Postulat pluralizmu na rynku nadawców telewizyjnych


Jako mikroekonomista i redaktor naczelny czasopisma ‚Wydawca Mediów” chciałbym zachęcić do poszanowania zasad demokracji i pluralizmu w mediach. Warto aby dociągnąć choćby do poziomu takich „tuzów” demokracji jak Włochy z postacią tamtejszego magnata Silvio Berlusconiego, kontrolującego 80 % rynku telewizyjnego. Nawet tam standardy prezentowania różnorodnych ugrupowań politycznych są inne.
Kilka słów o nas
„Wydawca mediów” to publikacja ekonomistów na rzecz pluralizmu rynku nadawczego w Polsce. Podobna sytuacja – dominacja określonych grup nadawczych- miała miejsce np. w Meksyku. Polska, by osiągnąć w rankingu EIU rating ustroju kwalifikujący ją do grona krajów demokratycznych, musi rozwiązać także sytuację na rynku mediów i zaniechać utrzymywania duopolu na rynku telewizyjnym – doszło do całkowitego zlikwidowania tego typu sytuacji w wielu krajach UE (por. casus Wlk. Brytanii i ok. 80 do 100 kanałów TV nadawanych naziemnie drogą cyfrową).
Postulat
Demokracja, demos- lud, krateo- rządzę, najbliższy polskiemu znaczeniu tego słowa termin to ludowładztwo. Jednym z głównych atrybutów tego ustroju jest możliwość wyboru władzy przez wolne i uczciwe wybory. Kampania wyborcza w polskiej telewizji jest nieco inna: dotychczas normą było prezentowanie dwóch, trzech, kilku komitetów wyborczych, podczas gdy w wyborach rejestrowało się znacznie więcej ruchów. Niektóre media prowadzą tego typu dyskusje polityczne w sposób sprzeczny z mechanizmami demokracji. Wiele ruchów, także tych startujących w minionych wyborach, zdolnych do zebrania podpisów na listach poparcia w przeszłości, jest nieobecne w mediach. Warto zaapelować o zmiany tego stanu rzeczy.

Polski "miękki autorytaryzm"? Rynek mediów innowierczych w Polsce.

