Proste rozwiązanie problemów rynku mediów w Polsce

Uważam że obowiązkiem ekonomisty jest objaśniać rzeczywistość zgodnie z zasadami naukowymi. Jest to bardzo trudny rygor moralny, ponieważ nakazuje odrzucenie emocji, narzucających się teorii spiskowych i faktoidów na rzecz bardzo wnikliwego, precyzyjnego i sprawdzanego przez osoby w zewnętrznych redakcjach dyskursu.

Geneza problemu
Przyczyną polskich niedomagań jest także słabe opisanie i wyjaśnienie rzeczywistości. Dla ekonomisty analizującego polską rzeczywistość rzuca się w oczy skąpość literatury, nieliczność wnikliwych analiz, także ekonomicznych, a przede wszystkim zaś- nieliczność analiz wysokiej jakości. Nie wysokonakładowego chrzanienia, ale popartej źródłami analizy wiarygodnych autorów o uznanym warsztacie.
Polska spoczywa w zastoju, ponieważ w powijakach znajduje się rynek medialny. Gazeta, Moi Drodzy Państwo, nie kosztuje złoty pięćdziesiąt, ale około 10 złotych. Wszystko poniżej jest tanią prasą, żółtą prasą, pobieżnymi informatorami bez środków finansowych na dziennikarski risercz, na wysokojakościowe dziennikarstwo. Przecież w Polsce większość kosztów składowych wydawania prasy codziennej jest taka sama jak w krajach Europy Zachodniej, albo nieznacznie tylko niższa. Skąd więc te ceny prasy? Co można zrobić za 40 eurocentów?
Bez zmiany tego przykrego stanu będziemy niewolnikami przykrego państwa peryferii, państwa po przekroczeniu granicy którego od razu widzimy różnicę względem państw Europy Zachodniej. Rozlicznych polskim problemów nie ma bowiem gdzie opisać, nie ma gdzie podać sposobów na ich rozwiązanie. Nigdy w Polsce nie powstała bowiem Gazeta Codzienna. Jest to czasopismo liczące około kilkudziesięciu stron, z osobnymi wkładkami dla felietonów, kultury, czasopismo w którym szefem działu muzycznego jest osoba z tytułem doktorskim, i którego doniesienia gospodarcze może zacytować w swojej pracy naukowiec, bez obawy o cytowanie faktoidów.
Pochodząc z regionu przygranicznego, porównując prasę po obu stronach granicy, konstatuję że rzeczywistość po polskiej stronie granicy niemal nie jest opisana. Nie może też być- z braku stosownych miejsc. Moi znajomi niemieccy profesorowie swoje nudne analizy regionalnego budżetu Brandenburgii mieli gdzie publikować. Po polskiej stronie granicy- takich miejsc brak.
Marginalizacja prasy jakościowej
Nieliczna prasa inteligencka dotycząca np. spraw regionalnych, jak na przykład czasopismo „Puls” w Zielonej Górze, jest nawet niedostępna zwykłym śmiertelnikom, będąc rozprowadzana tylko w abonamencie. Jest czasami finansowana przez polityków z pieniędzy podatników, wobec czego oczekiwać można cenzury krytycznych tekstów i uwikłania.
Styl pisania rodzimej inteligenckiej prasy jest nadal zbyt daleki od prasy opiniotwórczej Europy Zachodniej. Tam dominują dłuższe i poważniejsze teksty. Po polskiej stronie granicy- jest krótko i lekko, redakcje preferują krótkie i pieprzne teksty. Na specyficzne problemy się nie pisze. Pozostają nieopisane.
Blogi i media obywatelskie rewolucji nie zrobiły- mają mały zasięg, są amatorskie, rzadko uaktualniane. Przypominają lamus zbędności. Nieliczne agregatory odniosły nieznaczną popularność. Z prasą codzienną nijak im się ścigać. Prowadzę serwis agregujący lokalne blogi z Zielonej Góry i okolic. Nic to nie daje- media takie wymagają sporych nakładów reklamowych by stać się popularne, a zbiorcza atrakcyjność wszystkich blogów w nawet milionowym regionie jest niewielka. Również skromne są liczby odwiedzających ową zbiorówkę.
Mam kolejne pomysły na dalsze podobne serwisy. Ale rewolucji one nie zrobią. Blogi i media obywatelskie są chaotyczne, niezorganizowane, o różnorodnej jakości. Nie są to media jakościowe, mające domniemany obowiązek raportowania o wszystkim ważnym dla danej grupy socjoekonomicznej na jakiej się skoncentrowały. „Newspaper of record”- to właśnie gazet tej półki nie uświadczymy w Polsce.

Tabela: Średnia dzienna sprzedaż prasy w kategorii „Newspaper of record” w Niemczech
  • Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) 367.983
  • Süddeutsche Zeitung 445.822
  • Die Welt 256.185
dane wg IVW 1/2010
W Polsce nie kupuję jakichkolwiek mediów poza gazetami sportowymi. Niemal nie wydaję pieniędzy na cokolwiek. Sięgam po owe agregatory blogów, czytam media obywatelskie, czytam prasę naukową, i to wszystko. Czasem sięgam po kwartalniki lub, z rzadka i tylko w kawiarniach, po prasę codzienną niskiej jakości, owe „żółte tytuły” za złoty pięćdziesiąt.
Banalne rozwiązanie wielkich problemów
Możemy snuć wielkie teorie, ale rozwiązania polskich problemów mogą być banalne. Sam nawet myślę o założeniu gazety (podbierającej wyedukowanych czytelników „Wyborczej”). Niestety, moje dotychczasowe próby dziennikarskie świata nie zawojowały, a portal na którym piszę sukcesu nie odniósł. Choć uczciwie przyznaję że swojego dziennikarstwa nigdy nijak nie zareklamowałem poza moim profilem w sieci społecznościowej.
Na medium z prawdziwego zdarzenia należy mieć kapitał, zarówno ten finansowy jak i ludzki. Nikt się jeszcze nie zdecydował poważnie zainwestować w polskie media. Ciekaw jestem, ile kosztowałoby stworzenie jednej Gazety Codziennej, i czy miałaby szansę na polskim, przecież w skali Europy atrakcyjnym rynku. Być może byłoby trudno.
Brakuje wielu różnych „otoczek” rynku prasowego. W Niemczech owe opasłe gazety codzienne czyta się np. podróżując pociągiem, podczas gdy w Polsce ten środek transportu jest kilkakrotnie rzadziej wykorzystywany. Ponadto polska kolej nie jest koleją szwajcarską, i plakat „mądry jeździ koleją” przedstawiający Pana siedzącego na fotelu i zasłoniętego płachtą gazety, w Polsce byłby egzotyką. Ta kategoria pasażerów w większości w Polsce ze zdezelowanej kolei nie korzysta.
Recepta na zmianę
Po moich narzekaniach w przeszłości powstały w sumie 3 nowe gazety codzienne. Przetrwały dwie. Żadna- jakościowej rewolucji nie zrobiła. Dominują w nich teksty płytkie, krótkie. Wciąż nie mam gazety codziennej do której mógłbym wysłać jeden z moich nudnawych tekstów. Choć bez wątpienia jest postęp- oto drukuje się już moich kolegów, co wcześniej byłoby nie do pomyślenia z racji politycznego związania tanich gazet codziennych.
Jestem sceptyczny wobec mediów elektronicznych, choć po Warszawie często podróżuję autobusem, czytając z netbooka. Ostatnio czytam także media elektroniczne poprzez telefon. Jednocześnie nie wierzę w zdolność mediów bezpłatnych do rozwiązania polskich problemów, zaś w dziedzinie płatnych mediów elektronicznych nie powstało nic godnego uwagi.
Sytuacja w Polsce w mojej opinii się zmieni, gdy nie tylko w metropoliach, ale i w polskich regionach spopularyzują się, nieobecne dziś, media klasy „newspaper of record”. Dla przykładu, aktualnie w tej chwili, właśnie dziś, zrywa się torowisko tramwajowe w Gliwicach oraz wyrywane są tory przedwojennej kolei miejskiej w Zielonej Górze. Gdybyśmy żyli w Niemczech, rozpisałoby się na te tematy co najmniej kilka gazet wysokiej jakości, debatując na temat polityki transportowej polskich miast. W Polsce stało się odmiennie- to właśnie „tania prasa” prowadziła kampanię za rozbiórką torów, które w wielu wyżej rozwiniętych krajach buduje się od zera, wydając setki milionów złotych. Krytyczne uwagi specjalistów owa tania prasa ocenzurowała.
Na polskim rynku medialnym piętno odcisnęły dwie największe afery 20-lecia (afery: FOZZ i Rywina). Wciąż żywe są dywagacje na temat pochodzenia kapitału z którego stworzono na przykład popularną konserwatywną telewizję prywatną. Nowe medium po prostu rozcięłoby ten węzeł gordyjski. W zdrowej gospodarce przedsiębiorcy po prostu zebraliby swój kapitał i stworzyliby spółkę która takie medium wydawałaby.
Niestety- moja wiedza biznesowa z zakresu modeli biznesowych w mediach jest tylko wyrywkowa. Regularnie czytam doniesienia na temat losów światowych „newspapers of record”. Mają one rozliczne problemy w związku z przechodzeniem z modelu prasy papierowej na elektroniczną. Gwiazdami na tym nieboskłonie są dziś takie media jak Huffington Post- skrzyżowanie mediów obywatelskich z klasyczną prasą elektroniczną. I ten model biznesowy polecałbym ewentualnym inwestorom, samemu jednocześnie składając akces do takiego przedsięwzięcia.

