Archiwa miesięczne: Wrzesień 2012
Polskie monopole publiczne są często tylko namiastkami biznesów
Ekonomika portów lotniczych w kontekście ekologicznym
Fot. Lotn. w Świdniku |
Summary
Z pokładu prywaciarza
Jechałem pociągiem Connexu, tej firmy która wygrała przetarg na obsługę linii Berlin- Kostrzyn nad Odrą. Jak opowiadał mi dyrektor tej linii (zupełnie przypadkowo miałem przyjemność jechać nią zaraz po otwarciu), fax z potwierdzeniem przyznania licencji na wjazd do Polski przyszedł już po zamknięciu biura przewoźnika, w godzinach wieczornych w piątek. Zupełnie przypadkiem odkryła go pracownica, która przyszła po coś do biura w sobotę rano, kiedy firma jest nieczynna.
De facto przewoźnik dowiedział się, że może wjechać do Polski na dzień przed przejęciem linii od poprzedniego przewoźnika. Potem opowiadano mi, że ów przewoźnik czuje się zastraszony na polskim rynku takim traktowaniem, i boi się rozwijać połączenia wgłąb Polski.
W Berlinie wielka afera. Przez dwa tygodnie nieczynne było ok. 70 % sieci S-bahn. Źle zarządzany przewoźnik do tego stopnia zaniedbał utrzymanie taboru, że niektóre koła w pociągach nie były już nawet okrągłe, inne miały rysy. Zbiegło to się z ogłoszeniem wyników przetargu na obsługę dwóch ważnych linii ekspresów regionalnych, najważniejszego środka transportu tej aglomeracji poza koleją S-bahn. Państwowa DB straciła obydwie linie na rzecz prywatnych przewoźników. Niewykluczone, że decyzję powzięto atmosferze ogromnego skandalu. Nie było dnia by o aferze nie donosiły okładki prasy codziennej. W Polsce coś takiego nie jest możliwe, także dlatego że brak u nas niezależnego urzędu transportu kolejowego. Bo cóż to za niezależność skoro znaczna część kadry jest z PKP, stamtąd się wywodzi- jest to jakby ukoronowanie kariery w państwowym monopoliście. Całkiem możliwe że generalnie koleje w Polsce to złom do zamknięcia, kręcący się dzięki naciąganiu przepisów. W Europie monopole są rozbrajane, demontowane przy poparciu społeczeństwa. Tymczasem w Polsce temat nie istnieje.
Adam Fularz, 2009 r.
Patologie akademickie
Na papierze będzie niebawem (chyba pod koniec stycznia), ale w bardzo limitowanej ilości. Monitoring patologii będzie kontynuowany w 2012 r. co jest bardzo ważne dla orientacji jak zapisy antypatologiczne ustaw akademickich będą funkcjonowały w praktyce. Będę wdzięczny za uwagi o książce, szczególnie merytoryczne – krytyczne, niezwykle ważne dla dalszej działalności.
List w sprawie otw. dostępu do treści naukowych
http://otwartymandat.pl/
luty 2012
Komentarz na temat otwartości w nauce
http://www.youtube.com/watch?v=AXqu9VS47lA&feature=player_embedded
List w sprawie patologii
LIST OTWARTY W SPRAWIE PATOLOGII W NAUCE I SZKOLNICTWIE WYŻSZYM
Sytuacja polskiego szkolnictwa wyższego i nauki jest krytyczna. W interesie
całego narodu leży uzdrowienie tej niezmiernie ważnej dziedziny życia
publicznego, od której w dużej mierzy zależy nasza przyszła pozycja w
zjednoczonej Europie i na świecie.
Niemal codziennie media donoszą o aferach w środowiskach akademickich i
naukowych. Plagiaty są na porządku dziennym, zarówno ze strony studentów, jak
i profesorów, ale to co się ujawnia to tylko ‘wierzchołek góry lodowej’.