Afera Lwa Rywina trwa, w innym wcieleniu, w najlepsze. Pieniądze, których żądać miał w imieniu swoich mocodawców producent telewizyjny w zamian za pomoc w zmianach ustawowych umożliwiających koncernowi dostęp do częstotliwości, są niczym wobec sum jakie dzięki nielegalnym mechanizmom zmów i karteli dostają się w ręce nielicznych, a politycznie umocowanych, przedsiębiorców tworzących kartel czerpiący dodatkowe przychody w kwocie szacowanej na ok. 15- 20 miliardów w ciągu dekady (o tyle by spadły, gdyby kartel otwarto dopuszczając konkurencję).
Polski rynek nadawców naziemnych nie przypomina nawet rynków trzeciego świata, swoją ukartelowioną, zamkniętą strukturą jest typowy dla skorumpowanych reżimów Afryki czy rozmaitych autorytaryzmów (te wszak też mają równie nieliczne prywatne stacje telewizyjne, o dającej się przewidzieć skali niezależności). Szczególnie pozycja mniejszości światopoglądowych i wyznaniowych pokazuje że Polska, w sferze mediów naziemnych, jest nadal krajem autorytarnym, nawet jeśli ten autorytaryzm mięknie.
Mało kto pamięta o aferze Lwa Rywina, ujawniającej hydrę mafii oplatającej Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Dość powiedzieć, że do dziś wiele się w tej kwestii nie zmieniło. KRRiT jest po dziś dzień miejscem gdzie ekonomiści winni spodziewać się wielomiliardowej korupcji- rozdaje się wszak „licencje na druk pieniędzy”. Co więcej, parlament uniemożliwił NIK kontrolę tej podejrzanej instytucji! Przepadł projekt uchwały Sejmu dotyczący kontroli przez NIK w KRRiT odnośnie koncesji na emisję programów w multipleksach cyfrowych. Tych pojawi się co najmniej kilkakrotnie mniej niż w porównywalnych gospodarkach.
Do tego w sferze mediów nadawanych naziemnie od lat dominuje „cykl”, jak Tim Wu określił proces upolitycznienia niezależnych ongiś mediów w swojej monografii na temat politycznej ekonomii tego sektora („The Masterswitch”). Sektora od zawsze rekordowo poddawanego naciskom politycznym, sektora w którym  obiecujące technologie nadawcze nagminnie odkładano na półkę, jeśli tylko były groźne dla głównych graczy rynkowych. Liczył się interes możnych, nie obywateli, wyborców.
Polska ma szereg opóźnień rozwojowych. Jednym z największych zaniedbań jest korupcyjny oligopol, ostentacyjny i brutalny kartel na rynku nadawania naziemnego, jaki Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zbudowała i aktywnie chroni od dekad. Sama KRRiT jest przykładem „regulatory capture”- przejęcia regulatora rynku przez podmioty mające być regulowane. Deregulacja polega zaś na tym że tego typu rynki się otwiera: jeśli na rynku A ongiś dopuszczono 5 stacji, to dlaczego nie dopuścić wszystkich chętnych, i pozwolić aby to widzowie zadecydowali, kogo chcą oglądać? Czechy, notabene kraj mniejszy, już dziś mają o wiele bardziej rozwinięty naziemny rynek telewizyjny od polskiego, w nadawaniu naziemnym, już od kilku lat cyfrowym, dostępnych jest znacznie więcej stacji. Chcecie tego w Polsce? Niedoczekanie- idzie o to aby „licencje na druk pieniędzy” trafiły do raczej tylko dotychczasowego grona beneficjentów.
Pamiętamy z afery Lwa Rywina że w zamian za zmiany w ustawie umożliwiające zwiększenie koncentracji na rynku żądano kilkudziesięciomilionowej łapówki. Obawiać się należy że odkryto jedynie jedną z nader licznych takich spraw- w mojej praktyce zawodowej kwoty żądane przez mafie parlamentarzystów były mniejsze – ok. 10- 20 mln PLN- ponieważ rynki które poddawali regulacjom były mniej atrakcyjne. W ogóle- jeśli politycy żądają pieniędzy od nadawców telewizyjnych- to sami nadawcy też mogą stworzyć swoje „partie polityczne”, ba, oszczędzą dziesiątki mln PLN na łapówkach. Insiderzy mówią o „partii TVN” i „partii Polsatu” w polskiej polityce.
Jest powtarzaną w Warszawie tajemnicą poliszynela że ponadprzeciętne wpływy polityczne posiadają nieliczne konkretne stołeczne rodziny. Za pomocą np. dokumentów z minionego reżimu, owych osławionych teczek- załatwiają rzadkie zasoby: częstotliwości nadawcze, koncesje na wydobycie i obrót surowców. Dawne komunistyczne teczki okazały się dziś mieć określoną wysoką wartość ekonomiczną, są kluczowym zasobem dla sukcesu ekonomicznego nowopowstałej oligarchii. Brak rozwiązania tego problemu, brak odtajnienia archiwów- powoduje że ci ludzie wciąż mogą odnosić „biznesowe” sukcesy.
Polski kartel mediów naziemnych przypomina sytuację na rynku mediów w Meksyku, kraju porównywanego przez część ekonomistów do Polski, nazywanej „Meksykiem Europy” z racji specyfiki gospodarki opierającej się na taniej, niewykwalifikowanej sile roboczej. Dopiero wspólna akcja wielu mniejszych nadawców meksykańskich obaliła tamtejszy monopol „zaprzyjaźnionych z rządem” członków kartelu.
Przykładem skali zaburzeń, wskazujących na dalsze utrzymywanie się w Polsce elementów systemu państwa totalitarnego, jest sytuacja mediów wyznaniowych w Polsce. O ile w Holandii każda znacząca mniejszość wyznaniowa i światopoglądowa ma przyznane pasma nadawcze, o tyle w Polsce sytuacja jest odwrotna- w oficjalnym eterze obecna jest tylko dominująca grupa wyznaniowa, z jednym wyjątkiem innego medium wyznaniowego, oraz przypadkami mediów zorientowanych na widzów o innym światopoglądzie.
System obecny w Holandii jest nazywany filarowym, i oparty jest na idei przyznawania pasm nadawczych w ilości odpowiadającej liczbie członków danej publicznej organizacji nadawczej. Organizacji takich działa dość wiele, reprezentują mniejszości wyznaniowe i światopoglądowe. Takie jak ateistów, katolików, protestantów, liberałów, buddystów, etc.
W Polsce konieczna jest likwidacja TVP i wprowadzenie np. rozwiązania holenderskiego, aby zapewnić w ogóle jakąkolwiek reprezentację niekatolickiej części populacji w mediach. Obecnie grupy mniejszościowe nie mają swoich mediów poza jedym radiem prawosławnym dopuszczonym w eter w okolicach Podlasia oraz mediami w sieci Internet. Tymczasem dominujący związek wyznaniowy kontroluje dziesiątki stacji nadawczych, telewizyjnych i radiowych.
W efekcie mniejszości są w złej sytuacji. Badając 18-latków z takich mniejszości, wychowanych praktycznie tylko na niskiej jakości mediach społecznościowych, można mieć wrażenie że brak jest całego systemu filarowego (mniejszościowe szkoły, uniwersytety, radia, telewizje, kluby sportowe). Miejszościowe szkoły są nieliczne i dodatkowo płatne (czesne w wys. np. 680 PLN/mies., casus Zielonej Góry). Członkowie mniejszości często funkcjonują w odrębnych „państwach w państwie”, w sieci innowierczych biznesów i przedsięwzięć (np. klubów, szkół czy restauracji), z których jednakże podatki idą na ich wyznaniową i ideologiczną konkurencję.
Dopuszczone do polskiego rynku nadawczego sieci nadawcze Polsat i TVN reprezentują jedynie dominujący związwek wyznaniowy. Prawdy wiary tego związku przeplatają z bieżącymi wiadomościami i doniesieniami, tworząc monowyznaniowe telewizje komercyjne. To dziwi, jako że nawet w biznesie, przy realizacji wydarzeń na rzecz innych organizacji informuje się że poglądy realizującego je są jego własnymi i jest on zobowiązany do niewykorzystywania udostępnionych mu platform do rozgłaszania własnych ideologii. Różnie to działa, ale na ogół jest rozumiane, czego przykłem jest sieć oddolnie realizowanych konferencji TED i TEDx.
Mniejszości wyznaniowe w Polsce posiadają własne media w sieci Internet. Są to zarówno stacje rozrywkowe, wyznaniowe, muzyczne, jak i nawet telewizje społecznościowe (radio „Chrześcijanin”, młodzieżowa „Rastastacja”, rodzimowiercze „RadioWid”, żydowskie “Nagen Dawid” czy http://www.warsawjewishradio.pl). Do tego sieć wyznawców utrzymuje w mediach społecznościowych sieci prosumenckie- jako osoby prywatne nadają one poprzez media społecznościowe treści dla swoich współwyznawców, i liczba tych prosumentów, jednocześnie konsumujących przekaz mediów jak i go tworzących, idzie w dziesiątki tysięcy.
W polskich sieciach społecznościowych odtworzyły się dość ściśle podziały wyznaniowe. W sferze oficjalnie, rządowo dopuszczonych mediów, poza katolikami, silna jest jedynie pozycja części środowisk żydowskich skupionych wokół kilku mediów, notabene dość niemych w kwestiach etyki czy wyznania mojżeszowego, ze szkodą dla zasobu wartości etycznych osób tej wiary. Reszta innowierców, być może działając bardziej etycznie, dostępu do „upolitycznionych technologii nadawania mediów” nie wywalczyła.
Sytuacja tak silnej cenzury nałożonej na wszystkie stacje innowiercze byłaby być może zrozumiała w Iranie czy radykalnych reżimach wyznaniowych dyskryminujących pozostałe mniejszości. Pozycja innowierców w Polsce jest bez wątpienia widoczną macką systemu totalitarnego, autorytaryzmu obliczonego nie wiadomo czy na zawężenie możliwości odebrania wiernych przez konkurencyjne grupy wyznaniowe czy też chcącego w ogóle utrudnić możliwość debaty opinii publicznej. Sytuacja tak drastycznych restrykcji wobec mniejszości wyznaniowych jest niebywała nawet w kontekście progresywnych krajów arabskich, gdzie część stacji potrafi np. dyskutować czy fellatio i seks oralny są zgodne ze światopoglądem islamistycznym. To tylko jedne z tematów które jakoś nie zawitały szerzej do mediów licencjonowanych przez polityków w Polsce.
Polskie media są tak radykalne obyczajowo że osoba która przebywała dłuższy czas w Ameryce Łacińskiej uzna nasz kraj za znacznie bardziej totalitarny od krajów Ameryki Łacińskiej uznawanych za miękkie autorytaryzmy bądź fasadowe demokracje (failed democracies, por . Democracy Index wg EIU). Nie dość że liczba kanałów telewizyjnych nadawanych analogowo jest kilkakrotnie większa w krajach Ameryki Łacińskiej niż w Polsce, to główne stacje są dość umiarkowane. Dla przykładu, brak jest dominacji jednego wyznania czy światopoglądu w eterze, obecne są różne światopoglądy i wyznania, zaś program wigilijny na najbardziej znanym kanale prowadzi drag queen- transseksualna diva w czapce Św. Mikołaja. Z produkcji seriali w Ameryce Łacińskiej uczyniono gałąź eksportową, wymianę kulturową umożliwiały bardziej kompatybilne ze światowymi normy społeczne. Polskie produkcje są w większości jednoznacznie radykalnie wyznaniowe, i aż trudno wyobrazić sobie równie radykalne rynki zbytu chące nabyć tego typu formaty telewizyjne.
Propozycja finansowania upolitycznionej telewizji państwowej i państwowego radia z pieniędzy wszystkich podatników- jeśli tylko korzystają z prądu bądź mają komputer- zakłada że ci są zainteresowani programami rządowej telewizji państwowej, nie wiedzieć czemu zwanej publiczną (wg mnie nazwę tą stosuje się w celu wyłudzenia sum pieniężnych). Ja, podobnie jak większość mi znanych młodych osób nie odbieram telewizji naziemnej. Przez 17 ostatnich lat oglądnąłem jedynie kilkadziesiąt minut  programu sieci TVP, w tym jeden odcinek dokumentu „System 09″ oraz jeden reportaż Marii Wiernikowskiej.
Oglądam poprzez Internet audycje i programy typowe dla mojego środowiska, z tym że sądzę że nie mają wiele wspólnego z treściami nadawanymi w TVN, Polsat czy TVP. Nie rozumiem dlaczego, jako mniejszość światopoglądowa, mam płacić na jakiś kanał w którym moje wyznanie czy poglądy możliwe że nigdy nawet nie były wspomniane, a jakość audycji, szczególnie zgodność podawanych informacji, np. gospodarczych, ze stanem faktycznym, pozostawia nader wiele do życzenia. Sądzę że polscy ekonomiści dziś oglądają telewizję w celach rozrywkowych, zamieszczane tam informacje gospodarcze nie stanowią dla nich wiarygodnych informacji z uwagi na ich wysoce niepewną jakość.
Wprowadzenie wzorowanej na holenderskim rozwiązaniu filaryzacji mediów publicznych spowoduje demokratyzację mediów. Obecne media zbyt często w Polsce reprezentują interesy „polskiego garnuszka wybranych”, np. środowiska akcjonariuszy dotychczasowych „licencji na drukowanie pieniędzy” jakimi nadal są koncesje na telewizje naziemne. Swojego stanu posiadania zawzięcie bronią różne grupy status-quo, związane np. z uprzywilejowanymi gospodarczo związkami wyznaniowymi.
Mówiąc o demokratyzacji, warto wspomnieć o bardzo silnych represjach wobec innowierców i niemal całkowitej cenzurze ich audycji w oficjalnych, licencjonowanych przez rząd systemach retransmisji mediów. Możliwe jednak że tego typu zmiany nie są możliwe, wszak i w swojej historii Polska, w praktyce państwo wyznaniowe w którym dominujący związek wyznaniowy większość wpływów otrzymuje z budżetu państwa (2 mld PLN rocznie wobec 1,2 mld PLN idącego w formie datków z kieszeni wiernych, wyliczenia portalu forbes.pl) miała długie okresy represji mniejszości wyznaniowych, stan ten trwał np. od ok. 1630 do końca I Rzeczpospolitej, zaś w II Rzeczpospolitej silne represje dotykały kościoły mniejszościowe, w tym nawet cerkiew prawosławną. Filaryzacja jest szansą na upodmiotowienie polskich mniejszości, dziś obecnych niemal jedynie w sieci Internet.