A.Fularz, ilustracja:cc wikimedia, autor: creator-bz

Kondycja lokalnych demokracji a stan rynku mediów lokalnych w Polsce

Wiele osób ma różne oczekiwania odnośnie demokracji lokalnej na szczeblu samorządowym. Spieszę rozczarować. Skuteczność procedury wyborczej, w ogóle skuteczność lokalnej demokracji, zależy mocno od rynku mediów. Tymczasem w ostatnich 4 latach, ze względu na rozwój Internetu, a także procesy globalizacyjne, które dosięgnęły media lokalne w Polsce, doszło do znacznych zmian gospodarczych w tym sektorze.

W międzyczasie od poprzednich wyborów samorządowych doszło także do procesów migracji młodej części populacji, zarówno w kierunku Europy Zachodniej jak i dużych polskich aglomeracji. Miasta takie jak Wałbrzych przedstawiano w relacjach podróżników jako niemal pozbawione osób młodych ze względu na migracje. Za miasta o zaburzonej migracjami strukturze demograficznej można uznać m.in. Szczecin, Łódź, Grudziądz, Zieloną Górę. Migrują zwłaszcza osoby dobrze wykształcone, klasa kreatywna, młoda klasa twórcza.
Migracje te mają wpływ na procesy polityczne: brakuje zarówno części elektoratu, jak i części potencjalnych kandydatów. Niestety- ze względu na karygodną i zatrważającą nieaktualność danych demograficznych GUS, ekonomiści nie posiadają nawet tak podstawowych danych jak wielkość zaludnienia poszczególnych miast. W oficjalnych statystykach tej skamieniałej instytucji nie uwzględnia się migracji.
Radio i telewizja
Szczególnie telewizję uważało się w minionych dekadach za główne narzędzie dotarcia do wyborców. Tymczasem w wyborach samorządowych radio i telewizja w przeszłości przedstawiały kandydatów w bardzo, bardzo nierównych proporcjach. Co więcej, o ile na antenie ogólnopolskiej zlicza się czas poświęcony kandydatom różnych partii, w telewizjach regionalnych, także tych publicznych, tych pomiarów brak.
Co więcej, regionalnych telewizji publicznych w Polsce de facto nie ma. W Republice Federalnej Niemiec regionalne telewizje publiczne wraz z regionalnym publicznym radio tworzą trójmedialne regionalne korporacje radiowo-telewizyjno-internetowe. Anten regionalnych funkcjonuje 9. Dysponują własnym regionalnym kanałem telewizyjnym, możliwym do poświęcenia w całości na sprawy regionu. Korporacje które pokrywają więcej niż jeden land, produkują oddzielne kanały dla zaopatrzenia medialnego każdego z 16 landów (np. kanał SWR Rheinland-Pfalz).
Tabela. Regionalne trójmedialne korporacje publiczne w RFN, wg wikipedia.de
Nazwa Skrót Logo Siedziba Wpływy abonamentowe za 2004 (Mln. Euro) Zatrudnienie Rok. zał. Obszar działania
Bayerischer Rundfunk BR München 806 2893 1949 Bayern
Hessischer Rundfunk hr HR-Logo Frankfurt am Main 383 1900 1948 Hessen
Mitteldeutscher Rundfunk MDR MDR-Logo Leipzig 561 2023 1991 SachsenSachsen-AnhaltThüringen
Norddeutscher Rundfunk NDR Hamburg 892 3447 1956 HamburgNiedersachsen,Schleswig-Holstein (alle seit 1956), Mecklenburg-Vorpommern (od 1992)
Radio Bremen Radio-Bremen-Logo Bremen 41 300 1945 Bremen
Rundfunk Berlin-Brandenburg rbb RBB-Logo Berlin,Potsdam 340 1650 2003 BerlinBrandenburg
Saarländischer Rundfunk SR SR-Logo Saarbrücken 64 635 1957 Saarland
Südwestrundfunk SWR SWR-Logo Stuttgart 922 3648 1998 Baden-Württemberg,Rheinland-Pfalz
Westdeutscher Rundfunk Köln WDR WDR-Logo Köln 1067 4210 1956 Nordrhein-Westfalen
W Polsce centralizacja kraju czytelna jest przede wszystkim w strukturze mediów. Warto przypomnieć, że w RFN kanał pierwszy telewizji publicznej jest nadawany przez związek działających w Niemczech publicznych nadawców regionalnych. Pasma lokalne, jeśli są stosowane, to w zupełnie innym wymiarze geograficznym niż w Polsce. Dla przykładu, regionalna stacja publiczna WDR stosuje pasma lokalne aby nadawać lokalne dzienniki telewizyjne oddzielnie dla każdego z 11 większych miast regionu.
Przyrównując ta sytuację do Polski, to wówczas telewizja publiczna nadająca TVP1 czy TVP2 byłaby związkiem telewizji regionalnych. Nadawanoby np. program WOT jako osobny całodzienny kanał telewizyjny, z pasmami regionalnymi na dzienniki telewizyjne dla Płocka, Radomia, Siedlec, Ostrołęki etc. W Polsce niestety nie wykształciła się nowoczesna telewizja publiczna, a ilość czasu antenowego jaką do dyspozycji u nadawcy publicznego mają nawet półmilionowe konurbacje, jest nierzadko marginalna.
Cierpi na tym jakość debaty publicznej. Przeprowadzenie kampanii wyborczej w telewizji publicznej dla, dajmy na to, półmilionowej konurbacji Legnickiego Okręgu Miedziowego, nie jest w tym systemie możliwe. Zapisy w ustawie o radiofonii i telewizji, narzucające także publicznym telewizjom regionalnym obowiązki rzetelnego ukazywania całości wydarzeń, sprzyjania swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli, sprzyjania swobodnemu formowaniu się opinii publicznej, nie są w podanym przypadku nawet w marginalnym stopniu realizowane.
Autor tekstu, pochodząc z województwa lubuskiego, musiał onegdaj ingerować w Warszawie, by lokalna telewizja publiczna mogła zorganizować debatę na większą skalę niż jeden mówca i jedna osoba prowadząca wywiad. Jak się okazało, nie posiadano nawet odpowiednio większego studia, by pomieścić stół z 6-7 panelistami. Musiano skorzystać z sali teatralnej w budynku dawnej hali miejskiej. Lokalna telewizja publiczna TVP, gdy rozkładała swoje przenośne studio np. na Winobraniu w Zielonej Górze, sprawiała w oczach autora wrażenie niezwykłego ubóstwa i tymczasowości. Wydaje się że nie jest ona technicznie zdolna do przeprowadzenia programów wyborczych o odpowiedniej jakości.
Nie inaczej wygląda sytuacja publicznego radio. Regionalna korporacja WDR nadaje także 5 regionalnych stacji radiowych, co umożliwia ich profilowanie pod konkretne gusty. Standardowo, zwykle korporacje te oferują regionalny kanał radiowy profilowany pod osoby młode, a niekiedy kolejny kanał profilowany pod dzieci. W Polsce są to kategorie całkowicie pominięte przez regionalne kanały Polskiego Radia. Korporacja WDR nadaje także kanał radiowy Funkhaus Europe profilowany pod obcokrajowców przebywających na terytorium regionu- rzecz nie do pomyślenia w Polsce, zapominającej o możliwości integracji mieszkających na jej terytorium cudzoziemców.
Sytuacja na polskim rynku radiowym jest w opinii autora kuriozalna: drastycznie różne są wskaźniki napełnienia eteru stacjami radiowymi. W ocenie autora władze stosują protekcjonizm rynku radiowego. Częstotliwości dostępne w Polsce pozwalają na nadawanie wielokrotnie większej liczby programów radiowych w polskich regionach. Gdy porównamy zagęszczenie stacji radiowych np. w Warszawie i w Zielonej Górze, zauważymy szokujące różnice. Ale organ odpowiedzialny za częstotliwości wcale ich nie udostępnia. Zamiast 100 czy 50 stacji działa ich kilkanaście. Trudno uwierzyć w tłumaczenia o braku częstotliwości.