Kupowanie gotowych prac dyplomowych jest częstą praktyką. Do tego należy
dodać ustawiane konkursy na projekty badawcze i fikcyjne konkursy na
obsadzenie stanowisk uczelnianych, nierzadko przez członków rodzin
akademickich. Powstają co prawda jak grzyby po deszczu akademickie kodeksy
etyczne, których jednak nie zamierzają przestrzegać nawet ich twórcy.
Rektorzy zwykle pozostają głusi na swe własne apele o uczciwość. Patologia
akademicka sięga dna. Piszą o tym na ogół anonimowi członkowie środowiska
akademickiego w dyskusjach internetowych oraz nie-anonimowi Polacy pracujący
za granicami.
Okazuje się, że pomimo wejścia do UE matura międzynarodowa uprawniająca do
przyjęcia na Oksford nie wystarcza, ażeby dostać się na polską uczelnię. Brak
habilitacji nie przeszkadza pracy w Harvardzie, podczas gdy w Polsce jest to
wymóg uniemożliwiający samodzielną pracę naukową.
Mimo ogromnego bezrobocia, także wśród absolwentów szkół wyższych, a nawet
doktorów, kwitnie wieloetatowość profesorów fikcyjnie zatrudnianych w wielu
szkołach dla produkcji niewiele wartych dyplomów.
Potrzeba zmiany całego systemu nauki i edukacji w Polsce – niestety nie
pracują nad tym ani kolejne rządy, ani parlament, ani środowisko polskich
naukowców. Potrzeba szerokiej debaty społecznej nad obecnym stanem nauki i
edukacji w Polsce, ażeby przełamać opór konserwatywnego lobby profesorskiego
i wprowadzić oparty na wzorach anglosaskich system wolnego rynku usług
edukacyjnych oraz wolnych i obiektywnych konkursów na finansowanie projektów
badawczych z budżetu państwa. Obecny system organizacji i zarządzania nauki w
Polsce łączy ze sobą cechy przestarzałego systemu sprzed II wojny światowej z
wieloma mocno zakorzenionymi naleciałościami sowieckimi. Jest on głęboko
szkodliwy – nie do zaakceptowania przez otwarte na świat młode
społeczeństwo. Palący problem stanowi zwiększenie nakładów na naukę zarówno
ze źródeł budżetowych, jak i prywatnych.
Tymczasem kolejne pokolenia młodych naukowców emigrują za granicę lub
porzucają naukę, co nie jest właściwą perspektywą rozwoju Polski.
W imieniu powstającego Niezależnego Stowarzyszenia Na Rzecz Nauki i Edukacji
Józef Wieczorek, Kraków
Cezary Wójcik, Dallas
Maciej Krzystek, Dublin
Piotr Drabik, Montreal
Marek Wroński, New York
Jerzy Janusz Mosna, Dąbrowa Górnicza
Michael J. Urbanski, Freiburg i. Br.
Mariusz Skwarczyński, Kyoto
Krzysztof Schmidt-Szałowski, Warszawa
Zofia Szychowska, Wrocław
Karol Jalochowski, Warszawa
Jacek Bąbka, Wrocław
Tomasz Strabel, Poznań
Z dyskusji o polskiej nauce
naukowa przypomina walenie głową w mur w większym stopniu niż produkowanie się
na forum. Dlaczego – najlepiej wyjaśni artykuł o sytuacji nauki w Polsce
napisany przez bardzo młodego człowieka:kiosk.onet.pl/art.html?DB=162&ITEM=1162430&KAT=242
Jesteśmy żebrakami
Nauka w Polsce to nieporozumienie
Jestem młodą osobą, ale dotychczas zdołałem zdobyć trochę interesujących
doświadczeń życiowych. Otóż zająłem się nieco nauką i po roku ciężkiej pracy ze
zdziwieniem zaobserwowałem, iż cytują mnie w „Polityce” i chcą drukować moje
prace ekonomiczne we „Wprost”.