A. Fularz

Literatura:
Załącznik: Lista stacji publicznych w Holandii w systemie publicznych mediów filarowych, wg Wikipedia

Oparte na członkostwie – 12 organizacji

There are currently twelve member-based broadcasting associations:
  • AVRO (Algemene Vereniging Radio Omroep)(English: General Radio Broadcasting Association): One of the oldest broadcasters. The aim is secular and for the general public. Originally it was intended for the right-wing liberal audience. Its new mission statement claims the broadcaster is ‘promoting freedom’, emphasizing its liberal roots.
  • BNN (Bart’s Neverending Network, formerly Bart’s News Network) Recently founded public broadcaster. Aimed at teenagers and young people in general. Lots of pop culture and sometimes goes for shock value. Named after founder Bart de Graaff, a Dutch celebrity who died in 2002.
  • EO (Evangelische Omroep) (English: Evangelical Broadcasting): Protestant Christian Evangelical broadcaster. Has a religious orientation in its broadcasting of a strong evangelical nature.
  • KRO (Katholieke Radio Omroep) (English: Catholic Radio Broadcasting): Catholic broadcaster. Has predominantly non-religious programming and tends to be liberal, emphasizing on emotion-driven programming.
  • MAX: aimed at the over 50s.
  • NCRV (Nederlandse Christelijke Radio Vereniging): (English: Dutch Christian Radio Association): The main Protestant broadcaster
  • PowNed: New broadcaster starting in 2010. Originated from the infamous weblog GeenStijl.nl Critical on everything (especially everything politically correct), with a smile.
  • TROS (originally: Televisie Radio Omroep Stichting) (English: Television Radio Broadcasting Foundation): The most popular broadcaster, a general broadcaster with the largest amount of broadcasting time and programmes, with a focus on entertainment. The TROS originated from a commercial pirate TV station. The TROS is known for giving particularly much attention to Dutch folk music and promoting such artists. From 2010 it will take charge of the organization of the Eurovision Song Contest in the Netherlands.
  • VARA (originally: Verenigde Arbeiders Radio Amateurs)(English: United Workers Radio Amateur ): Large broadcaster with a left-wing labour oriented background. VARA broadcasts popular programmes such as De Wereld Draait Door.
  • VPRO (originally: Vrijzinnig Protestantse Radio Omroep) (English: Liberal Protestant Radio Broadcasting): Quirky, independently minded broadcaster with a progressive liberal background. Lots of original cultural programming of an intellectual nature.
  • WNL (Wakker Nederland): New broadcaster initiated by the De Telegraaf newspaper group.

Zadaniowe- 2 organizacje

In addition, there are now two official „public service broadcasters” created under the Media Act of 1988:
  • NOS (Nederlandse Omroep Stichting) (English: Dutch Broadcasting Foundation): Focused on news, parliamentary reporting and sports. Aims to be objective and produces the „NOS Journaal„, the main (daytime/evening) news on the public channels. It coordinates the other public broadcasters and creates most of the teletext pages. Until 2002, the NOS also served as the Dutch representative in the EBU. That role has been taken over by Netherlands Public Broadcasting (NPB).
  • NTR A new public broadcaster from September 2010. Specialises in providing news and information as well as cultural, educational, children’s, and ethnic programming. NTR is a merger of the former public broadcasters NPS, Teleac and RVU.

Inne

Apart from the member and task based broadcasters, a small amount of airtime is given to smaller organizations, which represent religions, have educational programs, or received airtime for other reasons. None of these organizations have any members.
  • BOS (Boeddhistische Omroep Stichting): A small Buddhist broadcaster.
  • Humanistische Omroep (HUMAN): A small broadcaster dedicated to secular Humanism.
  • IKON (Interkerkelijke Omroep Nederland): A small broadcaster representing a diverse set of nine mainstream Christian churches.
  • Joodse Omroep The new name of NIKmedia (Nederlands-Israëlitisch Kerkgenootschap): Dutch-Jewish broadcaster.
  • OHM (Organisatie Hindoe Media): Small Hindu broadcaster.
  • Omrop Fryslân (Friesian Broadcasting): Friesianregional broadcaster allocated airtime on the national television channels.
  • PP (Zendtijd voor Politieke partijen): Small broadcaster that broadcasts commercials of political parties which are represented in the Dutch parliament.
  • RKK (Rooms-Katholiek Kerkgenootschap): Small Roman Catholic broadcaster, actual programming produced by the KRO. Roman Catholic events and services on television are broadcast by the RKK.
  • Socutera (Stichting ter bevordering van Sociale en Culturele doeleinden door Televisie en Radio): Small broadcaster broadcasting promotions related to culture and charity.
  • STER (English: Foundation for Broadcast Advertising): Independent agency handling advertising exclusively on Netherlands Public Broadcasting’s television, radio and online outlets. Created by the Broadcasting Act 1967 to prevent commercial influence on programming. Currently, income from advertising forms a third of the annual Media Budget to the public system.
  • ZvK (Zendtijd voor Kerken): Small broadcaster that broadcasts church services from some smaller Protestant churches.

Dysproporcje w dziennym zasięgu papieru i Internetu są nawet 10-krotne.

Alarmujące dane napływają z rynku mediów papierowych. W Polsce ma się wrażenie że wydawcy zagubili się technologicznie, a rynek mediów jest w niezwykłym niedorozwoju. Alarmujące są bardzo niskie nakłady gazet codziennych w stosunku do liczby ludności. Chcąc osiągnąć poziom czytelnictwa prasy w RFN, sprzedaż gazet winna być nawet 6-ciokrotnie wyższa. 
Jako ekonomiści przestrzegamy, że zastój na rynku mediów, także mediów branżowych, nawet społecznościowych mediów branżowych, prowadzi do strat w kapitale ludzkim. Wydawcy są często ludźmi ideowymi, czasem ukrytymi politykami, nie mają aktualnych kompetencji z uwagi na braki w systemach doszkalania wydawców, mają już bardzo małą wiedzę na temat zmian technologicznych. Odrzucają, w radykalnych przypadkach, propozycje zmian wysuwane przez ekspertów z tych dziedzin, z którymi współpracowali i zbudowali swoją pozycję.
Nawet media społecznościowe są w Polsce w niedorozwoju, wciąż niewiele czasopism opartych jest na tej idei. Brakuje struktur finansowania takich wydawnictw, które często osiągają przyzwoity poziom. Rozwój mediów społecznościowych obnażył stan polskiego dziennikarstwa, często całkowicie upolitycznionego. Gazeta Wyborcza popiera dziś Platformę Obywatelską, sądząc z opublikowanego na pierwszej stronie jednego z przedwyborczych wydań, komentarza redaktora naczelnego, sprzecznego z europejską tradycją dziennikarstwa apolitycznego. Ale ta gazeta już chyba nie jest dominującym rozgrywającym.
Podajemy wyniki czytelnictwa mediów elektronicznych w Polsce. Nastąpił upadek prasy papierowej. Największe polskie portale to np. Facebook, który w lutym 2011 r. odnotował już 10 mln 38 tys. użytkowników (por. http://webhosting.pl/10.mln.uzytkownikow.Facebooka.w.Polsce )
1
google.pl
2
facebook.com
3
google.com
4
youtube.com
5
onet.pl
6
allegro.pl
7
Wirtualna Polska wp.pl
8
gazeta.pl
9
wikipedia.org
10
interia.pl
11
nk.pl
12
Blogger.com
blogspot.com
13
mbank.com.pl
14
yahoo.com
15
o2.pl
16
pudelek.pl
17
goldenline.pl
18
sport.pl
19
ceneo.pl
20
otomoto.pl
21
demotywatory.pl
22
kwejk.pl
23
home.pl
24
tvn24.pl
25
filmweb.pl
Portal money.pl jest 26-ty, Rzeczpospolita- 57-ma, Bankier.pl- 61, portal Trojmiasto.pl- 71, telewizja TVN- 72, gazeta Dziennik- 97- ma, Rządowy kanał TVP- 108, Puls Biznesu pb.pl- 130, portal tokfm.pl- 141, polskie skyscrapercity.com- 169, Portal o mediach wirtualnemedia.pl- 181, portal BBC- pozycja 191. Salon 24 zajmuje 212 pozycję. Wiadomości24.pl są dopiero na miejscu 324, Wpolityce.pl- 411, polityka.pl- 414. Najpopularniejszą witryną polityka i jedyną jaką znalazłem w tym zestawieniu jest http://www.korwin-mikke.pl, lokujące się na 494 pozycji. Kampanią prasową w najpoczytniejszym dzienniku możemy dotrzeć do np. 300 tys. czytelników, zaś, jak podaje portal Webhosting.pl, dzięki zastosowaniu Reach Block- tzw. „dniówek” możliwe jest dotarcie do ok. 3 mln czytelników dziennie.
Porównanie liczby użytkowników oraz zasięgu serwiwsów społecznościowych (Megapanel PBI/Gemius 2011.02), wg http://webhosting.pl/10.mln.uzytkownikow.Facebooka.w.Polsce