Dodatkowo w Polsce brak jest tzw. „Freies Radio”, wolnych radio, niekomercyjnych, niezależnych publicystycznych stacji radiowych o lokalnym zasięgu, jakie są np. cechą rynków radiowych krajów niemieckojęzycznych. Są one prowadzone np. przez grupy antyatomowe, antywojenne i tym podobne grupy nacisku.
W Wielkiej Brytanii czy Holandii folklor uzupełniają setki stacji pirackich, których nadawcy, ze względu na niezależne sądownictwo w tamtych krajach, ryzykują jedynie utratą nadajników. W opinii autora programy stacji pirackich były ciekawsze, miały często bardzo lokalny, osiedlowy charakter, sprzyjały spajaniu bardzo lokalnych społeczności.
Kuriozalna prezentacja programów
Praktyka nawet z krajów uznanych za niepełne demokracje pokazuje że media audiowizualne, radio, telewizja, potrafiły w atrakcyjny medialnie sposób zaprezentować wszystkich kandydatów bez zanudzania widzów: na przykład prezentowano ciąg krótkich odpowiedzi kilkunastu kandydatów różnych partii na jedno określone pytanie, pytano np. o politykę kulturalną, transportową etc, a następnie emitowano krótkie odpowiedzi kilkunastu kandydujących.
W Polsce autor nigdy nie spotkał się z przekrojową prezentacją kandydatów w telewizji. Logistycznie organizowano debaty przy stołach jakby prezydialnych, w której mogło uczestniczyć najwyżej 3-4 kandydatów, a nie kilkunastu. Wydaje się że nawet nigdy nie opracowano metod na atrakcyjne dla telewidzów zaprezentowanie kandydatów.
Prasa drukowana
Dla demokracji lokalnej największe potencjalne znaczenie w polskich warunkach ma prasa drukowana. Tymczasem doświadczenia autora pokazują że normą polskiego rynku wydawniczego w regionach są rynki płytkie. Występuje jeden, góra dwa podmioty o silnej pozycji. Częstokroć za publiczne pieniądze władz lokalnych wydawane są czasopisma lokalne rugujące z rynku czasopisma prywatne, albo też zapełniają one lukę którą wypełniłyby (być może) podmioty prywatne.
Czasopisma lokalne wydawane przez władze lokalne i kontrolowane przez polityków nie mają jednak charakteru biuletynów, blatów urzędowych. Starają się często przypominać normalne czasopisma, jednocześnie nie trzeba ukrywać że reprezentują interesy ich wydawców. Nikt nie reguluje tej kampanii prowadzonej za publiczne pieniądze. Dodatkowo samorządy finansowo wspierają określone tytuły wydawane przez podmioty prywatne. Sposób finansowania tej prasy (skądinąd często potrzebny- ubóstwo regionu niekoniecznie musi oznaczać brak prasy dla intelektualistów) niestety powoduje jej zależność, dworskość wobec lokalnych władz.
Codzienna prasa lokalna w Polsce nacechowana jest przez tabloidyzację. Drukowane media regionalne w Polsce są wydawane przez cztery znaczące grupy: Agora (22 lokalne wydania dodatków do tabloidu średniego rynku), Verlagsgruppe Passau – Polskapresse (7 lokalnych wydań w ramach tabloidu średniego rynku), Axel Springer Polska (7 lokalnych mutacji tabloidu dolnego rynku), Mecom Group Polska (9 tabloidów średniego i dolnego rynku, z mutacjami lokalnymi). Do tego istnieje wciąż szereg codziennych gazet niezależnych.
Rynek ten jest w stanie dramatycznie złym. Nie istnieje podstawowy segment prasy codziennej wysokiego rynku. Trudno znaleźć choć jedną regionalną gazetę codzienną wpasowującą się w ten model biznesowy. Jest on bardzo kosztowny, taka gazeta codzienna w polskich warunkach kosztowałaby ok. 10- 12 PLN. Takie są jednak koszty jakościowo i warsztatowo poprawnego dziennikarstwa.
Dziennikarze prasy regionalnej dolnego i średniego rynku są bardzo nisko opłacani, gazety które jeszcze pół dekady temu były tabloidami średniego rynku (middle-market), dziś zorientowały się na rynku dolnym, na mniej wymagających czytelnikach. Normą jest opieranie nawet całych redakcji na dziennikarzach bez doświadczenia, normą jest wysoka rotacja personelu. Model biznesowy niektórych z wymienianych grup oparty jest na maksymalnie dużym zatrudnianiu stażystów, praktykantów, studentów, celem zmniejszenia kosztów tworzenia kontentu. Pauperyzacja, ubożenie wielu regionów dodatkowo negatywnie odbija się na kondycji prasy.
Rynek prasy codziennej w wielu regionach kraju ma charakter duopolu, lub, w największych ośrodkach, oligopolu. We Wrocławiu doszło na przykład do kontrowersyjnej z punktu widzenia prawa antymonopolowego transakcji przejęcia trzech gazet, „Słowo Polskie”, „Wieczór Wrocławia” i „Gazety Wrocławskiej” przez pojedynczy koncern, który złączył je w jeden tytuł.
Koncerny Mecom, Axel Springer, a szczególnie Verlagsgruppe Passau są uznawane za koncerny oferujące produkty dla jednoznacznie konserwatywnych odbiorców. Niemniej, na rynku polskim oferują one produkty o dramatycznie różnej jakości niż na rynkach Europy Zachodniej. Dziwi to, ponieważ jakość proszków do prania czy past do zębów generalnie zbliża się do standardów Zachodniej Europy, proces ten nie dotyczy jednak mediów drukowanych. Jest to zastanawiające.
Media elektroniczne
Autor podjął pobieżną analizę finansów lokalnych mediów elektronicznych. Model biznesowy finansowania tych mediów z reklam wymaga przyciągnięcia ogromnego czytelnictwa w przypadku modelu odpłatności za kliknięcie reklam. Nawet dzienny ruch rzędu kilkudziesięciu tysięcy czytelników nie jest w stanie wygenerować pokrywającego koszty strumienia finansowego. Wpływy reklamowe mniejszych portali lokalnych i regionalnych, o kilkuset- kilku tysiącach wejść internautów dziennie, są często symboliczne. Media te nie są w stanie się samofinansować, są zwykle prowadzone woluntarystycznie, hobbystycznie. Komercyjne regionalne portale internetowe na wielu rynkach lokalnych nie występują, bądź mają pozycje oligopolistyczne.
Kampanie polityczne w polskich warunkach
Praktyczny brak telewizji regionalnych lub prasy wysokiego rynku uniemożliwia praktycznie na terenie większości kraju prowadzenia kampanii wyborczej opartej o argumentację, o debatę publiczną. Rynek medialny jest w fazie możliwe że znacznego niedorozwoju. Znikoma ilość regionalnych stacji telewizyjnych wywołana radykalną centralizacją mediów publicznych, całkowita tabloidyzacja codziennej prasy regionalnej powoduje że na debatę polityczną brak jest nawet miejsca. Kwestie dysproporcji finansowych komitetów startujących w kampanii możliwe że wcale nie są najpoważniejszym problemem polskiej demokracji szczebla lokalnego. Zaś to co obecnie bierzemy za demokrację lokalną- obawiam się że jeszcze nią nie jest.
Adam Fularz
ilustracja: cc wikimedia, autor: Rahlgd