ADAM FULARZ 2004-05-07
Adam Fularz w bardzo trafny sposób diagnozuje sytuację:
-brak dostępu do bieżącej literatury naukowej
-nieuctwo naukowego „establishmentu”
-mafijność układów w polskim światku naukowym
Faktem jest, że naukę w Polsce młody człowiek może uprawiać za własne
pieniądze, że jakiekolwiek innowacje są aktywnie zwalczane przez utytułowaną
kadrę.
(wg http://forum.gazeta.pl/forum/w,32,12951752,12979305,Re_nie_lepiej_wziasc_sie_na_robote_.html)
System egzaminacyjny paraliżuje polską naukę
Na polskich uczelniach często przymyka się oczy na ściąganie, brak jest w ogóle komisji egzaminacyjnych, albo egzamin przeprowadza wykładowca samodzielnie i ustnie, wobec czego jakość takiego pomiaru zdobytej wiedzy jest gorsza i mniej dokładna niż praca pisemna wykonana podczas dwu lub trzygodzinnego egzaminu.
Polskie szkolnictwo wyższe stoi naciąganymi egzaminami. Poprawnie przeprowadzone egzaminy to także spory koszt dla przyzwyczajonych dostatus-quo uczelni. Trzeba poprzestawiać nierzadko tysiące ławek, przygotować dziesiątki sal do egzaminów, którym poddawani są kilkukrotnie w czasie sesji studenci jednego tylko roku. Trzeba wydrukować i sprawdzić tysiące klauzur, jak w przygranicznym slangu Polski Zachodniej określa się pisemne egzaminy.
Trzeba wysłać w roli nadzorujących studentów młodych pracowników naukowych, którzy zresetują kalkulatory by wykasować zapamiętane wzory, przeglądną dopuszczone do użytku pomoce naukowe. Gdy jako cudzoziemiec mogłem korzystać ze słownika, za każdym razem był on skrupulatnie przewertowany kartka po kartce niemalże. Próby oszustwa, jeśli wykryte, wpisywano do końcowego dyplomu, po trzech wpadkach delikwentowi dziękowano za naukę.
Można narzekać na polską politykę- ale ona jest tylko pokłosiem większego systemu. Systemu w którym przymyka się oczy na bardzo wiele. Cała sprawa egzaminacji studentów jest zresztą tylko czubkiem góry lodowej. Górą lodową są nauczane treści, częstokroć kompletnie odmienne i stojące z druzgoczącej sprzeczności z dorobkiem nauki zachodnioeuropejskiej.
Górą lodową jest jakość bibliotek naukowych, których nie ma po prostu. Najlepsza polska biblioteka naukowa (UW w Warszawie) w zestawieniu z pierwszą podobną placówką tuż za polską granicą (Biblioteka EUV we Frankfurcie nad Odrą) jest po prostu potiomkinowską wioską. Wielkim szyldem za którym nie stoi treść. Fachowych książek brak, poza jakimś najbardziej elementarnym kanonem. Do tego masa przypadkowego księgozbioru, zebranego z jednego obowiązkowego egzemplarza jaki muszą bezpłatnie zdawać wydawcy książek.
Stan edukacji przekłada się na stan życia codziennego
Według anachronicznej ideologii wielu polskich guru zdezaktualizowanej wiedzy, kluczem do sukcesu jest wzrost PKB.A cóż jeśli ów wzrost będzie się opierał na ogromnych kosztach zewnętrznych? Spowodują one wzrost PKB, ale jakość życia może nawet się pogorszyć. Do tego dochodzą koszty transakcji, gigantyczne w polskich warunkach. Wzrost PKB może być napędzany także wzrostem kosztów transakcji. Samo założenie stowarzyszenia ze zdolnością do transakcji finansowych to ok. kilka tysięcy PLN kosztów transakcyjnych. A koszty obsługi księgowej i podatkowej? A koszty transakcyjne przeciąganych procesów sądowych w niesprawnym polskim aparacie wymiary sprawiedliwości?