Jakość polskiej polityki można poprawić tworząc lepszej jakości media

Te wybory pokazały jak wciąż wielką siłą są media „starych technologii”. Już nie decydują jednak całkowicie, ale są nadal głównym rozgrywającym. Ich wpływ polityczny był przecież ewidentny.

Wiodące media nie jest jednak aż tak tragicznie trudno zrobić. Huffington Post zbudowany na platformie Movable Type, dostępnej nawet bezpłatnie, popularny, acz obskórnie wyglądający Drudge Report- to przykłady nowych, współczesnych mediów z „pierwszej półki” stworzonych niedawno, przez światłe jednostki ery informacji. Nie wspominam o rewolucji jakiej dokonały media społecznościowe.
Wiele nowych mediów wystartowało ściągając różne znane persony, autorytety kultury czy nauki (często zresztą wystarczyło że otwarły łamy dla wybranych lub dla wszystkich, autorytety same napłynęły wraz z ich odbiorcami). Ich wydawcy zadziwiająco szybko trafili na listę 100 najbardziej wpływowych osób, pod niektórymi artykułami pojawia się po 30 tysięcy komentarzy.
Polsce przydałyby się dogłębne zmiany na tej, dziś skostniałej, liście wpływowych osób. Obecnie bowiem ta lista wpoływowych postaci mediów jest czymś niepokojącym, szczególnie oglądana z perspektywy ekonomisty. Nie sądzę bowiem by w polskim tzw. „mainstreamie” wiele do powiedzenia mieli eksperci, specjaliści, o ile nie są dobrymi kumplami właściciela stacji czy też nie podlizują się „nieomylnym naczelnym”. Owi „nieomylni” są nawet niekiedy przeciętnymi ignorantami, nie potrafiącymi nawet poprawnie określić, jaką ideologię polityczną reprezentuje aktualna koalicja. Ale władza, jaką posiadają, jest nieprzeciętna.

Głównym kosztem w tworzeniu mediów są nawet nie koszty kontentu, co koszty nagłośnienia, reklamy ich startu. Analitycy rynku mediów przed laty zauważali że polską specyfiką jest dominacja „starych mediów”, brak jest nowych gwiazd na tym rynku. Główne polskie portale wg rankingu Alexa to:

1
google.pl

2
facebook.com

3
google.com

4
youtube.com

5
onet.pl

6
allegro.pl

7
Wirtualna Polska wp.pl

8
gazeta.pl

9
wikipedia.org

10
interia.pl

11
nk.pl

12
Blogger.com
blogspot.com

13
mbank.com.pl

14
yahoo.com

15
o2.pl

16
pudelek.pl

17
goldenline.pl

18
sport.pl

19
ceneo.pl

20
otomoto.pl

21
demotywatory.pl

22
kwejk.pl

23
home.pl

24
tvn24.pl

25
filmweb.pl

Portal money.pl jest 26-ty, Rzeczpospolita- 57-ma, Bankier.pl- 61, portal Trojmiasto.pl- 71, telewizja TVN- 72, gazeta Dziennik- 97- ma, Rządowy kanał TVP- 108, Puls Biznesu pb.pl- 130, portal tokfm.pl- 141, polskie skyscrapercity.com- 169, Portal o mediach wirtualnemedia.pl- 181, portal BBC- pozycja 191. Salon 24 zajmuje 212 pozycję. Wiadomości24.pl są dopiero na miejscu 324, Wpolityce.pl- 411, polityka.pl- 414. Najpopularniejszą witryną polityka i jedyną jaką znalazłem w tym zestawieniu jest http://www.korwin-mikke.pl, lokujące się na 494 pozycji.

Wielu wciąż się wydaje że opinią publiczną niepodzielnie rządzą papierowe gazety codzienne. Tymczasem te dinozaury minionej epoki walczą ze spadkami nakładów, a ich dzienne nakłady są kilkakrotnie mniejsze niż liczba użytkowników największych polskich sieci społecznościowych.

Sam już nie czytam prasy papierowej, mam smartfon i twitter’a. Do gazet papierowych się niejednokrotnie zraziłem: jest tajemnicą poliszynela że reklamodawcy często zakupują w domach medialnych reklamy „wraz z artykułem”. Czytelnicy mają także coraz większe horyzonty. Kiedyś naiwnie wierzyłem w większą uczciwość mediów, dziś śmieję się z mojej łatwowierności. Polską opinią publiczną rządzą coraz bardziej opinie wygłaszane poza edytorialami czy kolumnami op-ed, głos cichych autorytetów z Facebook’a, Twittera czy Google+. Etatystyczny ludowiec Adam Michnik jest już znacznie słaszym media-baronem niż był nim dekadę temu.

Jak zmienić układ sił w Polsce? Stworzyć silne media, wbić się do pierwszej 10-tki polskich serwisów www. Rządzi bowiem ekonomika przyciągania uwagi, economics of attention. Ludzka uwaga jest dobrem skąpym, jest definiowana jako ukierunkowane zaangażowanie umysłowe nad określonym urywkiem informacji. Urywki te docierają do naszej świadomości, poświęcamy uwagę poszczególnemu urywkowi i następnie decydujemy o naszym działaniu (Davenport & Beck 2001, str. 20).

Wraz z rozwojem rynku treści, skąpym i ograniczającym zasobem w jej konsumpcji staje się ludzka uwaga, atencja. Herbert Simon w 1971 roku pisał że w świecie bogactwa informacji, ich mnogość jest przeciwstawiona nieliczności tych, którzy tą informację konsumują. Wg Simona jest dość oczywiste że informacja pochłania uwagę odbiorców. Stąd: bogactwo informacji wywołuje niedostatek uwagi. Powoduje konieczność jej wydajnego rozlokowania pomiędzy źródłami informacji które mogą skonsumować naszą uwagę.

Simon zauważał w 1996 roku, że wielu projektantów systemów informacji swój problem zdefiniowali jako niedostatek informacji, niż jako niedostatek uwagi. W efekcie zbudowali systemy zorientowane pod dostarczanie coraz to większej ilości informacji. Podczas gdy potrzebne byłyby raczej systemy wyfiltrowujące informacje mało ważne lub nierelewantne i podające te najbardziej istotne. W ostatnich latach przedstawienie problemu przeładowania informacją (information overload) jako problemu ekonomicznego, tak jak to uczynił Simon, upowszechniło się.