Polskie media a rozpad "wspólnego razem"

Łódzkie wydarzenia (morderstwo motywowane politycznie) tylko obnażają sytuacje które są codziennością wielu polskich miast. Autor wielokrotnie zetknął się z przemocą polityczną, jest ona normą dnia codziennego wielu polskich miast, niewidoczna może dla osób zamkniętych w swoich warszawskich biurach i gabinetach. Walka polityczna odbywa się na ulicach, wolność niektórych grup jest ograniczona agresją np. grup skrajnych, użyciem przemocy. Przemoc polityczna dotyczy osób odważających się mieć odrębne poglądy, czy choćby tylko odmienny wygląd.

Autor zna sytuację miasta swojego pochodzenia na terenie Ziemi Lubuskiej, skąd bezustannie słyszy od ofiar o toczących się konfliktach, jak też nawet o manipulowaniu policyjnymi statystykami przestępstw w tym najniebezpieczniejszym z większych miast Polski (65,63 przestępstw na 1000 mieszkańców w 2008 r.) . Sam też padł kilkakrotnie ofiarą ataków na tle ideowym we wspomnianym regionie- powodem mógł być „zbyt kosmopolityczny ubiór”. 
Policja? W jej mityczną moc rozwiązywania takich napięć wierzą chyba najczęściej czytelnicy i twórcy tabloidów. Trudno iść się skarżyć, gdy sprawcę i tak niedługo znów spotkamy na ulicy. W Polsce funkcjonuje nie ten model wymierzania sprawiedliwości, obecny pochodzi z innej epoki historycznej. Policja i wymiar sprawiedliwości w Polsce są archaicznymi organizacjami, są niezreformowanymi organami dawnego państwa totalitarnego niedopasowanymi do realiów świata współczesnego, są organami nienadającymi się do funkcjonowania we współczesnych społecznościach. Represyjny model sprawiedliwości powodujący wzrost kosztów całkowitych (suma kosztów ofiary i przestępcy) winien być zastąpiony modelem sprawiedliwości naprawczej jako wydajniejszej nie tylko ekonomicznie, ale także i społecznie.
Urwana ciągłość społeczna
Ciągłość społeczna jest zrywana przez rewolucje technologiczne. Hipotezą niniejszej pracy jest twierdzenie jakoby rewolucja technologiczna w sferze mediów spowodowała zerwanie wspólnoty społecznej i spowodowała wykształcenie się w Polsce szeregu różnych, odrębnych społeczeństw. W opinii autora w Polsce zawiodły media tkwiące w XX-wiecznej przednowoczesności, w wyniku czego wykształciło się kilka odrębnych społeczeństw, w których każde posiada odrębną kulturę, sztukę. W wyniku zaawansowania procesu narrowcastingu doszło do rozpadu czy zaniku wspólnotowości. Upolitycznienie, czy też „rotacyjna prywatyzacja” mediów publicznych spowodowały sytuację w której ogromne grupy społeczeństwa nie korzystają w ogóle z żadnych produktów mediów definiujących się jako publiczne. Doszło do rozpadu „Polskiego Razem”, możliwe że nie dostrzeganego przez osoby śledzące np. media tabloidowe, w Polsce uważane za media głównonurtowe.
Powyższe słowa autor notuje na seminarium poświęconym rozwojowi kulturowemu Polaków. Dane statystyczne są wstrząsające. 12 % ludności kraju nie prowadzi nawet życia towarzyskiego. Indeks aktywności obywatelskiej, procent aktywnych i bardzo aktywnych obywatelsko, wynosi 13 %, i jest najniższy spośród 20 badanych krajów. Zaangażowanie w organizacjach społecznych jest 4-rokrotnie mniejsze niż w krajach -liderach i oczywiście najmniejsze w badanej grupie 20 krajów. Badania te przytoczono w pracy Henryka Domańskiego pt. „Europejskie społeczeństwa” komentującej wyniki Europejskiego Sondażu Społecznego.
Następuje kulturowe „zamykanie się” w gettach odrębnych kultur. Wnioski spisane przez Pawła Śpiewaka po jednym z seminariów niedawnego Kongresu Obywatelskiego to: „Polska podzielona aż do trzewi. Na plemiona, na plemię narodowo- katolickie i drugie plemię, które trudno określić.” Nastąpiła dekompozycja, widoczny jest brak wspólnych celów społecznych, pojawiła się antagonizacja poszczególnych grup.
Już tylko interesy polityczne
Mira Marody i Jacek Raciborski cytowani przez E. Bendyka przedstawiają rozpad tradycyjnego społeczeństwa, które w dzisiejszych czasach jest „posegmentowane, zamykające się jak amerykańscy Amisze w swoich enklawach”. Socjolog Alain Touraine idzie dalej, i w opinii autora trafia w sedno. Oto wspólne społeczeństwo już nie istnieje. „Społeczne i polityczne instrumenty tworzenia społecznej całości utraciły na znaczeniu: związki zawodowe, kościoły, partie polityczne, klasy, a nawet rodzina przestały być kluczowymi punktami odniesienia dla budowania społecznej tożsamości jednostek. Najważniejszym źródłem podmiotowości staje się kultura”- argumentuje Touraine przytaczany przez Edwina Bendyka. To wokół niej zbudowały się nowe polskie społeczeństwa. Jesteśmy już krajem wielokulturowym. I wielu społeczeństw.
Autor ma przyjemność być członkiem jednego z mniejszych polskich społeczeństw, ot, małej, polskiej społeczności zbudowanej wokół jednej z kultur wielokulturowego współczesnego świata. Odważy się na tezę że jego społeczność jako homogeniczna grupa nie mam nic wspólnego z innymi polskimi społeczeństwami. Grupy takie jak autora komunikują się prawie wyłącznie przez narrowcasting, o którym mowa jest w innych pracach autora. Co więc scala rozmaite zatomizowane społeczeństwa, albo, w wersji mniej radykalnej, segmenty zatomizowanego społeczeństwa? Otóż wg A. Touraine: już tylko wspólne państwo i jego instytucje.