Archaizm wielu polskich „liberałów starej daty” powoduje że idee liberalne są wyśmiewane en bloc w wielu progresywnych środowiskach, które odwróciły się od tej ideologii politycznej, która w polskim wydaniu jest anachronizmem. Fiksacją polskich „liberałów starej daty” jest obsesyjna wiara w rządowe statystyki. Tymczasem, jak opisuje Max Otte, niemiecki ekonomista, podobnie jak Nouriel Roubini znany z wczesnego przepowiedzenia wybuchu kryzysu, ekonomiści świata zachodniego dość podejrzliwie traktują rządowe dane, zakładając tylko określony poziom ich prawdopodobieństwa. Czy istotnie w Polsce mieszka 38,17 mln ludności (na koniec 2009 r.) jak podaje rządowy GUS? Ja w to w ogóle nie wierzę, to naukowy hoax oparty na błędnym systemie zbioru danych.
Dokładna analiza dzieł GUS zdradza rażącą jakość tych publikacji. Z tabeli nr 450 w Roczniku Statystycznym za 2008 rok można się dowiedzieć że 27.3 % przewozów osób w Polsce jest realizowanych transportem kolejowym. Tymczasem tabela ta jet błędna, pomija motoryzację indywidualną, jest kompletnie sprzeczna z danymi Eurostatu i dezinformuje czytelników nieodpowiednimi oznaczeniami kolumn. Gdzie by nie poszperać, z danych GUS wychodzą podobne kwiatki, sugerujące albo rażącą niedbałość, albo pudrowanie rzeczywistości poprzez wybiórcze zestawianie danych. Dodatkowo: GUS nie podaje zmian metodologii liczenia danych, co jest już hoaxem, naukowym oszustwem. Dane z różnych lat mogą być liczone odmiennymi metodologiami i tuszować obraz rzeczywisty, jak we wspomnianej tabeli.
Niemiecki guru ekonomiczny Max Otte w swojej książce „Der Informationscrash” (s.149) podaje liczne recepty na manipulację wskaźnika stopy inflacji (np. poprzez manipulację koszykiem dóbr na podstawie których oblicza się „inflację rdzeniową”) czy „masaż statystyk” w celu podbicia wzrostu PKB. W polskim przypadku jego naciąganie jest dość ewidentne. Nie jest na przykład wliczana deprecjacja aktywów całych sektorów infrastruktury. Gdzie się podziała deprecjacja państwowych, a później komunalnych kamienic? Amortyzacja infrastruktury szpitali, szkół, dróg, kanałów żeglugowych, torów?
Większości tych danych nikt nawet nie zbiera ani nie zlicza, ich księgowe zliczanie jest wyjątkiem raczej niż regułą. Stawia to pod znakiem zapytania wszystkie wyliczenia GUS od początku polskiej transformacji. Nieoficjalnie drążąc temat, można się u źródła dowiedzieć że „trzeba by policzyć”, oficjalnie zaś- wszystko jest w porządku, zgodnie z wymogami UE.
Dane na temat PKB czy poziomu zadłużenia przygotowywane przez GUS są obliczane metodologią sprzeczną z międzynarodowymi standardami księgowymi. Dla przykładu, długi wobec banków czy obligatariuszy są ujmowane w całej wartości, memoriałowo, ale już zobowiązania emerytalne „polscy spryciarze” księgują w roku wypłaty (tzn. kasowo), nie zaś w momencie pojawienia się zobowiązania. Jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami międzynarodowej rachunkowości, nakazującymi ujmowanie zobowiązań w bilansie w momencie ich pojawienia się, zgodnie z zasadami ostrożności, rzetelności.
Grecja także oszukiwała w sektorze ubezpieczeń społecznych, zawyżając nadwyżkę tego sektora o 2.8 miliardów € w latach 2001 – 2003. Jedną z iskier która odpaliła kryzys było zrewidowanie deficytu budżetowego z prognozy 6-8 % PKB do 12.7 % PKB przez nowy rząd Pasok. Cyfra ta jednak wzrosła do 15.4 % po naciskach Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego domagających się „rekwalifikacji wydatków” i nadzorujących poprawność ponownej kalkulacji.