W Polsce wciąż istnieją grupy dla których mediów brak. Czy polscy intelektualiści mają jakiś „wysoce opiniotwórczy” portal, miejsce dyskusji elit nauki i kultury? Niespecjalnie chyba? Takim miejscem są dziś trochę portale Facebook, Google Plus czy Twitter, w zależności od tego jakich znajomych mamy w naszych kręgach.

Albo też istnieją portale w ogóle niekomercyjne, mające fatalny dizajn, druzgoczącą nawigację. Niezależnie od intelektualnych treści, są raczej trumną dla polskich tuzów intelektu. Ich wydawców można przez 3 lata bezowocnie prosić o zamontowanie kanału RSS pozwalającego w ogóle podlinkować ich wydawnictwo według współczesnego standardu web 2.0. Nawet jeśli publikują tam moi znajomi, i mój akademicki nauczyciel, to ja czynię to z poczuciem bezsensowności- platforma blogerska jest niepodlinkowana do głównej witryny portalu, i doprawdy nie mam najmniejszego pojęcia jak internauci mieliby tam trafić.

Jako ekonomista zaniechałem niemal publikowania, odzywania się poprzez teksty. Nie jesteśmy w mainstreamie- jakby to powiedzieć. W Polsce drastycznie brak jest mediów typu „upper market”, przeznaczonych dla tych chcących być dogłębnie poinformowanymi. Istnieją co prawda polityczne kwartalniki różnych opcji, ale teksty są często fatalnie zredagowane, portale odpychają od lektury, a papier to medium już martwe dla młodszych pokoleń. Po papier sięgają gdy w pociągu brak jest prądu do laptopów, albo stracą zasięg sieci w smartfonie.

Jak zmienić Polskę? Tworząc profesjonalne, zawodowe media, choćby i małe, ale sprawne. Nawet małe portale mieszczące się w pierwszej 500-ce zatrudniają choćby jednego dziennikarza, w całości ich załoga może liczyć nawet 3 osoby. Jeśli prześledzimy pierwszą 500-kę polskiego internetu, to można się jednak zmartwić. Nie ma tu wielu portali politycznych, a już w ogóle brak „poziomu think-tankowego”, czasopism propagujących różne nowoczesne idee gospodarcze, kulturowe czy społeczne. Skąd więc miałyby iść zmiany? Jak na razie, lukę tą wypełnił portal Facebook, dając użytkownikom możłiwość mash-upowania mediów z różnych źródeł.

Media dają władzę polityczną, i w polskiej rzeczywistości mają ją także portale na czele listy: przecież gazeta.pl czy onet.pl mają ogromny wpływ na polską politykę. Proszę sobie wyobrazić że oto zaistniałby tutaj jeszcze inny gracz… Niemożliwe? Wygląda to trochę jak matrix, walka o pozycję w gigantycznej bazie danych… Ja sam- nie posiadam nawet swojej witryny internetowej, poza profilami w sieciach społecznościowych. Choć prowadzę różne bardzo niszowe portale.

Polskim internetem rządzą także silne przyzwyczajenia internautów. Pamiętam ciekawy incydent półtorej dekady temu, w Paryżu, pracując w wielkiej międzynarodowej organizacji. Pracujący tam Polak stwierdził że nic się w Polsce nie zmienia, i na dowód otworzył portal Onet.pl i wskazał na ukazujące się tam artykuły. A być może po prostu ów portal nie proponował żadnych zmian, a inne portale po prostu nie zabiegały o przyciągnięcie i zdobycie takich czytelników jak ta osoba?

Niedawno w Warszawie zaginął kitesurfer i wakeboarder, niejaki Filip „Batman” Dymkowski. Byłem pod wrażeniem zasięgu całkowicie oddolnej akcji informacyjnej jaką rozwinęli jego znajomi. Plakaty o zaginionym napotkałem wielokrotnie na terenie całego kraju, obklejono większość dworców w pobliżu Warszawy etc. KOmunikatów o poszukiwaniu zaginionego pełno było w sieciach społecznościowych, podobno wzmiankowano o nim w mediach ogólnopolskich. Na hasło „Filip Dymkowski zaginął” wyszukiwarka Google podaje 35 tysięcy wyników, całkiem sporo jak na jedną osobę. Okazuje się że grupa osób może w skali kraju nagłośnić swój komunikat, i to nawet bez większych kosztów. O zaginionym tajemniczo wakeboarderze dowiedziała się znaczna liczba osób, i jeśli czytając te słowa również słyszałeś o zaginionym Filipie, to pokazuje to skalę i możliwości zakomunikowania informacji bez angażowania większych kapitałów, metodami DIY.
Fot. Zaginiony kitesurfer (za gp24.pl)

Dlaczego nikt nie stara się zmienić w Polsce jej świata medialnego? Logika podpowiada, że nikomu nie chce się, a stan obecny wielu grupom nie wydaje się aż tak doskwierać by zechciały się one zabrać za stworzenie własnych mediów.
Przecież można, ba, to dość dobry biznes. Na razie palmę pierwszeństwa mają portale raczej zaniżające jakość debaty politycznej. Słychać czasem o pomysłach gazet codziennych, ale tytuły jakie powstają potrafią być kierowane do zawężonego targetu, ich wydawcy nie wydają się być otwarci na różnorodne środowiska, mniejszości, albo też nie zauważają nie tylko nisz rynkowych.
Wielki sukces odniósłby portal prasowo- njusowy który zdetronizowałby onet.pl czy gazeta.pl, i zaapelował np. do współczesnych mieszkańców miast. Przecież to kwestia kampanii billboardowej, kilkumilionowego kapitału, i często zebrania tylko tekstów już opublikowanych w sieci by stworzyć polski odpowiednik Huffington Post. Jak na razie, portali próbujących konkurować z tymi największymi jest bardzo niewiele, i jest to konkurencja na mało wymagającą popkulturę.
O rynku wysokim, bardziej cenionym przez reklamodawców, zapomniano. Intelektualista wykonujący wolny zawód, właściciel firmy, naukowiec, wykładowca, manager średniego szczebla, didżej, twórca kultury: to nie klienci? To przecież najbardziej opiniotwórcza część opinii publicznej, i często dobrze zarabiający ludzie. To, co się im oferuje na rynku medialnym, jest często skandalem. Pora na medialną rewolucję, jak na razie w moim komputerze czynią ją głównie 4. czołowi zwyciężcy polskiego rankingu Alexa.

Literatura:
Davenport, T. H.; Beck, J. C. (2001). The Attention Economy: Understanding the New Currency of Business. Harvard Business School Press. ISBN 1-57851-441-X.
Simon, H. A. (1971), „Designing Organizations for an Information-Rich World”, in Martin Greenberger, Computers, Communication, and the Public Interest, Baltimore, MD: The Johns Hopkins Press, ISBN 0-8018-1135-X.
Simon, H. A. (1996), The Sciences of the Artificial (3rd ed.), Cambridge, MA: The MIT Press, ISBN 0-262-69191-4.

Proste rozwiązanie problemów rynku mediów w Polsce

Uważam że obowiązkiem ekonomisty jest objaśniać rzeczywistość zgodnie z zasadami naukowymi. Jest to bardzo trudny rygor moralny, ponieważ nakazuje odrzucenie emocji, narzucających się teorii spiskowych i faktoidów na rzecz bardzo wnikliwego, precyzyjnego i sprawdzanego przez osoby w zewnętrznych redakcjach dyskursu.

