. Tymczasem tabela ta jet błędna, pomija motoryzację indywidualną, jest kompletnie sprzeczna z danymi Eurostatu i dezinformuje czytelników nieodpowiednimi oznaczeniami kolumn. Gdzie by nie poszperać, z danych GUS wychodzą podobne kwiatki, sugerujące albo rażącą niedbałość, albo pudrowanie rzeczywistości poprzez wybiórcze zestawianie danych. Dodatkowo: GUS nie podaje zmian metodologii liczenia danych, co jest już hoaxem, naukowym oszustwem. Dane z różnych lat mogą być liczone odmiennymi metodologiami i tuszować obraz rzeczywisty, jak we wspomnianej tabeli.

Niemiecki guru ekonomiczny Max Otte w swojej książce „Der Informationscrash” (s.149) podaje liczne recepty na manipulację wskaźnika stopy inflacji (np. poprzez manipulację koszykiem dóbr na podstawie których oblicza się „inflację rdzeniową”) czy „masaż statystyk” w celu podbicia wzrostu PKB. W polskim przypadku jego naciąganie jest dość ewidentne. Nie jest na przykład wliczana deprecjacja aktywów całych sektorów infrastruktury. Gdzie się podziała deprecjacja państwowych, a później komunalnych kamienic? Amortyzacja infrastruktury szpitali, szkół, dróg, kanałów żeglugowych, torów?

Większości tych danych nikt nawet nie zbiera ani nie zlicza, ich księgowe zliczanie jest wyjątkiem raczej niż regułą. Stawia to pod znakiem zapytania wszystkie wyliczenia GUS od początku polskiej transformacji. Nieoficjalnie drążąc temat, można się u źródła dowiedzieć że „trzeba by policzyć”, oficjalnie zaś- wszystko jest w porządku, zgodnie z wymogami UE.

Dane na temat PKB czy poziomu zadłużenia przygotowywane przez GUS są obliczane metodologią sprzeczną z międzynarodowymi standardami księgowymi. Dla przykładu, długi wobec banków czy obligatariuszy są ujmowane w całej wartości, memoriałowo, ale już zobowiązania emerytalne „polscy spryciarze” księgują w roku wypłaty (tzn. kasowo), nie zaś w momencie pojawienia się zobowiązania. Jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami międzynarodowej rachunkowości, nakazującymi ujmowanie zobowiązań w bilansie w momencie ich pojawienia się, zgodnie z zasadami ostrożności, rzetelności.

Grecja także oszukiwała w sektorze ubezpieczeń społecznych, zawyżając nadwyżkę tego sektora o 2.8 miliardów € w latach 2001 – 2003. Jedną z iskier która odpaliła kryzys było zrewidowanie deficytu budżetowego z prognozy 6-8 % PKB do 12.7 % PKB przez nowy rząd Pasok. Cyfra ta jednak wzrosła do 15.4 % po naciskach Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego domagających się „rekwalifikacji wydatków” i nadzorujących poprawność ponownej kalkulacji.

Na początku 2010 roku ujawniono że Grecja zapłaciła bankowi Goldman Sachs i innym instytucjom finansowym setki milionów dolarów prowizji od 2001 roku w zamian za zaaranżowanie transakcji które ukrywały rzeczywisty poziom zadłużenia. Niemniej, Grecja nie była osamotniona w procederze, choć była najbardziej rażącym przykładem „statystycznych masaży” i kreatywnego księgowania. Kwerenda literatury ujawnia szereg podobnych praktyk w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we Włoszech, w USA. Listę literatury (za wikipedią) podaję poniżej tekstu.

Ma się wrażenie że głos ekonomistów w Polsce jest niesłyszalny, nieobecny. Wystarczy zerknąć do książek, by dowiedzieć się że zadłużanie powoduje na przykład efekt znany jako crowding out: zwiększona podaż rządu na kapitał zwiększa jego rynkową cenę i powoduje spadek inwestycji sektora prywatnego. W polskiej dyskusji o zadłużeniu w ogóle nie usłyszymy standardowej wiedzy ekonomicznej, takiej jak podział długu na „explicit”, dług jawny, oraz, budzący w krajach Europy Zachodniej zwykle wielkie zainteresowanie mediów, dług „implicit”- czyli zadłużenie ukryte.