Na początku 2010 roku ujawniono że Grecja zapłaciła bankowi Goldman Sachs i innym instytucjom finansowym setki milionów dolarów prowizji od 2001 roku w zamian za zaaranżowanie transakcji które ukrywały rzeczywisty poziom zadłużenia. Niemniej, Grecja nie była osamotniona w procederze, choć była najbardziej rażącym przykładem „statystycznych masaży” i kreatywnego księgowania. Kwerenda literatury ujawnia szereg podobnych praktyk w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we Włoszech, w USA. Listę literatury (za wikipedią) podaję poniżej tekstu.
Ma się wrażenie że głos ekonomistów w Polsce jest niesłyszalny, nieobecny. Wystarczy zerknąć do książek, by dowiedzieć się że zadłużanie powoduje na przykład efekt znany jako crowding out: zwiększona podaż rządu na kapitał zwiększa jego rynkową cenę i powoduje spadek inwestycji sektora prywatnego. W polskiej dyskusji o zadłużeniu w ogóle nie usłyszymy standardowej wiedzy ekonomicznej, takiej jak podział długu na „explicit”, dług jawny, oraz, budzący w krajach Europy Zachodniej zwykle wielkie zainteresowanie mediów, dług „implicit”- czyli zadłużenie ukryte.
W Polsce problemem jest także to, że osoby przedstawiane przez rząd jako autorytety w dziedzinie ekonomii mają dość przeciętne wykształcenie bądź w ogóle inne specjalizacje. Michał Boni jest polonistą i kulturoznawcą. Polityk Jan Vincent Rostowski uzyskał jedynie stopień magistra, nie posiada, co podkreślam, tytułu naukowego ani stopnia doktora, mimo że część prorządowych dziennikarzy tytułuje go tym tytułem grzecznościowo. Na londyńskiej UCL zdobył tytuł bachelora w relacjach międzynarodowych, i dopiero w studiach uzupełniających zajmował się naukami ekonomicznymi (tytuły magisterskie na UCL i LSE, wg obecnych w sieci Internet komentarzy, zostały zdobyte w trybie wieczorowym). Jego główne specjalizacje wg słów krytyków to politologia i marketing polityczny.
Rostowski, przedstawiany jako wykładowca zagranicznej szkoły London School of Economics, wg słów krytyków (np. R. Ziemkiewicza) miał wykładać na tej uczelni politologię. Krytycy wypominają także niejasne okoliczności zniknięcia informacji o jego rzekomym tytule profesorskim z oficjalnego biogramu na stronie Ministerstwa Finansów. (por. dyskusja na blogu K. Rybińskiego: http://rybinski.salon24.pl/250358,kto-jest-niepowazny ).
Sam znalazłem na witrynie organizacji CASE jedną z jego prac poświęconych mediom. Nie spełniała ona standardów naukowej obiektywności: polityk postulował likwidację mediów publicznych, gdyż nawet w Wielkiej Brytanii większość dziennikarzy BBC ma poglądy bliskie laburzystom, a nie konserwatystom. Ekonomista wysuwający taką argumentację wydaje się dość kontrowersyjny, wydaje się bardziej publicystą politycznym niż bezstronnym obserwatorem rzeczywistości.
W Polsce niezależnych ekonomistów jest bardzo niewielu, można ich policzyć na palcach obu rąk. A tych poszukujących „drugiego dna” zadłużenia czy publicznie ogłaszających swoje wątpliwości wobec „masaży statystyk” jest ledwie kilku. Są to takie osoby jak J. Jabłonowski, podający dług explicit i implicit jako 228,1 % PKB, czy P. Dobrowolski, szacujący całkowite zadłużenie na 220 % PKB, a w prezentacji „Młodzi jako problem i wyzwanie”, slajd 17, na ok. 300 % PKB.