Geneza problemu
Przyczyną polskich niedomagań jest także słabe opisanie i wyjaśnienie rzeczywistości. Dla ekonomisty analizującego polską rzeczywistość rzuca się w oczy skąpość literatury, nieliczność wnikliwych analiz, także ekonomicznych, a przede wszystkim zaś- nieliczność analiz wysokiej jakości. Nie wysokonakładowego chrzanienia, ale popartej źródłami analizy wiarygodnych autorów o uznanym warsztacie.
Polska spoczywa w zastoju, ponieważ w powijakach znajduje się rynek medialny. Gazeta, Moi Drodzy Państwo, nie kosztuje złoty pięćdziesiąt, ale około 10 złotych. Wszystko poniżej jest tanią prasą, żółtą prasą, pobieżnymi informatorami bez środków finansowych na dziennikarski risercz, na wysokojakościowe dziennikarstwo. Przecież w Polsce większość kosztów składowych wydawania prasy codziennej jest taka sama jak w krajach Europy Zachodniej, albo nieznacznie tylko niższa. Skąd więc te ceny prasy? Co można zrobić za 40 eurocentów?
Bez zmiany tego przykrego stanu będziemy niewolnikami przykrego państwa peryferii, państwa po przekroczeniu granicy którego od razu widzimy różnicę względem państw Europy Zachodniej. Rozlicznych polskim problemów nie ma bowiem gdzie opisać, nie ma gdzie podać sposobów na ich rozwiązanie. Nigdy w Polsce nie powstała bowiem Gazeta Codzienna. Jest to czasopismo liczące około kilkudziesięciu stron, z osobnymi wkładkami dla felietonów, kultury, czasopismo w którym szefem działu muzycznego jest osoba z tytułem doktorskim, i którego doniesienia gospodarcze może zacytować w swojej pracy naukowiec, bez obawy o cytowanie faktoidów.
Pochodząc z regionu przygranicznego, porównując prasę po obu stronach granicy, konstatuję że rzeczywistość po polskiej stronie granicy niemal nie jest opisana. Nie może też być- z braku stosownych miejsc. Moi znajomi niemieccy profesorowie swoje nudne analizy regionalnego budżetu Brandenburgii mieli gdzie publikować. Po polskiej stronie granicy- takich miejsc brak.
Marginalizacja prasy jakościowej
Nieliczna prasa inteligencka dotycząca np. spraw regionalnych, jak na przykład czasopismo „Puls” w Zielonej Górze, jest nawet niedostępna zwykłym śmiertelnikom, będąc rozprowadzana tylko w abonamencie. Jest czasami finansowana przez polityków z pieniędzy podatników, wobec czego oczekiwać można cenzury krytycznych tekstów i uwikłania.
Styl pisania rodzimej inteligenckiej prasy jest nadal zbyt daleki od prasy opiniotwórczej Europy Zachodniej. Tam dominują dłuższe i poważniejsze teksty. Po polskiej stronie granicy- jest krótko i lekko, redakcje preferują krótkie i pieprzne teksty. Na specyficzne problemy się nie pisze. Pozostają nieopisane.
Blogi i media obywatelskie rewolucji nie zrobiły- mają mały zasięg, są amatorskie, rzadko uaktualniane. Przypominają lamus zbędności. Nieliczne agregatory odniosły nieznaczną popularność. Z prasą codzienną nijak im się ścigać. Prowadzę serwis agregujący lokalne blogi z Zielonej Góry i okolic. Nic to nie daje- media takie wymagają sporych nakładów reklamowych by stać się popularne, a zbiorcza atrakcyjność wszystkich blogów w nawet milionowym regionie jest niewielka. Również skromne są liczby odwiedzających ową zbiorówkę.
Mam kolejne pomysły na dalsze podobne serwisy. Ale rewolucji one nie zrobią. Blogi i media obywatelskie są chaotyczne, niezorganizowane, o różnorodnej jakości. Nie są to media jakościowe, mające domniemany obowiązek raportowania o wszystkim ważnym dla danej grupy socjoekonomicznej na jakiej się skoncentrowały. „Newspaper of record”- to właśnie gazet tej półki nie uświadczymy w Polsce.

Tabela: Średnia dzienna sprzedaż prasy w kategorii „Newspaper of record” w Niemczech
  • Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) 367.983
  • Süddeutsche Zeitung 445.822
  • Die Welt 256.185
dane wg IVW 1/2010
W Polsce nie kupuję jakichkolwiek mediów poza gazetami sportowymi. Niemal nie wydaję pieniędzy na cokolwiek. Sięgam po owe agregatory blogów, czytam media obywatelskie, czytam prasę naukową, i to wszystko. Czasem sięgam po kwartalniki lub, z rzadka i tylko w kawiarniach, po prasę codzienną niskiej jakości, owe „żółte tytuły” za złoty pięćdziesiąt.
Banalne rozwiązanie wielkich problemów
Możemy snuć wielkie teorie, ale rozwiązania polskich problemów mogą być banalne. Sam nawet myślę o założeniu gazety (podbierającej wyedukowanych czytelników „Wyborczej”). Niestety, moje dotychczasowe próby dziennikarskie świata nie zawojowały, a portal na którym piszę sukcesu nie odniósł. Choć uczciwie przyznaję że swojego dziennikarstwa nigdy nijak nie zareklamowałem poza moim profilem w sieci społecznościowej.
Na medium z prawdziwego zdarzenia należy mieć kapitał, zarówno ten finansowy jak i ludzki. Nikt się jeszcze nie zdecydował poważnie zainwestować w polskie media. Ciekaw jestem, ile kosztowałoby stworzenie jednej Gazety Codziennej, i czy miałaby szansę na polskim, przecież w skali Europy atrakcyjnym rynku. Być może byłoby trudno.
Brakuje wielu różnych „otoczek” rynku prasowego. W Niemczech owe opasłe gazety codzienne czyta się np. podróżując pociągiem, podczas gdy w Polsce ten środek transportu jest kilkakrotnie rzadziej wykorzystywany. Ponadto polska kolej nie jest koleją szwajcarską, i plakat „mądry jeździ koleją” przedstawiający Pana siedzącego na fotelu i zasłoniętego płachtą gazety, w Polsce byłby egzotyką. Ta kategoria pasażerów w większości w Polsce ze zdezelowanej kolei nie korzysta.
Recepta na zmianę
Po moich narzekaniach w przeszłości powstały w sumie 3 nowe gazety codzienne. Przetrwały dwie. Żadna- jakościowej rewolucji nie zrobiła. Dominują w nich teksty płytkie, krótkie. Wciąż nie mam gazety codziennej do której mógłbym wysłać jeden z moich nudnawych tekstów. Choć bez wątpienia jest postęp- oto drukuje się już moich kolegów, co wcześniej byłoby nie do pomyślenia z racji politycznego związania tanich gazet codziennych.
Jestem sceptyczny wobec mediów elektronicznych, choć po Warszawie często podróżuję autobusem, czytając z netbooka. Ostatnio czytam także media elektroniczne poprzez telefon. Jednocześnie nie wierzę w zdolność mediów bezpłatnych do rozwiązania polskich problemów, zaś w dziedzinie płatnych mediów elektronicznych nie powstało nic godnego uwagi.
Sytuacja w Polsce w mojej opinii się zmieni, gdy nie tylko w metropoliach, ale i w polskich regionach spopularyzują się, nieobecne dziś, media klasy „newspaper of record”. Dla przykładu, aktualnie w tej chwili, właśnie dziś, zrywa się torowisko tramwajowe w Gliwicach oraz wyrywane są tory przedwojennej kolei miejskiej w Zielonej Górze. Gdybyśmy żyli w Niemczech, rozpisałoby się na te tematy co najmniej kilka gazet wysokiej jakości, debatując na temat polityki transportowej polskich miast. W Polsce stało się odmiennie- to właśnie „tania prasa” prowadziła kampanię za rozbiórką torów, które w wielu wyżej rozwiniętych krajach buduje się od zera, wydając setki milionów złotych. Krytyczne uwagi specjalistów owa tania prasa ocenzurowała.
Na polskim rynku medialnym piętno odcisnęły dwie największe afery 20-lecia (afery: FOZZ i Rywina). Wciąż żywe są dywagacje na temat pochodzenia kapitału z którego stworzono na przykład popularną konserwatywną telewizję prywatną. Nowe medium po prostu rozcięłoby ten węzeł gordyjski. W zdrowej gospodarce przedsiębiorcy po prostu zebraliby swój kapitał i stworzyliby spółkę która takie medium wydawałaby.
Niestety- moja wiedza biznesowa z zakresu modeli biznesowych w mediach jest tylko wyrywkowa. Regularnie czytam doniesienia na temat losów światowych „newspapers of record”. Mają one rozliczne problemy w związku z przechodzeniem z modelu prasy papierowej na elektroniczną. Gwiazdami na tym nieboskłonie są dziś takie media jak Huffington Post- skrzyżowanie mediów obywatelskich z klasyczną prasą elektroniczną. I ten model biznesowy polecałbym ewentualnym inwestorom, samemu jednocześnie składając akces do takiego przedsięwzięcia.