Adam Fularz , ilustracja: cc wikimedia, Phillip Jeffrey

Dyktat dolnego i średniego rynku w Polsce a rozwój nowych mediów

Dyktat dolnego i średniego rynku
Debata publiczna w Polsce kształtowana jest niemal w całości przez media średniego i dolnego rynku. Jest to sytuacja nieznana w wyżej rozwiniętej gospodarczo części kontynentu. Niedawne zabójstwo, które jego sprawca umotywował politycznie, tłumacząc to chęcią zabicia przywódcy partii opozycyjnej, z wysokim prawdopodobieństwem może być wynikiem złej działalności mediów w Polsce. Doniesienia dziennika „Rzeczpospolita” przeprowadzającego wywiady wśród znajomych ofiary sugerują uwikłanie mediów jako strony w konflikcie. Oto ich fragment:
„Nie dawało się z nim rozmawiać na tematy polityczne. Unikaliśmy tego, bo od razu się zapalał – mówi nam jeden z częstochowskich taksówkarzy. Inny dodaje, że C. notorycznie słuchał radia …..”
– i tu pada nazwa uznawanej za radykalną stacji radiowej. Gdy autor rozmawiał o owym zdarzeniu z osobami na treningu sportowym, jedna z osób biorących udział w dyskusji stwierdziła , że owa stacja radiowa oskarżała ową partię opozycyjną o zdradę ideałów, o oszustwo. Polityków tej partii określała publicznie mianem zdrajców. Czy w tym dyskursie, możliwe że kwalifikującym się jako mowa nienawiści, szukać motywacji zbrodni? Blisko 1 % treści publikowanych w polskiej sieci Internet to mowa nienawiści- jak donosi tzw. „Raport Mniejszości” przytaczany przez E. Bendyka.

Śmierć w łonie i sukcesy nowonarodzonych
Ogromnym problemem polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa jest kondycja sektora mediów. Mówiąc o polskiej polityce, można użyć sformułowania ”polityka z tabloidów”, bez obaw o generalizowanie. Niemal wszystkie polskie media realizują bowiem model biznesowy tabloidu, w dwóch dominujących wariantach: tabloidu niskiego rynku (przykład: „Fakt”, przykłady zagraniczne: „Bild”) i tabloidu średniego rynku (przykład: „Gazeta Wyborcza”, przykłady zagraniczne: „Daily Mail”).
Na rynku, poza częściowo „Rzeczpospolitą” o orientacji narodowo-konserwatywnej, piśmie o 49-procentowym udziale Skarbu Państwa, brak jest prasy codziennej adresowanej do wysokiego rynku. Jest to ewenementem europejskiego rynku wydawniczego. Nie słyszałem o drugim kraju równie mocno pozbawionym prasy codziennej, nie mającym niemal nic poza prasą tabloidową. Tymczasem na rynku wydawniczym autor znajduje świetnych pisarzy. Jednak liczni z nich niemal nigdy nie publikowali w papierowej prasie codziennej. Nie piszą tekstów tabloidowych, a rynku prasy wysokiego rynku w Polsce niemal nie ma.
Przyczyną może być niska konkurencja na rynku, co utrudnia stosowanie innowacji, powoduje że dobrze sprzedaje się także prasa złej jakości. Wątpić można że jest to zawodność po stronie popytu. Raczej jest to zawodność po stronie podaży. Gdy autor odwiedza spotkania z rozmaitymi ludźmi mediów, z redaktorami naczelnymi największych gazet średniego rynku, ci mają problemy nawet z określeniem jakiej ideologii jest obecna partia rządząca. Ich wiedza jest ograniczona, a orientacja we współczesnym świecie- przeciętna. Można mówić o braku kompetencji uniemożliwiającym wydawanie gazety dla rynku wysokiego.
Papierowa prasa tradycyjna zaczyna zanikać, tymczasem w Polsce nawet nie zdążyła się wykształcić. Nie powstały także internetowe gazety codzienne rynku wysokiego. Przykłady odnoszących sukces mediów internetowych tego segmentu istnieją na świecie. Historią sukcesu na rynku mediów w segmencie rynku wysokiego i średniego jest Huffington Post stworzony przez autorkę Ariannę Huffington, mediaprzedsiębiorcę Kennetha Lerer’a, oraz siecioprzedsiębiorcę Jonaha Peretti’ego. HuffPost, jak skrótowo określa się to nowe medium, to platforma bloggerska około 3 tysięcy bloggerów. Miesięcznie na stronie umieszczanych jest milion komentarzy. Na platformie udzielają się także znani eksperci i naukowcy. Niedawno powstało kilka mutacji regionalnych tego popularnego medium.
A. Fularz

ilustracja: cc wikimedia, autor: MarcMyWords

Schyłek mediów papierowych i epoka wąskonadawania



Koniec epoki papieru?