Źródło: „A Fiscal Outlook for Poland using Generational Accounts” – prezentacja Christopha Mullera i Janusza Jabłonowskiego, NBP
Do tego dochodzą wyznawane wartości. Według World Values Survey Polska jest krajem o wartościach podobnych jak w Indiach, Bośni, Wietnamie czy w Turcji (por. wykres umieszczony poniżej ). Wśród polskich działaczy sektora instytucji okołogospodarczych żywe są wartości materialistyczne, podczas gdy znaczna część współczesnych społeczeństw liberalnych przejawia wartości typowe dla młodych polskich kohort demograficznych, wśród których popularny jest post-materializm. Wartości te wyznaje ok. 1/3 mieszkańców Kanady, Austrii, Australii, i ¼ mieszkańców USA, Włoch, Argentyny, Szwecji, Holandii (por. wyniki World Values Survey). Tymczasem polscy „wolnorynkowcy starej daty” swój event wolą organizować w budynku giełdy niż w klubie odwiedzanym przez szeregowych mieszczan.
Fig. An Inglehart-Welzel Cultural Map of the World: World Secular-Rational and Self Expression Values as a map of world cultures based on World Values Survey data. cc wikimedia.
Wielu polskich ekonomistów ze starszych kohort demograficznych prywatnie niespecjalnie utrzymuje relacje z młodszymi od siebie. Mają dość nikłe pojęcie o problemach i wartościach współczesnych kohort demograficznych, na przykład kohorty określanej jako „pokolenie Y” albo „generacja sieci”- kładącej wielki nacisk na relacje w grupach rówieśniczych. Z radością obserwuję zmiany światopoglądowe w środowisku „wolnorynkowców”, ale większość tego świata tkwi w wieżach z kości słoniowej, poza nawet zasięgiem współczesnych mediów młodych kohort demograficznych (sieci społecznościowych, komunikatorów mikro-bloggowych, przez które porozumiewam się z innymi badaczami, ale też z innymi osobami życia publicznego). Są to całkowicie odmienne media, wypełnione mocno innymi treściami niż komercyjne media starszych kohort demograficznych.
W odróżnieniu od osób z innych pokoleń jestem mikro-ekonomistą o dość liberalnym jak na polskie warunki światopoglądzie, mającym styczność z pokoleniem Y. Czytam przez twittera doniesienia innych naukowców. Bazując na własnych obserwacjach mikroekonomicznych, przychylam się do argumentacji ekonomistów łączących idee liberalizmu obyczajowego z kwestiami rozwoju gospodarki opartej na innowacjach. Pogląd ten jest reprezentowany przez takich badaczy współczesnej gospodarki jak star- economist, gwiazda ekonomii, Richard Florida.
Ten badacz miast pracuje interdyscyplinarnie, na pograniczu nauk ekonomicznych i społecznych. W wielkim skrócie, Florida dowodzi że tolerancja dla różnorodności, oferta kulturalna, tworzenie przyjemnych i ekologicznych (posiadających niskie koszty zewnętrzne) miast ma największe znaczenie dla przyciągnięcia kapitału intelektualnego, klasy twórczej, której owocem pracy są innowacje w gospodarce, kulturze czy nauce. Badania scharakteryzowałbym jako mikroekonomiczne. Badacz ten w moim odczuciu daje o wiele bardziej przekonywujące recepty rozwoju gospodarczego niż rozmaite osoby będące autorytetami dla polskich „liberałów starej daty”. A nawet „liberałów bardzo starej daty”.