W Polsce problemem jest także to, że osoby przedstawiane przez rząd jako autorytety w dziedzinie ekonomii mają dość przeciętne wykształcenie bądź w ogóle inne specjalizacje. Michał Boni jest polonistą i kulturoznawcą. Polityk Jan Vincent Rostowski uzyskał jedynie stopień magistra, nie posiada, co podkreślam, tytułu naukowego ani stopnia doktora, mimo że część prorządowych dziennikarzy tytułuje go tym tytułem grzecznościowo. Na londyńskiej UCL zdobył tytuł bachelora w relacjach międzynarodowych, i dopiero w studiach uzupełniających zajmował się naukami ekonomicznymi (tytuły magisterskie na UCL i LSE, wg obecnych w sieci Internet komentarzy, zostały zdobyte w trybie wieczorowym). Jego główne specjalizacje wg słów krytyków to politologia i marketing polityczny.

Rostowski, przedstawiany jako wykładowca zagranicznej szkoły London School of Economics, wg słów krytyków (np. R. Ziemkiewicza) miał wykładać na tej uczelni politologię. Krytycy wypominają także niejasne okoliczności zniknięcia informacji o jego rzekomym tytule profesorskim z oficjalnego biogramu na stronie Ministerstwa Finansów. (por. dyskusja na blogu K. Rybińskiego: http://rybinski.salon24.pl/250358,kto-jest-niepowazny ).

Sam znalazłem na witrynie organizacji CASE jedną z jego prac poświęconych mediom. Nie spełniała ona standardów naukowej obiektywności: polityk postulował likwidację mediów publicznych, gdyż nawet w Wielkiej Brytanii większość dziennikarzy BBC ma poglądy bliskie laburzystom, a nie konserwatystom. Ekonomista wysuwający taką argumentację wydaje się dość kontrowersyjny, wydaje się bardziej publicystą politycznym niż bezstronnym obserwatorem rzeczywistości.

W Polsce niezależnych ekonomistów jest bardzo niewielu, można ich policzyć na palcach obu rąk. A tych poszukujących „drugiego dna” zadłużenia czy publicznie ogłaszających swoje wątpliwości wobec „masaży statystyk” jest ledwie kilku. Są to takie osoby jak J. Jabłonowski, podający dług explicit i implicit jako 228,1 % PKB, czy P. Dobrowolski, szacujący całkowite zadłużenie na 220 % PKB, a w prezentacji „Młodzi jako problem i wyzwanie”, slajd 17, na ok. 300 % PKB.

Źródło: „A Fiscal Outlook for Poland using Generational Accounts” – prezentacja Christopha Mullera i Janusza Jabłonowskiego, NBP

 

Do tego dochodzą wyznawane wartości. Według World Values Survey Polska jest krajem o wartościach podobnych jak w Indiach, Bośni, Wietnamie czy w Turcji (por. wykres umieszczony poniżej ). Wśród polskich działaczy sektora instytucji okołogospodarczych żywe są wartości materialistyczne, podczas gdy znaczna część współczesnych społeczeństw liberalnych przejawia wartości typowe dla młodych polskich kohort demograficznych, wśród których popularny jest post-materializm. Wartości te wyznaje ok. 1/3 mieszkańców Kanady, Austrii, Australii, i ¼ mieszkańców USA, Włoch, Argentyny, Szwecji, Holandii (por. wyniki World Values Survey). Tymczasem polscy „wolnorynkowcy starej daty” swój event wolą organizować w budynku giełdy niż w klubie odwiedzanym przez szeregowych mieszczan.

 


Fig. An Inglehart-Welzel Cultural Map of the World: World Secular-Rational and Self Expression Values as a map of world cultures based on World Values Survey data. cc wikimedia.

Wielu polskich ekonomistów ze starszych kohort demograficznych prywatnie niespecjalnie utrzymuje relacje z młodszymi od siebie. Mają dość nikłe pojęcie o problemach i wartościach współczesnych kohort demograficznych, na przykład kohorty określanej jako „pokolenie Y” albo „generacja sieci”- kładącej wielki nacisk na relacje w grupach rówieśniczych. Z radością obserwuję zmiany światopoglądowe w środowisku „wolnorynkowców”, ale większość tego świata tkwi w wieżach z kości słoniowej, poza nawet zasięgiem współczesnych mediów młodych kohort demograficznych (sieci społecznościowych, komunikatorów mikro-bloggowych, przez które porozumiewam się z innymi badaczami, ale też z innymi osobami życia publicznego). Są to całkowicie odmienne media, wypełnione mocno innymi treściami niż komercyjne media starszych kohort demograficznych.

W odróżnieniu od osób z innych pokoleń jestem mikro-ekonomistą o dość liberalnym jak na polskie warunki światopoglądzie, mającym styczność z pokoleniem Y. Czytam przez twittera doniesienia innych naukowców. Bazując na własnych obserwacjach mikroekonomicznych, przychylam się do argumentacji ekonomistów łączących idee liberalizmu obyczajowego z kwestiami rozwoju gospodarki opartej na innowacjach. Pogląd ten jest reprezentowany przez takich badaczy współczesnej gospodarki jak star- economist, gwiazda ekonomii, Richard Florida.