Schyłek mediów papierowych jest ewidentny. Gazeta The San Diego Union-Tribune, wyceniana w 2004 roku na miliard dolarów, została podczas niedawnej transakcji wyceniona na tysiąckrotnie mniej, będąc dodatkiem do transakcji zakupu jej nieruchomości. W Stanach Zjednoczonych kilkanaście wielkich tytułów codziennych zamknęło podwoje albo skurczyło wydania papierowe do dwóch-trzech tygodniowo.
McClatchy Company, trzeci co do wielkości wydawca w USA, po wykupie drugiego co do wielkości wydawcy gazet, koncernu Knight-Ridder, stracił 98 % wartości swoich akcji. Firma ogłosiła program zwolnień i cięć płac kadry zarządzającej. Ceny jej akcji zmalały jeszcze bardziej, do tego stopnia że spółce groziło wydalenie z giełdy nowojorskiej, z racji zbyt niskiej ceny akcji, co przydarzyło się wielu innym wydawcom prasy. W Wielkiej Brytanii cięcia ogłosił nawet „The Independent”.
Nadawanie do wąskiej grupy, wąskonadawanie
Wykształca się „narrowcasting”, wąskonadawanie, nadawanie do wąskich grup odbiorców. Narrowcasting podciął klasyczną pozycję gazet, dzieląc „widownię masową” na szereg wyspecjalizowanych grup widzów skupionych wokół poszczególnych haseł i tematów. Efekt aglomeracji, korzyści skali gazet zanikają wraz z rozwojem fragmentacji wszystkich mediów. Fragmentacja to trend w którym duże organizacje medialne próbujące obsługiwać znaczne części ludności zostały zastąpione przez wielość, wręcz nadmiar małych, bardziej wyspecjalizowanych organizacji, często mających za cel informowanie tylko wąskich grup odbiorców.
Przykładem wąskonadawania są tematyczne stacje telewizyjne, ale też coraz bardziej sprofilowane media, obsługujące nisze rynkowe. Bazują one na postmodernistycznym założeniu jakoby masowy widz nie istniał. Opierają się na marketingu niszowym. Sukces odniosły media określane jako „hiperlokalne” (hyperlocal), skupione ściśle na sprawach bardzo lokalnych.
Nawet w polskich kręgach młodych elit klasyczne media strumieniowe zostały wyparte przez podcasting (po polsku musiałby być to neologizm podnadawanie). Podcasting jest częścią narrowcastingu (wąskonadawania), są to media ściśle skierowane na ogromną ilość nielicznych grup. Podcastami są nagrane didżejskie sety z muzyką graną podczas imprez, elektronicznie i bezpłatnie udostępniane jej fanom. Nawet jeśli w polskim wydaniu wyglądają niepozornie, ich siłą jest wielość. Twórcy: didżeje, MC’s (nawijacze, toasterzy), prezenterzy radiowi; wszyscy oni sami udostępniają swoją twórczość w mediach, konkurując o odbiorców. Mniej popularni twórcy zmienili model biznesowy: twórczość często udostępniają bezpłatnie, walcząc o odbiorców. Monetaryzują dopiero na występach na żywo.
Tort pocięty na milion
Narrowcasting porozcinał widownię na coraz to mniejsze i mniejsze fragmenty. Rosnące znaczenie takich funkcji Internetu jak wyszukiwanie treści także zmieniło pierwotną funkcję gazet. Zamiast czytać materiały dla widowni ogólnej, czytelnicy poszukują treści konkretnych autorów, albo konkretnych haseł, co czyni zbiorczą funkcję gazet pozbawioną znaczenia. Co więcej, media społecznościowe sprawiły że „czasopisma” współczesnej bohemy młodego pokolenia są szyte na miarę- ich agendę, tytuły, układają osoby z grona ich znajomych, dodając swoje wydarzenia, wklejając odnośniki do ich zdaniem interesujących tekstów. Czytelnicy, abonując mikroblogowe strumienie nowości od poszczególnych użytkowników sieci, tworzą media docięte na ich, odbiorców, miarę. To już nie jest przyszłość- na tym ekstremalnie trudnym rynku w Polsce muszą konkurować wydawcy polskich czasopism internetowych dla awangardy.
Spadająca rentowność
Strumień finansowy z nowych mediów, takich jak dochody z reklam na stronach internetowych, są tylko ułamkiem wpływów jakie generowały poprzednie modele biznesowe z wpływów z prenumeraty czy rynku ogłoszeniowego. Musząc ograniczać koszty, wiele gazet zrezygnowało z newsroomów, zespołów njusowych, dziennikarzy. Zaczęły pisać o celebrytach, lajfstajlu (stylu życia), stały się też bardziej interaktywne.
Wiele gazet w obliczu spadającego nakładu sprzedanego redukowało zespoły redakcje i kontent wydawniczy, powodując powstanie błędnego koła- pogarszająca się jakość powodowała dalszy spadek sprzedaży. W USA średnia marża operacyjna dla gazet wynosi 11 %. Lecz wielkość ta ciągle spada, i w wielu przypadkach jest niewystarczająca nawet na spłatę długów jakie liczne korporacje prasowe zaciągnęły w czasie lepszej koniunktury. O ile czytelnictwo prasy w USA spadało o 2 % rocznie, spadki nabrały tempa w końcu ostatniej dekady.
W 2008 roku nastąpił 23- % spadek wpływów prasy z reklam. The Columbia Journalism Review w 2007 roku prorokował że tradycyjna prasa może nie przetrwać ze strukturą kosztów o 50 % wyższą niż jej tańsi konkurenci internetowi. Problem prasy ma charakter pokoleniowy: w 2005 roku ok . 70 % starszych Amerykanów czytało prasę codziennie, a spośród młodych czyniło to tylko 20 %. Wpływy z ogłoszeń zabrały bezpłatne serwisy ogłoszeniowe, takie jak Craig’s List w USA, albo Gratka.pl w Polsce.
Korporacje prasowe wciąż ratują się dywersyfikacją. Pearson PLC, właściciel Financial Times, zwiększył przychody w 2008 roku uciekając w inne rynki. The New York Times Company zawiesiła wypłatę dywidend oraz sprzedała i wyleasingowała z powrotem swoją siedzibę, by pozyskać gotówkę. Dług wydawcy The New York Times’a agencje ratingowe wyceniają jako papiery śmieciowe. W USA kondycja sektora mediów, mimo wszystko wciąż bez porównania lepsza niż w Polsce, wywołała narodową debatę, padły propozycje aktów prawnych dających możliwość restrukturyzacji wydawnictw do roli organizacji pozarządowych, co powodowało oszczędności podatkowe.  

A. Fularz, ilustracja: cc wikipedia, autor: Matanya

Facebook umiera, pora na Twittera

Rzadko ostatnio piszę, ale sporo czytam. Zauważyłem u siebie zmianę nawyków medialnych. Głównym medium stał się Twitter. Dziś, naśladując znajomych, podpiąłem moje konto w sieci społecznościowej pod konto na Twitterze, tak bym mógł od razu publikować w dwóch miejscach. Piszę i czytam głównie po angielsku. Regularnie przeglądam The Economist, Time, Foreign Policy. Zaglądam do niemieckiego Der Spiegel i amerykańskiego Newsweeka. W sieci nierzadko goszczę na brytyjskiej witrynie The Independent, czytając Roberta Fiska, najbardziej obsypanego nagrodami korespondenta bliskowschodniego tamże pisującego. Przeglądam New York Timesa. Codziennie czytam doniesienia BBC.
Co się stało? Polskie media nie donosiły odpowiednio szczegółowo o konfliktach w Tunezji, Egipcie i Libii, straciły więc czytelnika, który poznał lepsze źródła informacji. Zafascynowałem się Twitterem, prawdziwym medium uczestniczącym zorientowanym pod użytkowników urządzeń mobilnych. Rzadko gdzie nasze komentarze czy uwagi ma szanse usłyszeć cała społeczność światowa korzystająca z danego medium.
Obserwuję ze swojej perspektywy zanik polskich mediów tradycyjnych. Telewizji naziemnej nie używam od kilkunastu lat, osoby które korzystają z tego medium mają w mojej opinii zbyt wiele czasu wolnego. Odwiedzając moich rodziców z zainteresowaniem odnajduję kolejne dziesiątki nigdy-nie-widzianych nowych polskojęzycznych stacji w abonowanej przez nich platformie cyfrowej. Tyle, że mam na to czas raz w roku, zwykle z okazji świąt.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz odwiedzałem witryny głównych polskich dzienników. Cechą polskich massmediów internetowych są krótkie i powierzchowne notki nie rozwijające tematu, ideowo jednostronne para-dziennikarstwo, pisane zapewne w ogromnym pośpiechu. Polska nie ma „mediów na serio”, mediów tzw. rynku wysokiego, poza może Rzeczpospolitą, która jednakże jest przeznaczona dla czytelników o określonych poglądach gospodarczo- społecznych i po którą osoby o innych poglądach mogą nie sięgać.
Upadek znaczenia kultury i języka polskiego wydaje mi się nieunikniony w związku z postępującą globalizacją mediów. Jakaś część moich polskich znajomych w sieci społecznościowej przeszła na angielski, ja zresztą na twitterze też udzielam się w tym języku. Pamiętam że czytałem ongiś prognozy, iż języki narodowe krajów UE będą zanikać, zresztą taki los dotknął np. język gaelicki (w Szkocji) czy iryjski, irlandzki.
Dziś Twitter, mający silną pozycję w USA, Holandii, Japonii, to na wielu rynkach główny konkurent sieci Facebook. Dziś serwis ma ok. 190 mln użytkowników na świecie (ok. 1/2- 1/3 liczby użytkowników Facebooka). Jest często określany jako SMS przez Internet, z racji limitu 140 znaków dla każdego wpisu. Niektóre wpisy, często powtarzane dalej przez czytelników, mogą uzyskać status wpisów wyszczególnionych, widzialnych dla wszystkich czytelników śledzących dany temat (np. walki w Libii).
Tytuł artykułu ma budzić kontrowersje. Dziś bowiem podpiąłem konto twitterowe, gdzie piszę najczęściej, pod moje (zaniedbane) konto w sieci Facebook. Czy Facebook umiera? Z tego co mi donoszono, na rozwiniętych rynkach coraz bardziej przegrywa konkurencję o użytkowników z Twitterem. Facebook daje mniejsze możliwości dotarcia do potencjalnych odbiorców, bowiem Facebook obsługuje inny rynek: informuje naszych znajomych i przyjaciół o naszej aktywności, jest rodzajem wyuzdanej technologicznie poczty pantoflowej. Zresztą poczta ta w moim przypadku, połączona z agregatorami blogów (w rodzaju salon24) i portalami w rodzaju wykop.pl zastąpiła wszelkie polskie media tradycyjne, będące niczym telewizja naziemna- produkowana dla określonej grupy socjo-ekonomicznej.