Nie pamiętam choćby jednej debaty dającej szersze szanse wywołania dyskusji nad kondycją środowiska ekonomistów wolnorynkowych i zwolenników wolnego rynku w Polsce. Problemem jest niewyobrażalna i niezwykła atomizacja tych środowisk w Polsce. Problemem wolnorynkowców, jak i też wielu ruchów młodszych kohort demograficznych jest to że, cytując socjologa Alaina Touraine, wspólne społeczeństwo nie istnieje. Tą tezę zilustruję fragmentem autorstwa Edwina Bendyka: ”Społeczeństwo nie istnieje, oświadcza w ‚Apres la crise’, najnowszym swym opracowaniu socjolog francuski Alain Touraine. Jeśli ma rację, to nie istnieje także społeczeństwo polskie. Społeczne i polityczne instrumenty tworzenia społecznej całości utraciły na znaczeniu: związki zawodowe, kościoły, partie polityczne, klasy, a nawet rodzina przestały być kluczowymi punktami odniesienia dla budowania społecznej tożsamości jednostek. Najważniejszym źródłem podmiotowości staje się kultura, przekonuje Touraine.” (z bloga „Antymatrix” E. Bendyka) Jest to bardzo wyraźne w polskich młodych pokoleniach. Gdy patrzę na innych działaczy tego środowiska, widzę osoby z dramatycznie innych kultur, innych środowisk. Gdy odnajduję je w sieciach społecznościowych, okazuje się że nie mamy nawet wspólnych znajomych. Nie mamy wspólnej kultury, podzielamy inne wartości. Przynajmniej w środowisku polskich aktywistów młodych pokoleń społeczeństwo wielokulturowe, a raczej szereg społeczeństw o różnych kulturach, jest faktem.
Nie udało mi się, wraz z przyjaciółmi, zbudować instytucji około gospodarczych, które miałyby zapewnione trwałe i stabilne źródła finansowania. Nie mieliśmy nawet takich planów, nasze działania miały charakter tymczasowy, rozpoznawczy. Sam nie kształciłem się w Polsce, i przybywszy do Polski po studiach ekonomicznych zdziwiłem się że w Polsce istotne informacje zbiera się do tego stopnia w kuluarach, są przekazywane w rozmowach w cztery oczy. Na mediach gospodarczych nie można polegać albo takie nie istnieją. Wobec czego na rozmaite debaty gospodarcze należy wybierać się osobiście. Cała otoczka instytucjonalna pozwalająca na to by gospodarka funkcjonowała poprawnie, w Polsce w większości nie istnieje. Działająca część otoczki instytucjonalnej jest zdominowana przez dość archaiczne wartości, normy, zasady.
Wygląda też jakby system nauki był zależny od rządowego finansowania i tylko nieliczni ekonomiści: ci inaczej, bardziej niezależnie finansowani (na przykład z organizacji pozarządowych), jako jedyni mieli możność swobody wypowiedzi, bez obawy o swoje kariery czy spłatę kredytów za domy. Dopiero niezależność ekonomiczna wydaje się umożliwiać ekonomistom wygłaszanie krytycznych poglądów. Można by wysnuć tezę że Polska, przynajmniej w sferze wolności badań naukowych, jest jeszcze krajem mocno totalitarnym, z jakimiś jaskółkami wolności słowa w tych środowiskach. Niestety, nie widać szans na zmiany tej sytuacji. Polska jest dziś przede wszystkim pomnikiem dość archaicznych poglądów gospodarczych, po części uprzedzeń, stereotypów. Wydaje się że mentalnie tkwimy jakieś 40- 50 lat do tyłu za współczesnymi naukami ekonomicznymi.
Wydaje się też, że rozmaitym klasom społeczeństwa broni się dostępu do świata nauki. Brytyjskie uczelnie wyższe ze szczytów rankingów przypominają dzięki tamtejszym studentom kolorowe skateparki. Brak tam egzaminów ustnych, więc studenci mogą wyglądać i zachowywać się dowolnie, bez obaw o to że jakiś wykładowca zaszkodzi im, bowiem egzaminy pisemne są kodowane. Znajomi doktoranci w przerwach między praca badawczą szaleli po kampusie na deskorolce, tudzież pod biurkiem w renomowanym instytucie trzymali dorodnego wilczura. W Polsce zaś można napotkać osoby zalęknione do tego stopnia, że prawdopodobnie nigdy nie wyartykułują szerszej opinii publicznej krytycznych uwag ze swych latami prowadzonych badań. Atmosfera jest nader sztywna, co także rzutuje na niewielką skłonność do wygłaszania niekonformistycznych opinii.