Ten badacz miast pracuje interdyscyplinarnie, na pograniczu nauk ekonomicznych i społecznych. W wielkim skrócie, Florida dowodzi że tolerancja dla różnorodności, oferta kulturalna, tworzenie przyjemnych i ekologicznych (posiadających niskie koszty zewnętrzne) miast ma największe znaczenie dla przyciągnięcia kapitału intelektualnego, klasy twórczej, której owocem pracy są innowacje w gospodarce, kulturze czy nauce. Badania scharakteryzowałbym jako mikroekonomiczne. Badacz ten w moim odczuciu daje o wiele bardziej przekonywujące recepty rozwoju gospodarczego niż rozmaite osoby będące autorytetami dla polskich „liberałów starej daty”. A nawet „liberałów bardzo starej daty”.

Nie pamiętam choćby jednej debaty dającej szersze szanse wywołania dyskusji nad kondycją środowiska ekonomistów wolnorynkowych i zwolenników wolnego rynku w Polsce. Problemem jest niewyobrażalna i niezwykła atomizacja tych środowisk w Polsce. Problemem wolnorynkowców, jak i też wielu ruchów młodszych kohort demograficznych jest to że, cytując socjologa Alaina Touraine, wspólne społeczeństwo nie istnieje. Tą tezę zilustruję fragmentem autorstwa Edwina Bendyka: ”Społeczeństwo nie istnieje, oświadcza w ‚Apres la crise’, najnowszym swym opracowaniu socjolog francuski Alain Touraine. Jeśli ma rację, to nie istnieje także społeczeństwo polskie. Społeczne i polityczne instrumenty tworzenia społecznej całości utraciły na znaczeniu: związki zawodowe, kościoły, partie polityczne, klasy, a nawet rodzina przestały być kluczowymi punktami odniesienia dla budowania społecznej tożsamości jednostek. Najważniejszym źródłem podmiotowości staje się kultura, przekonuje Touraine.” (z bloga „Antymatrix” E. Bendyka) Jest to bardzo wyraźne w polskich młodych pokoleniach. Gdy patrzę na innych działaczy tego środowiska, widzę osoby z dramatycznie innych kultur, innych środowisk. Gdy odnajduję je w sieciach społecznościowych, okazuje się że nie mamy nawet wspólnych znajomych. Nie mamy wspólnej kultury, podzielamy inne wartości. Przynajmniej w środowisku polskich aktywistów młodych pokoleń społeczeństwo wielokulturowe, a raczej szereg społeczeństw o różnych kulturach, jest faktem.

Nie udało mi się, wraz z przyjaciółmi, zbudować instytucji około gospodarczych, które miałyby zapewnione trwałe i stabilne źródła finansowania. Nie mieliśmy nawet takich planów, nasze działania miały charakter tymczasowy, rozpoznawczy. Sam nie kształciłem się w Polsce, i przybywszy do Polski po studiach ekonomicznych zdziwiłem się że w Polsce istotne informacje zbiera się do tego stopnia w kuluarach, są przekazywane w rozmowach w cztery oczy. Na mediach gospodarczych nie można polegać albo takie nie istnieją. Wobec czego na rozmaite debaty gospodarcze należy wybierać się osobiście. Cała otoczka instytucjonalna pozwalająca na to by gospodarka funkcjonowała poprawnie, w Polsce w większości nie istnieje. Działająca część otoczki instytucjonalnej jest zdominowana przez dość archaiczne wartości, normy, zasady.

Wygląda też jakby system nauki był zależny od rządowego finansowania i tylko nieliczni ekonomiści: ci inaczej, bardziej niezależnie finansowani (na przykład z organizacji pozarządowych), jako jedyni mieli możność swobody wypowiedzi, bez obawy o swoje kariery czy spłatę kredytów za domy. Dopiero niezależność ekonomiczna wydaje się umożliwiać ekonomistom wygłaszanie krytycznych poglądów. Można by wysnuć tezę że Polska, przynajmniej w sferze wolności badań naukowych, jest jeszcze krajem mocno totalitarnym, z jakimiś jaskółkami wolności słowa w tych środowiskach. Niestety, nie widać szans na zmiany tej sytuacji. Polska jest dziś przede wszystkim pomnikiem dość archaicznych poglądów gospodarczych, po części uprzedzeń, stereotypów. Wydaje się że mentalnie tkwimy jakieś 40- 50 lat do tyłu za współczesnymi naukami ekonomicznymi.