Rynek telewizyjny przeżarty korupcją

System finansowania polityki w Polsce, niemalże uniemożliwiający konkurencję nowopowstających partii z 4 największymi finansowanymi dotacjami z pieniędzy wszystkich podatników, tak naprawdę zaprasza do korupcji. O tym, że w Polsce handluje się ustawami, wypominał Bank Światowy, przypominali wolnorynkowi ekonomiści. Już za kwotę 10 mln PLN można uzyskać akt prawny napędzający zyski konkretnej zorganizowanej grupie mafii gospodarczej. O funkcjonowaniu mafii w polskim parlamencie dowiedzieliśmy się zresztą na kanwie afery Rywina, przy czym stawka wynosiła wówczas 60 mln PLN przechodzących przez jedną z firm prywatnych.
Na tle najgłośniejszej afery korupcyjnej po 1989 roku świetnie można było zobaczyć funkcjonowanie mafii w sektorze mediów. W zamian za określone zmiany prawne grupa je organizująca zażądała zatrudnienia konkretnej osoby pilnującej interesów tej zorganizowanej grupy przestępczej (mafii?) w owej stacji telewizyjnej (jak podaje opis tej afery zamieszczony w encyklopedii „Wikipedia”). Być może na tych samych zasadach: dzięki transakcji „legislacja za wpływ na media” funkcjonuje większość tego sektora w Polsce.
Na tym rynku dzieją się bowiem rzeczy niesłychane: korupcja ma wielomiliardowy charakter, jej skalę szacowałem ongiś na podstawie cennikowych wpływów z reklam na roczną kwotę ok. 2,8 miliarda PLN dla TVN i 2,7 miliarda dla Polsatu. W przypadku braku rynkowej protekcji rządu wpływy te byłyby nawet ok. 10-krotnie niższe. Szacowałem że w ciągu dwóch ostatnich kadencji rządu transfery finansowe do stacji uczestniczących w kartelu (gospodarczy termin oznaczający zmowę podmiotów gospodarczych) sięgły kwoty 15 miliardów PLN (uwzględniając wpływy reklamowe po rabatach).
Jakie możliwości wywierania wpływu na główne media ma obecny rząd PO-PSL? Na rynku mediów- ma ogromne. Co powiecie Państwo na deal: nadawanie rzadowej propagandy w zamian za ochronę przed konkurencją? Nawet w biednych krajach rozwijających się istnieje kilkanaście nadawanych naziemnie prywatnych telewizji ogólnokrajowych, tymczasem w Polsce oficjalnie przyznano tylko jedną ogólnopolską koncesję telewizyjną dla komercyjnej stacji prywatnej. TNV w 2004 roku docierał do 86 % powierzchni kraju. Istnieją ponadto inni nieznaczni gracze na rynku stacji nadających naziemnie.
Problemem rynku telewizyjnego w Polsce jest, podobnie jak w Meksyku, opanowanie rynku przez oligarchów, i ewidentne dla obserwującego rynek ekonomisty skorumpowanie wynikające z tej szkodliwej dla konsumentów, a korzystnej dla beneficjentów kartelu sytuacji. Ideą przyświecającą oligarchom jest utrzymanie monopolu na rynku nadawania naziemnego, podzielonym między Polsat i TVN. Nawet mająca stanowić wyłom w tym duopolu stacja TV4 należy w 90 % do Polsatu i w 9 % do TVN, mimo że rozliczne polskie media opisujące polski rynek telewizyjny próbują przedstawić tego gracza jako niezależny podmiot, zafałszowując dane na temat jego właścicieli. Kolejnym kanałem owego „niby niezależnego” gracza jest powstająca TV6.
W wielu krajach brak jest monopolu lub duopolu w sektorze telewizji komercyjnych. Przejście na nadawanie cyfrowe umożliwiło nadawanie naziemne 70, a nawet 120 kanałów ogólnokrajowych (por. lista stacji nadawanych cyfrowo w Wlk. Brytanii: http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_digital_terrestrial_television_channels_(UK) ). Ba, nawet system analogowy umożliwia nadawanie 10-12 kanałów na obszarze całego kraju. W Polsce można jedynie domniemywać, że w zamian za ustawodawstwo zapewniające duopol na rynku oraz zablokowanie konkurencji owe dwa kanały realizują określone postulaty grup politycznych.
Ale- to jest wielomiliardowa korupcja, a obserwatorzy rynku donoszą o chmarach lobbystów walczących o utrzymanie skorumpowanego systemu. Poprzez sztuczne i ewidentne tworzenie barier prawnych przed konkurencją stacje TVN i Polsat otrzymują wielomiliardowe subwencje od rządu. Większość klasy średniej, uciekając przed zdominowanym przez gigantyczną korupcję rynkiem telewizji naziemnej w Polsce musiała wydać znaczne sumy na zakup i instalację anten satelitarnych czy zestawów do odbioru pakietów telewizji cyfrowej. Tymczasem w nieskorumpowanej jurysdykcji ludzie ci mieliby do dyspozycji na przykład 100 kanałów nadawanych drogą naziemną.
Afera karteli telewizyjnych, afera multipleksowa to kolejna wielka afera korupcyjna polskiej polityki. To walka o miliardy wpływów reklamowych, jakie, dzięki prawdopodobnej wielkiej korupcji, wpływają do kas TVN-u i Polsat-u, a nie setki innych podmiotów, wypchniętych z polskiego rynku mechanizmem – czegóż jak nie praktyk o silnych znamionach korupcji.
Oto rozwijają się imperia telewizyjne powstające w „szklarni państwowych i rządowych regulacji”, zaś inni nie mają dostępu do nadawania cyfrowego i obiecującego rynku. Dlaczego ponad 100 innych polskich stacji telewizyjnych jest dyskryminowanych przez rząd PO- PSL, a Polsat i TVN otrzymały ok. 15 miliardów PLN dodatkowych wpływów dzięki politycznej protekcji gospodarczej? Gdyby na rynku medialnym znieść bariery ustawione przez rząd PO- PSL, grupy kapitałowe Polsatu i ITI (stacja TNV) straciłyby wiele miliardów PLN wpływów, ba, możliwe że, w przypadku Polsatu, mogłyby w ogóle zniknąć z rynku.

Jak za darmo lub niskim kosztem utworzyć gazetę codzienną on-line?