Lista literatury o fałszowaniu statystyk narodowych
Lista pochodzi z artykułu będącego źródłem wielu danych do powyższej pracy:
http://en.wikipedia.org/wiki/European_sovereign_debt_crisis
- „Greece not alone in exploiting EU accounting flaws”. Reuters. 22 February 2010. Retrieved 20 August 2010.
- „Greece is far from the EU’s only joker”. Newsweek. 19 February 2010. Retrieved 16 May 2011.
- „The Euro PIIGS out”. Librus Magazine. 22 October, 2010. Retrieved 17 May 2011.
- „‚Creative accounting’ masks EU budget deficit problems”. Sunday Business. June 26, 2005. Retrieved May 17 2011.
- „Step Aside Greece: How Gustavo Piga Exposed Europe’s Enron In 2001”. Zerohedge. 28 February 2010. Retrieved 10 September 2010.
- „UK Finances: A Not-So Hidden Debt”. eGovMonitor. 12 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
- Butler, Eamonn (13 June 2010). „Hidden debt is the country’s real monster”. The Sunday Times (London). Retrieved 16 May 2011.
- Newmark, Brooks (21 October 2008). „Britain’s hidden debt”. Guardian (London). Retrieved 16 May 2011.
- „The Hidden Debt Bombshell”. Pointmaker. October 2009. Retrieved 16 May 2011.
- Wheatcroft, Patience (16 February 2010). „Time to remove the mask from debt”. Wall Street Journal. Retrieved 16 May 2011.
- „Brown accused of ‚Enron accounting'”. BBC News. 28 November, 2002. Retrieved 16 May 2011.
- Littlejohn, Richard (11 January 2011). „Need a lesson in economics, Alan? Try starting with Mr Micawber”. MailOnline (London). Retrieved 16 May 2011.
- „IMF calls for bank guarantees to be included in the national debt”. Gold made simple News. 6 April 2011. Retrieved 5 June 2011.
- „‘Hidden’ debt raises Spain bond fears”. Financial Times. 16 May 2011. Retrieved 16 May 2011.
- „The Hidden American $100 Trillion Debt Problem”. Viable Opposition. 4 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
- „Bill Gross says US is Out-Greeking the Greeks on Debt”. Bloomberg. 30 March 2011. Retrieved 17 May 2011.
- „Botox and beancounting Do official statistics cosmetically enhance America’s economic appearance?”. Economist. 28 April 2011. Retrieved 16 May 2011.
- „Economist: United States Worse Off than Greece”. Alex Jones’ Infowars.com. 28 January 2011. Retrieved 25 May 2011.
- Abigail Moses (26 April 2010). „Greek Contagion Concern Spurs Sovereign Default Risk to Record”. Bloomberg. Retrieved 30 April 2010.
- O’Grady, Sean; Lichfield, John (7 May 2010), „‚Very real’ threat that Greek contagion could spread to Britain”, The Independent (London)
- Duncan, Hugo (8 February 2010), „Pound dives amid fear of UK debt crisis”, London Evening Standard
- „Fear returns”. The Economist. 27 May 2010. Retrieved 27 May 2010.
- „Deconstructing Europe: How A €20 Billion Liquidity Crisis Is Set To Become A €1.6 Trillion Funding Crisis”. Zero Hedge. 9 February 2010.
- Grice, Dylan (8 March 2010), Popular Delusions newsletter, Société Générale
- Kamelia Angelova (5 February 2010). „Niall Ferguson: The Next Greece? It’s The US!”. Businessinsider.com. Retrieved 5 May 2010.