Wydaje się też, że rozmaitym klasom społeczeństwa broni się dostępu do świata nauki. Brytyjskie uczelnie wyższe ze szczytów rankingów przypominają dzięki tamtejszym studentom kolorowe skateparki. Brak tam egzaminów ustnych, więc studenci mogą wyglądać i zachowywać się dowolnie, bez obaw o to że jakiś wykładowca zaszkodzi im, bowiem egzaminy pisemne są kodowane. Znajomi doktoranci w przerwach między praca badawczą szaleli po kampusie na deskorolce, tudzież pod biurkiem w renomowanym instytucie trzymali dorodnego wilczura. W Polsce zaś można napotkać osoby zalęknione do tego stopnia, że prawdopodobnie nigdy nie wyartykułują szerszej opinii publicznej krytycznych uwag ze swych latami prowadzonych badań. Atmosfera jest nader sztywna, co także rzutuje na niewielką skłonność do wygłaszania niekonformistycznych opinii.

Lista literatury o fałszowaniu statystyk narodowych
Lista pochodzi z artykułu będącego źródłem wielu danych do powyższej pracy:
http://en.wikipedia.org/wiki/European_sovereign_debt_crisis

  1. „Greece not alone in exploiting EU accounting flaws”. Reuters. 22 February 2010. Retrieved 20 August 2010.
  2. „Greece is far from the EU’s only joker”. Newsweek. 19 February 2010. Retrieved 16 May 2011.
  3. „The Euro PIIGS out”. Librus Magazine. 22 October, 2010. Retrieved 17 May 2011.
  4. „‚Creative accounting’ masks EU budget deficit problems”. Sunday Business. June 26, 2005. Retrieved May 17 2011.
  5. „Step Aside Greece: How Gustavo Piga Exposed Europe’s Enron In 2001”. Zerohedge. 28 February 2010. Retrieved 10 September 2010.
  6. „UK Finances: A Not-So Hidden Debt”. eGovMonitor. 12 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  7. Butler, Eamonn (13 June 2010). „Hidden debt is the country’s real monster”. The Sunday Times (London). Retrieved 16 May 2011.
  8. Newmark, Brooks (21 October 2008). „Britain’s hidden debt”. Guardian (London). Retrieved 16 May 2011.
  9. „The Hidden Debt Bombshell”. Pointmaker. October 2009. Retrieved 16 May 2011.
  10. Wheatcroft, Patience (16 February 2010). „Time to remove the mask from debt”. Wall Street Journal. Retrieved 16 May 2011.
  11. „Brown accused of ‚Enron accounting'”. BBC News. 28 November, 2002. Retrieved 16 May 2011.
  12. Littlejohn, Richard (11 January 2011). „Need a lesson in economics, Alan? Try starting with Mr Micawber”. MailOnline (London). Retrieved 16 May 2011.
  13. „IMF calls for bank guarantees to be included in the national debt”. Gold made simple News. 6 April 2011. Retrieved 5 June 2011.
  14. „‘Hidden’ debt raises Spain bond fears”. Financial Times. 16 May 2011. Retrieved 16 May 2011.
  15. „The Hidden American $100 Trillion Debt Problem”. Viable Opposition. 4 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  16. „Bill Gross says US is Out-Greeking the Greeks on Debt”. Bloomberg. 30 March 2011. Retrieved 17 May 2011.
  17. „Botox and beancounting Do official statistics cosmetically enhance America’s economic appearance?”. Economist. 28 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
  18. „Economist: United States Worse Off than Greece”. Alex Jones’ Infowars.com. 28 January 2011. Retrieved 25 May 2011.
  19. Abigail Moses (26 April 2010). „Greek Contagion Concern Spurs Sovereign Default Risk to Record”. Bloomberg. Retrieved 30 April 2010.
  20. O’Grady, Sean; Lichfield, John (7 May 2010), „‚Very real’ threat that Greek contagion could spread to Britain”, The Independent (London)
  21. Duncan, Hugo (8 February 2010), „Pound dives amid fear of UK debt crisis”, London Evening Standard
  22. „Fear returns”. The Economist. 27 May 2010. Retrieved 27 May 2010.
  23. „Deconstructing Europe: How A €20 Billion Liquidity Crisis Is Set To Become A €1.6 Trillion Funding Crisis”. Zero Hedge. 9 February 2010.
  24. Grice, Dylan (8 March 2010), Popular Delusions newsletter, Société Générale
  25. Kamelia Angelova (5 February 2010). „Niall Ferguson: The Next Greece? It’s The US!”. Businessinsider.com. Retrieved 5 May 2010.