Polską bolączką jest niewielka liczba mediów, w tym liczących się mediów ogólnopolskich (por. liczbę polskich i np. niemieckich gazet on-line na:http://www.onlinenewspapers.com/european-newspapers.htm ). Aby medium stało się rozpoznawalne, konieczne jest osiągnięcie pewnego poziomu efektów skali. Pojedynczy blog nigdy nie osiągnie skali gazety codziennej.
Co innego, gdy grupa bloggerów zdecyduje się wspólnie stworzyć nowe medium. W polskiej przestrzeni publicznej było kilka- kilkanaście takich przypadków, lecz wszystkie one wymagały znacznych inwestycji i ogromnej wiedzy fachowej z zakresu technologii informatycznych. A co Państwo powiedzą na systemy, które pozwalają często bezpłatnie, lub za bardzo niewielkimi opłatami, tworzyć automatycznie i codziennie gazety dostępne on-line?
Kryzys dosięga małych wydawców prasy. Zmiany technologiczne następują tak szybko, że wielu drobnych niezależnych wydawców prasy ma problemy, zwłaszcza gdy generują zbyt malo kontentu by być atrakcyjnymi dla czytelnika graczami na rynku. Dotarcie do czytelników, wykorzystanie korzyści skali i zakresu jakie dają duże, rozpoznawalne media. To wszystko wydaje się trudne do osiągnięcia.
Dodatkowo problemem jest zawodność rynku. Na rynkach lokalnych, gdzie brak jest wykształconych rynków reklamy, trudno jest zapewnić lokalnej niezależnej prasie samowystarczalność finansową. Całe regiony funkcjonują z rynkiem mediów o cechach krajów totalitarnych: istnieją bowiem tylko określone tytuły finansowane przez aktualną administrację. Brak niezależnych mediów spycha całe regiony Polski w odmęt totalitarnych reżimów, w których obywatele nie mają możliwości przeciwstawienia się lokalnej administracji, nawet jeśli ich argumenty są słuszne, i mają jedynie możliwość głosowania nogami.
Trudne jest sfinansowanie także ogólnopolskiej gazety codziennej. Nawet przy 30- 70 tys. czytelników dziennie, jakich gromadził jeden z portali dla którego pełniłem funkcję głównego ekonomisty, niemożliwe było utrzymanie się z reklam internetowych.
Łatwo jest wystartować z nowym, jednocześnie bardzo, bardzo minimalistycznym projektem. Można wykorzystać technologie zautomatyzowanego składu prasy dla dostarczania nowego medium na rynek lokalny lub ogólnokrajowy. Można wykorzystać efekt skali i dać regionowi lub krajowi nowe pismo, mające być trybuną opinii. Można wspierać wolność słowa w regionie lub kraju korzystając z nowych udogodnień dla społecznych wydawców .
Jak to zrobić? Oprogramowanie wielu portali automatycznego składu prasy pozwala by kontent z Państwa bloga czy blogów które uznają Państwo za wartościowe pojawiał się w nowym, generowanym automatycznie czasopiśmie lokalnym dostępnym on-line. W tym celu zwykle trzeba uzyskać zgodę źródeł z których treści chcemy korzystać. Blogi muszą eksportować pełen post w formacie rss lub atom, czego na przykład nie oferuje swoim bloggerom portal Salon24.
Wykorzystanie kilku dodatkowych narzędzi, np. opcji email- do -postu, pozwala na stworzenie automatycznie aktualizowanej witryny- bloga z kolejnymi wydaniami gazety w formacie pdf. Inne oprogramowanie pozwala na stworzenie systemu do przeglądania wydań gazety bez konieczności posiadania oprogramowania do odczytywania formatu pdf, bezpośrednio z poziomu przeglądarki (taką opcję daje częściowo bezpłatny serwis wydawniczy http://issuu.com/ ). Niewielkimi nakładami można konkurować z wydawniczymi (i w polskim przypadku- często politycznymi) tuzami.
Przynajmniej w jednym z serwisów, który ostatnio oglądałem, można w prosty sposób generować bezpłatne i automatyczne gazety przesyłane na adres email. Jeszcze nie przetestowałem wszystkich opcji i najprawdopodobniej wydania mojej gazety lokalnej powstałej z pracy kilku lokalnych bloggerów jednego z polskich regionów, podsyłane na mój email, będę w sieci musiał umieszczać ręcznie. Nie jestem jednak informatykiem i sądzę że tylko po prostu nie umiem wykorzystać wszystkich dostępnych narzędzi.
Przegląd serwisów automatycznego składu gazet z blogów i kanałów rss:
  • FiveFilters.org
  • Tabbloid.com
  • FeedJournal.com
  • Feedbooks.com
  • Zinepal.com
Adam Fularz
tel. 0604 44 36 23  

Wydawca mediów u progu epoki "singularity"

Z wielką obawą wyglądam majączącej na horyzoncie epoki „singularity”, epoki postępu technologicznego tak szybkiego że nie jesteśmy nad nim w stanie zapanować.
Bez wielkich fajerwerków prowadzę kilka portali internetowych. Z roku na rok obserwuję coraz to większą profesjonalizację (nawet mediów społecznościowych), pojawianie się poziomu w którym coraz trudniej dotrzymać tempa zmian. Od jakiegoś czasu próbuję nieliczne prowadzone lub współprowadzone portale i sieci społecznościowe doprowadzić na lepszy poziom, i jest to coraz bardziej kosztowne. Oprogramowanie umożliwiające agregację blogów (w rodzaju portali nowyekran.pl czy salon24.pl) to wydatek np. kilkunastu tysięcy PLN. Jednocześnie- można coraz więcej osiągnąć prostymi rozwiązaniami, dostępnymi znacznie taniej niż aplikacje docinane na miarę, z tym że jest to coraz bardziej skomplikowane.
Interesuję się tematyką stron agregujących informacje, w rodzaju Huffington Post, Drudge Report. Rozwiązań jest tyle, że nie sposób wybrać, istnieją całe magazyny internetowe opisujące tego typu rozwiązania. Tutaj są ich listy:
Ciekawą ideą jest na przykład portal NewsNow, który korzysta z około 33 tysięcy źródeł w sieci Internet, by wyprodukować drugi po Google News najpopularniejszy agregator wiadomości w Wielkiej Brytanii. W Polsce ja utrzymuję podobny agregator wiadomości i wszystkich blogów dla jednego z polskich miast. Tego typu rozwiązania są w mojej ocenie przyszłością mediów.
W Polsce ludzie są tak niezorientowani we współczesnych technologiach, że nierzadko muszę tłumaczyć np. wydawcom czasopisma „Liberte”, czym są tego typu techologie jak kanały rss czy atom. Moje trzy lata zwracania uwagi wydawcom tego czasopisma na skalę technologicznego zapóźnienia nic nie dały, zresztą około 1/3 portali organizacji czy osób publicznych w Polsce nie generuje tego typu strumieni danych. Wydawcy „Liberte” też nie reagują na moje uwagi o tym że pisanie „do sieci” dramatycznie różni się od pisania „na papier”. 
Mi ostatnio bardzo przydadł do gustu minimalistyczny styl gazety internetowej „Energy News” (http://enenews.com/ ). Jest to przykład prosto stworzonego medium w minimalistyczny sposób dostarczającego częsty acz skąpy strumień informacji- i są to głównie nagłówki z niewielką ilością tzw. „kontentu”, lub nagłówki zawierają odniesienia do innych mediów.
Dodam, że tego typu działaniami zajmuję się po pracy, w czasie wolnym i niezawodowo. Konkretne działania zaś wykonują inne osoby, ja prowadzę jedynie prace koncepcyjne. Samemu zajmując się całością niemal nic nie był bym w stanie zrobić….
Adam Fularz