A.Fularz, ilustracja:cc wikimedia, autor: creator-bz

Kondycja lokalnych demokracji a stan rynku mediów lokalnych w Polsce

Wiele osób ma różne oczekiwania odnośnie demokracji lokalnej na szczeblu samorządowym. Spieszę rozczarować. Skuteczność procedury wyborczej, w ogóle skuteczność lokalnej demokracji, zależy mocno od rynku mediów. Tymczasem w ostatnich 4 latach, ze względu na rozwój Internetu, a także procesy globalizacyjne, które dosięgnęły media lokalne w Polsce, doszło do znacznych zmian gospodarczych w tym sektorze.

W międzyczasie od poprzednich wyborów samorządowych doszło także do procesów migracji młodej części populacji, zarówno w kierunku Europy Zachodniej jak i dużych polskich aglomeracji. Miasta takie jak Wałbrzych przedstawiano w relacjach podróżników jako niemal pozbawione osób młodych ze względu na migracje. Za miasta o zaburzonej migracjami strukturze demograficznej można uznać m.in. Szczecin, Łódź, Grudziądz, Zieloną Górę. Migrują zwłaszcza osoby dobrze wykształcone, klasa kreatywna, młoda klasa twórcza.
Migracje te mają wpływ na procesy polityczne: brakuje zarówno części elektoratu, jak i części potencjalnych kandydatów. Niestety- ze względu na karygodną i zatrważającą nieaktualność danych demograficznych GUS, ekonomiści nie posiadają nawet tak podstawowych danych jak wielkość zaludnienia poszczególnych miast. W oficjalnych statystykach tej skamieniałej instytucji nie uwzględnia się migracji.
Radio i telewizja
Szczególnie telewizję uważało się w minionych dekadach za główne narzędzie dotarcia do wyborców. Tymczasem w wyborach samorządowych radio i telewizja w przeszłości przedstawiały kandydatów w bardzo, bardzo nierównych proporcjach. Co więcej, o ile na antenie ogólnopolskiej zlicza się czas poświęcony kandydatom różnych partii, w telewizjach regionalnych, także tych publicznych, tych pomiarów brak.
Co więcej, regionalnych telewizji publicznych w Polsce de facto nie ma. W Republice Federalnej Niemiec regionalne telewizje publiczne wraz z regionalnym publicznym radio tworzą trójmedialne regionalne korporacje radiowo-telewizyjno-internetowe. Anten regionalnych funkcjonuje 9. Dysponują własnym regionalnym kanałem telewizyjnym, możliwym do poświęcenia w całości na sprawy regionu. Korporacje które pokrywają więcej niż jeden land, produkują oddzielne kanały dla zaopatrzenia medialnego każdego z 16 landów (np. kanał SWR Rheinland-Pfalz).
Tabela. Regionalne trójmedialne korporacje publiczne w RFN, wg wikipedia.de
Nazwa Skrót Logo Siedziba Wpływy abonamentowe za 2004 (Mln. Euro) Zatrudnienie Rok. zał. Obszar działania
Bayerischer Rundfunk BR München 806 2893 1949 Bayern
Hessischer Rundfunk hr HR-Logo Frankfurt am Main 383 1900 1948 Hessen
Mitteldeutscher Rundfunk MDR MDR-Logo Leipzig 561 2023 1991 SachsenSachsen-AnhaltThüringen
Norddeutscher Rundfunk NDR Hamburg 892 3447 1956 HamburgNiedersachsen,Schleswig-Holstein (alle seit 1956), Mecklenburg-Vorpommern (od 1992)
Radio Bremen Radio-Bremen-Logo Bremen 41 300 1945 Bremen
Rundfunk Berlin-Brandenburg rbb RBB-Logo Berlin,Potsdam 340 1650 2003 BerlinBrandenburg
Saarländischer Rundfunk SR SR-Logo Saarbrücken 64 635 1957 Saarland
Südwestrundfunk SWR SWR-Logo Stuttgart 922 3648 1998 Baden-Württemberg,Rheinland-Pfalz
Westdeutscher Rundfunk Köln WDR WDR-Logo Köln 1067 4210 1956 Nordrhein-Westfalen
W Polsce centralizacja kraju czytelna jest przede wszystkim w strukturze mediów. Warto przypomnieć, że w RFN kanał pierwszy telewizji publicznej jest nadawany przez związek działających w Niemczech publicznych nadawców regionalnych. Pasma lokalne, jeśli są stosowane, to w zupełnie innym wymiarze geograficznym niż w Polsce. Dla przykładu, regionalna stacja publiczna WDR stosuje pasma lokalne aby nadawać lokalne dzienniki telewizyjne oddzielnie dla każdego z 11 większych miast regionu.
Przyrównując ta sytuację do Polski, to wówczas telewizja publiczna nadająca TVP1 czy TVP2 byłaby związkiem telewizji regionalnych. Nadawanoby np. program WOT jako osobny całodzienny kanał telewizyjny, z pasmami regionalnymi na dzienniki telewizyjne dla Płocka, Radomia, Siedlec, Ostrołęki etc. W Polsce niestety nie wykształciła się nowoczesna telewizja publiczna, a ilość czasu antenowego jaką do dyspozycji u nadawcy publicznego mają nawet półmilionowe konurbacje, jest nierzadko marginalna.
Cierpi na tym jakość debaty publicznej. Przeprowadzenie kampanii wyborczej w telewizji publicznej dla, dajmy na to, półmilionowej konurbacji Legnickiego Okręgu Miedziowego, nie jest w tym systemie możliwe. Zapisy w ustawie o radiofonii i telewizji, narzucające także publicznym telewizjom regionalnym obowiązki rzetelnego ukazywania całości wydarzeń, sprzyjania swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli, sprzyjania swobodnemu formowaniu się opinii publicznej, nie są w podanym przypadku nawet w marginalnym stopniu realizowane.
Autor tekstu, pochodząc z województwa lubuskiego, musiał onegdaj ingerować w Warszawie, by lokalna telewizja publiczna mogła zorganizować debatę na większą skalę niż jeden mówca i jedna osoba prowadząca wywiad. Jak się okazało, nie posiadano nawet odpowiednio większego studia, by pomieścić stół z 6-7 panelistami. Musiano skorzystać z sali teatralnej w budynku dawnej hali miejskiej. Lokalna telewizja publiczna TVP, gdy rozkładała swoje przenośne studio np. na Winobraniu w Zielonej Górze, sprawiała w oczach autora wrażenie niezwykłego ubóstwa i tymczasowości. Wydaje się że nie jest ona technicznie zdolna do przeprowadzenia programów wyborczych o odpowiedniej jakości.
Nie inaczej wygląda sytuacja publicznego radio. Regionalna korporacja WDR nadaje także 5 regionalnych stacji radiowych, co umożliwia ich profilowanie pod konkretne gusty. Standardowo, zwykle korporacje te oferują regionalny kanał radiowy profilowany pod osoby młode, a niekiedy kolejny kanał profilowany pod dzieci. W Polsce są to kategorie całkowicie pominięte przez regionalne kanały Polskiego Radia. Korporacja WDR nadaje także kanał radiowy Funkhaus Europe profilowany pod obcokrajowców przebywających na terytorium regionu- rzecz nie do pomyślenia w Polsce, zapominającej o możliwości integracji mieszkających na jej terytorium cudzoziemców.
Sytuacja na polskim rynku radiowym jest w opinii autora kuriozalna: drastycznie różne są wskaźniki napełnienia eteru stacjami radiowymi. W ocenie autora władze stosują protekcjonizm rynku radiowego. Częstotliwości dostępne w Polsce pozwalają na nadawanie wielokrotnie większej liczby programów radiowych w polskich regionach. Gdy porównamy zagęszczenie stacji radiowych np. w Warszawie i w Zielonej Górze, zauważymy szokujące różnice. Ale organ odpowiedzialny za częstotliwości wcale ich nie udostępnia. Zamiast 100 czy 50 stacji działa ich kilkanaście. Trudno uwierzyć w tłumaczenia o braku częstotliwości.
Dodatkowo w Polsce brak jest tzw. „Freies Radio”, wolnych radio, niekomercyjnych, niezależnych publicystycznych stacji radiowych o lokalnym zasięgu, jakie są np. cechą rynków radiowych krajów niemieckojęzycznych. Są one prowadzone np. przez grupy antyatomowe, antywojenne i tym podobne grupy nacisku.
W Wielkiej Brytanii czy Holandii folklor uzupełniają setki stacji pirackich, których nadawcy, ze względu na niezależne sądownictwo w tamtych krajach, ryzykują jedynie utratą nadajników. W opinii autora programy stacji pirackich były ciekawsze, miały często bardzo lokalny, osiedlowy charakter, sprzyjały spajaniu bardzo lokalnych społeczności.
Kuriozalna prezentacja programów
Praktyka nawet z krajów uznanych za niepełne demokracje pokazuje że media audiowizualne, radio, telewizja, potrafiły w atrakcyjny medialnie sposób zaprezentować wszystkich kandydatów bez zanudzania widzów: na przykład prezentowano ciąg krótkich odpowiedzi kilkunastu kandydatów różnych partii na jedno określone pytanie, pytano np. o politykę kulturalną, transportową etc, a następnie emitowano krótkie odpowiedzi kilkunastu kandydujących.
W Polsce autor nigdy nie spotkał się z przekrojową prezentacją kandydatów w telewizji. Logistycznie organizowano debaty przy stołach jakby prezydialnych, w której mogło uczestniczyć najwyżej 3-4 kandydatów, a nie kilkunastu. Wydaje się że nawet nigdy nie opracowano metod na atrakcyjne dla telewidzów zaprezentowanie kandydatów.
Prasa drukowana
Dla demokracji lokalnej największe potencjalne znaczenie w polskich warunkach ma prasa drukowana. Tymczasem doświadczenia autora pokazują że normą polskiego rynku wydawniczego w regionach są rynki płytkie. Występuje jeden, góra dwa podmioty o silnej pozycji. Częstokroć za publiczne pieniądze władz lokalnych wydawane są czasopisma lokalne rugujące z rynku czasopisma prywatne, albo też zapełniają one lukę którą wypełniłyby (być może) podmioty prywatne.
Czasopisma lokalne wydawane przez władze lokalne i kontrolowane przez polityków nie mają jednak charakteru biuletynów, blatów urzędowych. Starają się często przypominać normalne czasopisma, jednocześnie nie trzeba ukrywać że reprezentują interesy ich wydawców. Nikt nie reguluje tej kampanii prowadzonej za publiczne pieniądze. Dodatkowo samorządy finansowo wspierają określone tytuły wydawane przez podmioty prywatne. Sposób finansowania tej prasy (skądinąd często potrzebny- ubóstwo regionu niekoniecznie musi oznaczać brak prasy dla intelektualistów) niestety powoduje jej zależność, dworskość wobec lokalnych władz.
Codzienna prasa lokalna w Polsce nacechowana jest przez tabloidyzację. Drukowane media regionalne w Polsce są wydawane przez cztery znaczące grupy: Agora (22 lokalne wydania dodatków do tabloidu średniego rynku), Verlagsgruppe Passau – Polskapresse (7 lokalnych wydań w ramach tabloidu średniego rynku), Axel Springer Polska (7 lokalnych mutacji tabloidu dolnego rynku), Mecom Group Polska (9 tabloidów średniego i dolnego rynku, z mutacjami lokalnymi). Do tego istnieje wciąż szereg codziennych gazet niezależnych.
Rynek ten jest w stanie dramatycznie złym. Nie istnieje podstawowy segment prasy codziennej wysokiego rynku. Trudno znaleźć choć jedną regionalną gazetę codzienną wpasowującą się w ten model biznesowy. Jest on bardzo kosztowny, taka gazeta codzienna w polskich warunkach kosztowałaby ok. 10- 12 PLN. Takie są jednak koszty jakościowo i warsztatowo poprawnego dziennikarstwa.
Dziennikarze prasy regionalnej dolnego i średniego rynku są bardzo nisko opłacani, gazety które jeszcze pół dekady temu były tabloidami średniego rynku (middle-market), dziś zorientowały się na rynku dolnym, na mniej wymagających czytelnikach. Normą jest opieranie nawet całych redakcji na dziennikarzach bez doświadczenia, normą jest wysoka rotacja personelu. Model biznesowy niektórych z wymienianych grup oparty jest na maksymalnie dużym zatrudnianiu stażystów, praktykantów, studentów, celem zmniejszenia kosztów tworzenia kontentu. Pauperyzacja, ubożenie wielu regionów dodatkowo negatywnie odbija się na kondycji prasy.
Rynek prasy codziennej w wielu regionach kraju ma charakter duopolu, lub, w największych ośrodkach, oligopolu. We Wrocławiu doszło na przykład do kontrowersyjnej z punktu widzenia prawa antymonopolowego transakcji przejęcia trzech gazet, „Słowo Polskie”, „Wieczór Wrocławia” i „Gazety Wrocławskiej” przez pojedynczy koncern, który złączył je w jeden tytuł.
Koncerny Mecom, Axel Springer, a szczególnie Verlagsgruppe Passau są uznawane za koncerny oferujące produkty dla jednoznacznie konserwatywnych odbiorców. Niemniej, na rynku polskim oferują one produkty o dramatycznie różnej jakości niż na rynkach Europy Zachodniej. Dziwi to, ponieważ jakość proszków do prania czy past do zębów generalnie zbliża się do standardów Zachodniej Europy, proces ten nie dotyczy jednak mediów drukowanych. Jest to zastanawiające.
Media elektroniczne
Autor podjął pobieżną analizę finansów lokalnych mediów elektronicznych. Model biznesowy finansowania tych mediów z reklam wymaga przyciągnięcia ogromnego czytelnictwa w przypadku modelu odpłatności za kliknięcie reklam. Nawet dzienny ruch rzędu kilkudziesięciu tysięcy czytelników nie jest w stanie wygenerować pokrywającego koszty strumienia finansowego. Wpływy reklamowe mniejszych portali lokalnych i regionalnych, o kilkuset- kilku tysiącach wejść internautów dziennie, są często symboliczne. Media te nie są w stanie się samofinansować, są zwykle prowadzone woluntarystycznie, hobbystycznie. Komercyjne regionalne portale internetowe na wielu rynkach lokalnych nie występują, bądź mają pozycje oligopolistyczne.
Kampanie polityczne w polskich warunkach
Praktyczny brak telewizji regionalnych lub prasy wysokiego rynku uniemożliwia praktycznie na terenie większości kraju prowadzenia kampanii wyborczej opartej o argumentację, o debatę publiczną. Rynek medialny jest w fazie możliwe że znacznego niedorozwoju. Znikoma ilość regionalnych stacji telewizyjnych wywołana radykalną centralizacją mediów publicznych, całkowita tabloidyzacja codziennej prasy regionalnej powoduje że na debatę polityczną brak jest nawet miejsca. Kwestie dysproporcji finansowych komitetów startujących w kampanii możliwe że wcale nie są najpoważniejszym problemem polskiej demokracji szczebla lokalnego. Zaś to co obecnie bierzemy za demokrację lokalną- obawiam się że jeszcze nią nie jest.
Adam Fularz
ilustracja: cc wikimedia, autor: Rahlgd